statystyki
314906 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Sytuacja okazała się beznadziejna, jednak nie krytyczna. Chłodziwo zalało już wszystkie dolne partie statku, w tym podpoziom ze złotym rdzeniem i wydostało się w niektórych miejscach na korytarze.
    Chłopak zrozumiał, że w przedsionku nie ma kontrolerów dla rury, jedynie same informacje dotyczące uszkodzeń. Chodził więc od hologramu do hologramu i przeglądał logi.

        " Awaryjne pompy chłodzenia nieaktywne. Inaktywator blokerów                            znajdziesz w podpoziomie nr.2. Systemy pól siłowych zostały                                                przeorganizowane przez intruzów."

- To świetnie, trafiłem nie do tego pomieszczenia co trzeba.
    Chłopak wrócił na główny korytarz podpoziomu. Ruszył wzdłuż rury, kierując się do aktywatorów. Z tego wszystkiego zapomniał o wszelkich środkach ostrożności i wszedł prosto na śpiącego Skaarja.
- O cholera... - wysyczał cicho, kiedy omal nie nadepnął na ogon gada. Stwór rozłożył się na posadce, tuż obok aktywatorów. Miał pysk pokryty krwią. Roger nawet nie chciał myśleć, do kogo ta krew mogła należeć. Wycofał się po woli pod ścianę, nie tracąc bestii z oczu. Nie chciał budzić gada, wiedział, że im mniej będzie walczyć, tym lepiej. Oszczędzi dzięki temu niezbędną amunicję, ale również nie dojdzie do zbędnych hałasów, towarzyszących walce.
    Skaarj przerzucił się na bok i poruszył nozdrzami. Na szczęście w pomieszczeniu było tak wiele różnych zapachów, że woń człowieka okazała się niewyczuwalna. Rog miał przynajmniej taką nadzieję.
    Wojownik podszedł do tablicy i wyciągnął rękę, manewrując coś przy hologramie. Mechanizm zadziałał, zawór systemu awaryjnego chłodzenia został uruchomiony. Rura w głównym pomieszczeniu zasyczała, siła ssąca poszła w stronę chłodziwa.
- Udało się... - wyszeptał cicho do siebie.
    Skaarj poruszył łapą. Roger był gotowy do walki. Zdziwiło go, że nawet hałas działających pomp nie przyczynił się do przebudzenia śpiocha, wykorzystał więc sytuację i wyszedł na zewnątrz. Miał już zamiar opuścić salę i wrócić korytarzami do pomieszczenia ze złotym rdzeniem, jednak jego wzrok przyciągnął jeden z leżących członków załogi. Rozpoznał go. Tuż obok rury znajdował się Malakai, miał rozszarpaną pierś. W uścisku trzymał swoją broń - działko przeciwlotnicze. Rogera ogarnął wielki żal, przemieszany z nienawiścią. Obudziły się w nim najprymitywniejsze ludzkie emocje. Wyjął działko z uścisku towarzysza i przyczepił do pasa, miało wypełniony do połowy magazynek, następnie chwycił kawałek sporego metalu, który leżał na schodach wejściowych. Spojrzał w stronę pomieszczenia ze śpiącą bestią.
Wiedział już, do kogo należała tamta krew.
- Nie daruję ci tego... - wysyczał przez zaciśnięte zęby.

    Skaarj nie zareagował, kiedy wysłaniec wszedł do pomieszczenia. Przebudził go w końcu hałas pracującej rury, jednak wziął człowieka najprawdopodobniej za członka swojego rodzaju. Tym razem Roger nie zachowywał się cicho. Podszedł śmiało do gada i wymierzył mu kopniaka w kark. Gad zawarczał i obrócił głowę.
- Miłych snów! - wrzasnął Rog i uderzył z całej siły ciężkim metalem w czaszkę bestii.

                                                                    *

    Chłodziwo mezzaninowe opadło poniżej krytycznego poziomu, odsłaniając przejście do rdzenia. Roger miał teraz dwie potężne bronie, nie licząc nagromadzonych emocji, których będzie musiał użyć do oczyszczenia podpoziomu. Wszedł na korytarz prowadzący do rdzenia ze świadomością, że napadnie go zaraz cała gromada gadów. Korytarz był pusty. Skaarjowie najprawdopodobniej wycofali się z tej części statku, ruszając w pogoń za resztą załogi. Roger miał pewne obawy, o których nie chciał wspominać obrońcom. Skoro moc generatora padła, do być może bariera do laboratorium przestała istnieć i najeźdźcy opanowali pierwszy poziom, chyba że osłona wymagała jedynie zasilania złotego rdzenia.
    Pomieszczenie to bardzo różniło się od miejsca z aktywatorami. Również i tutaj panowała ciemność, światła w tej części promu wysiadły zupełnie, że chłopak musiał poruszać się znaczną część drogi po ciemku. Jedynie w niektórych miejscach fosforyzowała poświata od chlupiącego w kanałach chłodziwa lub zamigotał prąd przeskakujący wzdłuż rozerwanych przewodów. Całe szczęście, że wszystkie kierunkowskazy, hologramy i przełączniki wind nie czerpały mocy z generatora i błyskały innym rodzajem energii.
    Korytarz był bardzo długi, ciągnął się chyba na setki metrów. Całość miała trzy piętra. Idąc wzdłuż tego najwyższego, dochodziło się donikąd, drugie piętro poniżej prowadziło do dwóch złotych rdzeni, natomiast te najniższe wychodziło prosto na poziom zalany chłodziwem. Między piętrami jeździła winda, zatrzymując się na środku przez bardzo krótki odcinek czasu, po czym opadała na sam dół.
- A więc do roboty Roger.... - chłopak dodał sobie otuchy i ruszył w mrok. Miał w głowie szkic tego miejsca, a wszystkie informacje, które uzyskał, zgadzały się dokładnie z jego wyobrażeniami. Zaczął podróż do rdzenia od przeczytania wszystkich informacji, pozostawionych na świetlistych hologramach. W szybkim czasie odnalazł logi dotyczące rdzenia i samej powłoki pierwszego poziomu:

    "ISV-KRAN : STATUS ZASILANIA : Wyłączony. Minimalne uszkodzenia. Systemy podtrzymujące życie - włączone. Zasilanie pokładu pierwszego - pełna moc. Kadłub statku uszkodzony na poziomie galeryjki obserwacyjnej. Generator pól blokujących - włączony. Złote rdzenie pracuje nie stabilnie z powodu nadmiernego poboru            mocy do zablokowania przedziału inżynieryjnego. Pole blokujące ten przedział można wyłączyć, niszcząc złote rdzenie."

    Wiadomość bardzo ucieszyła Rogera, nie było aż tak strasznie, jak się tego spodziewał. Żałował jedynie, że nie ma tu wzmianki o generatorze, niezbędnym do uruchomienia windy. Podświetlana mapa wskazywała miejsce, w którym znajdowało się złote rdzenie.
- Piętro drugie, sam koniec korytarza... - Roger przestudiował każdy szczegół. Jego droga wiodła wzdłuż całego środkowego piętra, poprzez ciemność, rozświetloną jedynie przez przeskakujący strumień prądu głowicy i rozmieszczone w znacznej odległości lampki awaryjne. Chwycił mocniej razorjacka i poszedł wezwać windę. Dźwig pojawił się po chwili w szybie, dając podczas zbliżania piskliwe, metaliczne dźwięki. Na podłodze windy leżało ciało jakiegoś Skaarja, które chłopak ominął ze wstrętem.
    Winda zatrzymała się w połowie, na bardzo krótki odcinek czasu, jednak wystarczający, aby Roger mógł skoczyć na posadzkę. Ogarnęły go egipskie ciemności. Widział w oddali błękitny strumień prądu, który stał się jego przewodnikiem, prowadząc wysłańca, niczym blask latarni morskiej prowadzi statek do portu.
    Chłopak rozglądał się nerwowo na wszystkie strony. Słyszał ich. Widział nawet przez kratowaną podłogę, jak jeden przebiegł poziom wyżej, uderzając pazurami o metal. Wiedzieli, że on tu jest.
    Trzymając się blisko ściany, Roger dotarł do głowicy. W tym miejscu natrafił na przepaść. Nie wstawiono tutaj posadzek, ani żadnych filarów, które mogły by zakłócić pole magnetyczne głowicy.
    Widok przeskakującego strumienia prądu z lewej strony urządzenia na drugą i na odwrót, sprawił, że chłopak wpadł w trans. To było takie piękne, a syk towarzyszący temu zjawisku jednoczył się z biciem jego serca. Po bokach piętra biegły dwie wąskie kładki. Tylko idąc wzdłuż nich, można było przedostać się do dalszej części.
        Znalazł się poza zasięgiem głowicy, kiedy z wyższego piętra zeskoczył Skaarj, lądując zaledwie dwa metry przez chłopakiem. Gad rzucił się na ofiarę i oboje wpadli w przepaść. Roger uniknął upadku, lądując na kolanie i prawej nodze, podtrzymując przy tym ciało jedną ręką opartą o ziemię, gdyż w drugiej trzymał razorjacka. Skaarj upadł niczym kot na cztery łapy. Momentalnie wznowił atak, zmuszając Rogera do cofnięcia. Głowica znalazła się tuż za jego plecami, że omal nie wszedł w przeskakujący prąd. Schylił się i przeczołgał pod zasilaniem. Gad dał susa w powietrze niczym jaguar, przeskakując nad źródłem wysokiego napięcia. Nie miał broni, ponieważ sądził, że Roger będzie kolejną, łatwą zdobyczą, jak cała ta reszta naukowców z promu. Nie miał racji. Chłopak celowo się wycofywał, aby wprowadzić go w pole zasięgu głowicy. Obydwoje ruszyli na siebie. Roger był o wiele słabszy i drobniejszy od Skaarja-wojownika, ale nadrabiał to zwinnością i szybszym myśleniem. Dał bestii parę silnych kopniaków, nim ona zdążyła go pochwycić. Potem wykorzystał ostrze razorjacka, używając je niczym noża. Role odwróciły się - Skaarj stał się ofiarą, Roger łowcą. Gad zaczął się cofać, chcąc obejść człowieka naokoło i zaszarżować ponownie z boku. Zapomniał o prądzie, wpakował się prosto na głowicę. Napięcie było wysokie, moc rozerwała gada na kawałki. Na wszystkie strony rozprysła się czerwień, jakby ktoś lał zabarwioną wodę przed wirujący mocno wentylator. Roger zasłonił się ręką, nie chcąc aby kawałki ciała opryskały mu twarz. Walka dobiegła końca. Chłopak przeszedł na czworaka poniżej strumienia prądu i wrócił do korytarza. Niestety znalazł się na najniższym piętrze. Postanowił mimo wszystko iść przed siebie.
- "Poziomy się pokrywają" - pomyślał. - "Jeżeli dojdę do końca, znajdę się dokładnie pod złotym rdzeniem i być może znajdę jakieś przejście."
    Koniec piętra zalało chłodziwo. Pompy nie zdążyły wszystkiego opróżnić, albo być może nie dały rady kontynuować pracy, czyli jednym słowem po prostu wysiadły. Na szczęście, można się było poruszać po samej kratownicy, położonej tuż nad syczącą i fosforyzującą cieczą, która rozjaśniała całe pomieszczenie zielonym kolorem.
    Roger stanął u podnóża złotego rdzenia. Był on energetycznym polem siłowym, dającym moc osłonie w laboratorium. Miał postać dwóch wąskich, ustawionych po dwóch stronach pomieszczenia klepsydr, gdzie zamiast piasku, płynęły wiązki energii. Roger rozejrzał się, nie dostrzegł żadnego wroga, ani członka załogi. Gady musiały się poprzenosić szybami do innej części promu - na jego szczęście i jednocześnie na nieszczęście personelu, o ile ktoś w ogóle został na tym przeklętym statku poza obrońcami.
    Chłopak zabrał się do roboty, jego zadanie polegało na zatrzymaniu energii przepływającej przez rdzeń, dostaniu się do generatora, wznowieniu przepływu mocy i tym samym uaktywnieniu windy. Jednak nie było tu kładki, ani windy, ani niczego innego, co mogłoby sprowadzić Trezorańczyka na właściwy poziom rdzeni. Nie miał także ochoty cofać się kilkaset metrów w tył i przebywać ponownie całą drogę.
- Co tu robić?.... - mruknął, oglądając dokładnie każdy szczegół pomieszczenia.    - Chyba mam...
    Ściana pomiędzy piętrami znajdowała się w pewnej odległości od krat, stanowiących podłogę następnego poziomiu. Jeśli miałby linę, albo drabinę, mógłby po prostu wdrapać się do góry. Skacząc, na pewno nie uchwyci krawędzi krat posadzki. Znalazł za to inne rozwiązanie, chociaż bardzo ryzykowne. Jeżeli rozbiegnie porządnie się i odbije z całej siły od ściany, to prawdopodobnie uda mu się uchwycić za górną poręcz i podciągnąć.
- Cóż, w najgorszym wypadku wyląduję w chłodziwie - pocieszył sam siebie, robiąc przy tym krzywy uśmiech. Przyczepił razorjacka do paska od spodni, a z drugiej strony działko, aby mieć dwie wolne ręce. Cofnął się w głąb korytarza, którym tutaj przybył. Spojrzał na ścianę. Skupił się. Odmierzył dokładną odległość rozbiegu oraz wyznaczył punkt wybicia. Napiął mięśnie i zaczął biec. Był już prawie na miejscu, kiedy raptownie zatrzymał się, tuż przy chłodziwie mezzaninowym.
- Źle, jeszcze raz....
Powtórzył wszystkie czynności i spróbował po raz drugi. Kiedy dobiegł do krawędzi odbił się od kraty i skoczył obunóż na ścianę. Wybił się drugi raz, okręcając całe ciało. Jego dłonie chwyciły zimny metal, stanowiący posadzkę wyższego piętra. Udało się.
    Roger zaczął się podciągać i kiedy stanął na czworaka, zauważył przed sobą parę opazurzonych łap.
- No nie.... jak mogłem go nie wyczuć.... - szepnął cicho do siebie. Zaczął unosić wzrok. Kolejno pokazały się pokryte twardą łuską kończyny, machający na boki ogon, potężnie zbudowana sylwetka, błyszczące, białe kły a także dziko spoglądające na niego żółte ślepia. Skaarj-wojownik. Gad tylko czekał, aż człowiek się tutaj dostanie.
    Roger wykonał fikołka do tyłu, kiedy bestia uderzyła pazurami w kraty. Krawędź, której się wcześniej złapał, zawisła na drucikach. Chłopak wykorzystał to bez wahania i oderwał spory kawałek metalu. Będzie walczyć wręcz, bo nie zdąży już wyciągnąć broni i odsunąć się na pewną odległość od intruza. Trzymał teraz w ręku potężną, stalową laskę. Skaarj zaatakował łapami, człowiek blokował każde uderzenie. Pazury uderzały o metal, roznosząc skrzypiące dźwięki po całym poziomie. Posypały się iskry. Szybszy od bestii Roger, okładał gada całą serią ciosów. Skaarj kilka razy walnął w jego pierś, która na szczęście chroniona była przez pancerz, robiąc mocne wgniecenia i rysy. Roger zakrztusił się i złapał za brzuch, miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Skaarj wykorzystał sytuację i przewrócił go na kraty silnym ciosem przedniej łapy. Chłopak przetoczył się kilka metrów dalej, lądując na krawędzi przepaści, pod którą skwierczało chłodziwo mezzaninowe. Gad skoczył. Roger w ostatniej chwili wyciągnął do góry laskę, parując upadek Skaarja prosto na niego. Szczęki chwyciły za metal. Chłopak uderzył go obunóż w bok i zepchnął z krat. Bestia wpadła do chłodziwa, toksycznego chłodziwa. Jej skóra zaczęła dosłownie się topić. Zaryczała z bólu. Udało jej się wydostać na posadzkę. Nie wyglądała za dobrze. W niektórych miejscach kwas dotarł aż do krwi.
    Skaarj zrezygnował z kolejnego ataku. Zawarczał jedynie na człowieka, który go tak urządził i zniknął w mrocznym korytarzu. Rogerowi nic się nie stało. Pancerz ochronił jego ciało od ciosów i pazurów.
    Kiedy doszedł już do siebie i znikło napięcie towarzyszące walce, zabrał się do swojego zadania. Oparł metalową laskę o ścianę i zaczął przyglądać się pierwszemu ze złotych rdzeni. Napis nieopodal obiektu głosił, że aby przeciąć dopływ energii trzeba najpierw inaktywować osłonę jądrową    i strzelić w głowicę rdzenia.
    Roger wyłączył przełącznikiem powłokę. Pole siłowe rdzenia zostało zdjęte. Czysty płomień wielkiej mocy wił się niczym splątane ze sobą rozwścieczone węże.
- Mike, lepiej teraz złap się czegoś.... - rzekł po cichu. Następnie oddalił na znaczną odległość i wziął w dłonie działko przeciwlotnicze. Wiedział czym się kończy strzelanie do rdzenia. Kiedyś podczas szkolenia na Ziemi instruktor tłumaczył mu działanie tych urządzeń wielkiej mocy. - Akcja poprzedza reakcję!
    Wystrzelił kulę odłamków metalicznych. Pocisk trafił w samo serce rdzenia. Głowica zatrzymała przepływ energii.

    Mike przewrócił się na podłogę i grzmotnął plecami o kant filara. Zatrzęsło całym statkiem, aż obrońcy musieli się czegoś złapać.
- Co się dzieje do licha jasnego?! - wrzasnął Bari do reszty członków grupy pilnującej windy.
- Chyba osuwamy się... - rzekł po cichu Evard spoglądając w stronę, gdzie setki metrów dalej powinien znajdować się kadłub statku. - Ciężar promu naruszył skały.
- Mam inne podejrzenia... to nie możliwe! - Mike włączył magnetyczny kalendarz pokładowy, który zawsze nosił w kieszeni. - Pięć minut i pięćdziesiąt trzy sekundy! Włączyłem stoper, kiedy rozdzieliliśmy się przy wrotach.
    Trójka obrońców spojrzała po sobie ze zdziwieniem.
- To mógł być przypadek, przestańcie się tak na mnie gapić! - dodał oskarżycielskim tonem. Nastała chwila milczenia. W końcu Evard wypowiedział te imię, którego obrońca tak bardzo nie chciał słyszeć.
- Roger? Myślicie, że to on?

    Wstrząs powtórzył się drugi raz. Obrońcy pilnujący przejścia również bardzo się zdziwili.
- Dwa wstrząsy, dwa rdzenie.... - zauważył Armok i zwrócił twarz w stronę Keriga. - Chyba ten przybysz miał rację.
- Czułem, że tego dokona, po prostu czułem to... - odparł Ker.
- A mi jest strasznie wstyd za nas wszystkich, on się tam męczy, a my wychodzimy tu na debili! Nie poradziliśmy sobie z tym zadaniem całą naszą grupą! - powiedział Laro.
- Bo my jesteśmy ludźmi, a Roger jest Qupada - burknął Kerig. Armok wlepił w niego swój chłodny wzrok.
- Coś ty powiedział? To chyba po murzyńsku....
- Po nalijsku - odparł kapral. -    Kiedy poszliśmy do poziomu z platformą, opowiadaliśmy sobie kilka zdań na nasz temat. Roger powiedział, że tubylcy go tak nazywają i padają przed nim na kolana, kiedy go widzą. A jak trzyma broń w ręku, to w ogóle zachowują się jak jacyś niewolnicy, błagający o zbawienie.
- Może po prostu boją się, że zginą z tej broni i jako istoty wysoce religijne, chcą modlitwą przebłagać gniew bogów, którzy go zesłali - zażartował Armok. - To normalne u prymitywnych istot.
- Cicho.... - przerwał im Laro. Cała trójka zaczęła nasłuchiwać. Przez korytarze rozniosło się echo warknięć i pomruków obcych. - Gromadzą się gdzieś niedaleko.
- Pewnie też poczuli wstrząsy i chcą uciec w bezpieczne miejsce. Albo może wyczuli ludzi.... - powiedział chłodnym głosem Armok.
- Roger, proszę, pośpiesz się z tą windą.... - Kerig spojrzał na wrota, oddzielające podpoziom, w którym się znajdowali, od reszty strefy.
Był gotowy do walki, trzymał w dłoniach rakietnicę, którą dostał od Rogera. W końcu zdecydował się z niej skorzystać, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.

    Roger ocknął się. Otworzył oczy. Przeciął dopływ energii obu rdzeni, wyłączając tym samym zaporę w laboratorium. Nie miał pojęcia, jak długo leżał nieprzytomny. Po strzale w pierwszy rdzeń, nic mu się nie stało. Jednak w przypadku tego drugiego, wybuch był o wiele potężniejszy, niż się tego spodziewał i miał dużo większy zasięg. Siła rażenia przewróciła go na posadzkę, odbierając na pewien czas świadomość.
- Ale przynajmniej się udało! - chłopak skomentował swój wyczyn, strzepując jednocześnie popiół i sadzę z pogniecionego pancerza. - Wygląda na to, że przyda się mi nowa zbroja.
    W pomieszczeniu panowała cisza. Skaarj nie zaatakował ponownie, najwyraźniej postanowił zostawić człowieka w spokoju. Roger podniósł z ziemi upuszczonego podczas wybuchu razorjacka. Rozejrzał się. Spojrzał na swoje dzieło. Rdzenie zostały wyłączone, więc nie pozostało mu nic innego, jak wrócić do głównego korytarza i odszukać pomieszczenia z generatorem.
- "To teraz pozostaje tylko uruchomić windę" - pomyślał chłopak. - "Będę przygotowany na wszystko."
    Droga powrotna nie sprawiła mu najmniejszego problemu, jednak mimo wszystko, zachował całkowitą ostrożność. Dotarł do drzwi podpoziomu i wydostał się na korytarz. Przypomniał sobie w umyśle mapę korytarzy całego poziomu. Jednak odnalezienie właściwej drogi sprawiło mu tym razem dużo kłopotów. Przechodził nad ciałami załogi i Skaarjów, omijał rozlane po przejściach ciecze, przeskakiwał przez leżące filary i sterty metalicznych przedmiotów, schylał się pod rozluźnionymi lampami, obszukiwał drobniejsze pomieszczenia. Widoki nie były przyjemne. Porozbijane szyby, głucho pracujące komputery z resztkami energii, ciemne pomieszczenia, kałuże krwi, przelatujące przez korytarze dymy, wijące się przewody.
    Roger kręcił się przez labirynt korytarzy, wszystko wyglądało podobnie. Poczuł lekkie zakłopotanie, ponieważ im dłużej szukał generatora, tym więcej czasu laboratorium pozostawało bez zapory wysokiego napięcia.
    Chłopak zdecydował się na inny sposób. Sam nie wiedział, czy to dzieje się dzięki jego intuicji, czy jedynie z przypadku. Jednak kiedy stosował tą technikę, zawsze trafiał dokładnie do tego miejsca, do którego chciał. Po raz pierwszy odkrył to w sobie, kiedy był małym dzieckiem. Zgubił się kiedyś na pustkowiu obcego terenu i nie wiedział jak odnaleźć drogę powrotną. Kierunki świata zlały się w jedno, słońce świeciło dokładnie nad jego głową. Jedynymi obiektami na pustkowiu były tytanowe ściany dawnej, zapomnianej przez czas budowli oraz leżący, niedziałający robot. Do tego wzmagała się burza piaskowa. Roger brał udział w locie kosmicznym na obcą planetę, zasiedloną przez ludzką cywilizację. Nie posłuchał ostrzeżenia instruktora i odszedł ze stacji badawczej. Potem błądził całymi godzinami po gorącym, czerwonym piasku. Kiedy miał już zrezygnować i rzucić się na kolana z rozpaczy, otrzymał wsparcie. Jego umysł nie pozwolił mu się poddawać. Nakazał szukać dalej. Chłopiec usłyszał wewnętrzny głos, który miał go poprowadzić. Jego drugie i lepsze ja. Wstał z ziemi i ruszył donikąd, szedł po prostu przed siebie.
- "To nie ma sensu" - myślał w głębi ducha. - "Nie odnajdę grupy. Nie zobaczę już nigdy tatusia!"
    Ale jednak szedł przed siebie i dotarł do celu. Po pół godzinnym marszu zauważył stację badawczą i uzbrojonych w lasery żołnierzy. Jeden z nich zaprowadził go do reszty jego grupy szkoleniowej. Instruktor był zły, ale jeszcze bardziej wystraszony, lecz jego chłodna twarz doskonale maskowała wszystkie uczucia.
- Zignorowałeś rozkaz mały - rzekł wtedy. - Za karę nie opuścisz swojego pomieszczenia przez tydzień.
    Roger przyjął karę, wiedział, że zasłużył na nią. Przez tydzień nie widział się z żadnym znajomym, siedział zamknięty w pokoju z przerwą na łazienkę i posiłki, do tego musiał się nauczyć obsługę pilotażu ścigacza lądowego. Jedynym jego towarzyszem był mały, przypominający szakala, robot Anubis. Chłopak przemyślał to, co się wydarzyło. Umysł go poprowadził.
    Potem zdarzało się mu to także kilka razy. Również tutaj na Na Pali czuł w sobie przewodnika, ale tym razem było to coś znacznie potężniejszego, niż intuicja.
    Roger zamknął oczy i usunął wszelkie myśli. Khalk wyjaśnił mu jak obsługiwać generator, jednak zapomniał powiedzieć, gdzie się on w ogóle znajduje. Ruszył przed siebie. Szedł, po prostu szedł i nie myślał dokąd, zachowując przy tym pełną ostrożność na wypadek ataku obcych. Nie miał ochoty szukać obrońców i pytać się jak dojść do celu, to by mogło wzbudzić wątpliwości co do jego osoby. Chciał dać sobie radę sam - jak zwykle.
    Sposób nieświadomego prowadzenia powiódł się i tym razem. Chłopak dotarł w końcu do windy, prowadzącej na sale energetyczne. Na ścianie znajdował się wielki podświetlony napis :

                        "RDZEŃ GENERATORA KONTROLUJĄCY MOC ZASILANIA"

- Wreszcie dotarłem - ucieszył się chłopak.
    Winda działała. Bardziej to była ruchoma, poruszająca się ukośnie platforma, niżeli prawdziwa winda. Chłopak podjechał do góry i pierwsze co tam zauważył, to masę świateł, o najróżniejszej odcieni błękitu. Niektóre z nich podchodziły aż pod biel, inne przypominały głębię oceanu. Na środku pomieszczenia znajdował się ogromny, przypominający przepołowioną rakietę generator. Nie działał. Przez człony "rakiety" nie przepływała energia.
    To nie był jeszcze koniec. W pomieszczeniu spotkał Skaarjów i to na dodatek tych najbardziej zaawansowanych, a także jednego, śpiącego wojownika. Chodzili pod generatorem i majstrowali coś przy przełącznikach.
- "Chcą przejąć energię promu..." - przeszło przez myśl Rogera. - "Muszę coś zrobić, zanim przeprogramują systemy."
    Chłopak zauważył w samym rogu sali niewielkie, prowadzące do windy drzwi. Przywarł do ściany. Postanowił wjechać na półpiętro i zaatakować z góry intruzów. Jeden z gadów, obkuty od stóp do głów w pancerz żołnierz, stał odwrócony do niego plecami. Roger poruszał się cicho wzdłuż ściany. Miał szczęście, że w sali czuć było odór chłodziwa i nie zostanie wyczuty przez obcych. Ponieważ sądził, że tak rozwinięte istoty miały dobry węch. Chyba, że się mylił, a ewolucja potraktowała je podobnie jak ludzi.
    Był już prawie na miejscu, kiedy zaczął sobie wyobrażać, że coś za łatwo mu idzie. Wpatrywał się ciągle w gada, śledząc jego ruchy, nie zauważył stojących na skraju ściany beczek. Wszedł prosto w ich środek. Beczki poturlały się na wszystkie strony, Skaarjowie wlepili wzrok w przybysza.
- Wiedziałem, że coś zaraz schrzanię... - rzekł do siebie Roger.
    Skoczył do przedsionka. Nie miał żadnego planu. Po prostu chciał wjechać na górę i zwiać w jakieś bezpieczne miejsce. Gady ruszyły w pościg. Na szczęście nie złapały już windy, chłopak znalazł się na piętrze i leciał w kierunku zakręcającego korytarza. Zatrzymał się w małym pomieszczeniu. Ślepym pomieszczeniu. Tam również był Skaarj, który bez wahania ruszył prosto na niego. Z windy zaczęli wychodzić najeźdźcy. Chłopak wpadł w pułapkę.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności