statystyki
314868 Odsłon
Online: 1
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

PHOBOS :

    Nico zerwał się raptownie ze snu, odgłosy nocy mieszały się z jakimś dziwnym dźwiękiem. Roger leżał przewrócony na bok i najwyraźniej spał dalej. Na zewnątrz było słychać warkot jakieś maszyny, najprawdopodobniej małego statku albo rakiety. Dochodziła druga w nocy. Nico wstał na nogi, wyciągnął shock rifle i podszedł do kamiennego okna bez szyby, aby zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Mniej więcej czterdzieści metrów dalej wylądował jakiś niewielki statek i wysiadł z niego człowiek. Miał w ręku zielonkawy przedmiot, fosforyzujący w ciemnościach. Ubrany był po wojskowemu, ale nie miał żadnych odznaczeń na ubraniu. Co chwilę patrzał się w niebo i za moment na ów przedmiot. Nie miał w ręku broni.
Nico zobaczył coś jeszcze. Za człowiekiem pokazała się wysoka czarna postać o niezwykle szczupłej budowie i zbliżała się bezszelestnie w stronę żołnierza. Nico rozpoznał co to jest i wyskoczył ze swojej kryjówki nie myśląc o konsekwencjach. Wymierzył broń prosto w pierś przybysza.
- Padnij albo zginiesz !!!!! - krzyknął jak najgłośniej potrafił.
    Żołnierz zwrócił oczy na Nicolasa i otworzył usta z przerażenia, ale w momencie kiedy Nico otworzył ogień, przybysz padł na ziemię. Olbrzymia czarna postać skoczyła w tym momencie tam gdzie przed chwilą był kark ofiary, rycząc przeraźliwie, ale zamiast nieszczęśnika pojawił się błysk broni energetycznej i trafił ją w korpus. Okolicę przeszył przeraźliwy gadzi ryk, ale po chwili wszystko ucichło. Nico podbiegł do człowieka i chciał mu pomóc wstać, ale ten przerażony patrzał raz na niego, raz na gada i nie mógł wydobyć z siebie słowa. Nico wskazał bronią na leżącego, trzy metrowego gada...
- Velociraptor, miałeś szczęście, że go zobaczyłem, teraz już pewnie byś nie żył. - Podał rękę żołnierzowi i pomógł mu wstać na nogi.
- Dzięki... serdeczne dzięki, myślałem że chcesz mnie zabić, kim jesteś?
- Na imię mam Nico i wybieram się z bratem do pewnego miejsca.
Teraz twoja kolej - Trezorańczyk był nadal podejrzliwy, dopóki nie dowie się z kim ma do czynienia, zawsze woli być ostrożny.
- Jestem porucznik Phobos, a dokładniej teraz już jestem nikim, uciekłem właśnie z bazy lotów kosmicznych Vortex, szukam pewnego miasta, chcę ostrzec ich mieszkańców, ale zgubiłem się i nie mogę odnaleźć właściwej drogi.
- Hmmm, czekaj, jestem tutaj z bratem, siedzi w tamtej budowli, chodźmy pogadać z nim, on lepiej zna się na geografii niż ja. - Phobos uspokoił się już z przeżytego przed chwilą szoku, ale Nico nadal był jeszcze podejrzliwy. Wszędzie panowała cisza, było aż za cicho. Wiatr zupełnie umilkł, a po wieczornej burzy piaskowej nie było już ani śladu.
    Roger obudził się w momencie kiedy Nico wraz z Phobosem znaleźli się w przejściu i raptownie zerwał się na nogi, w pierwszej chwili pomyślał, że ten drugi prowadzi Nicolasa jako zakładnika. Wyciągnął broń z za pasa i wymierzył w kierunku Phobosa.

- Spokojnie Roger, to przyjaciel, zgubił się na pustyni.
- Aha, fajnie, a myślałem że zaraz będzie bum. - cała trójka uśmiechnęła się i napięcie w końcu opadło.
- Na imię mi Phobos, szukam miasta Trezor, wiecie może gdzie ono jest? Po tych słowach Roger i Nico spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.
- Czy wiemy, gdzie to jest? Tak się składa, że tam mieszkamy ! A o co dokładnie chodzi? - Roger był coraz bardziej zaniepokojony.
- Niedługo przyleci tam cała armia z Vortex'u, to odłam Liandri, chcą zabrać sporą część osób na Alphę do kopalni. Pracuję od dawna dla Liandri, ale tak naprawdę jestem rebeliantem i w ukryciu działam przeciwko nim, moi przyjaciele i ja wylecieliśmy wieczorem niby na patrol, ale chcemy ostrzec mieszkańców zagrożonych miast. Te potwory zabiły mojego brata i przysięgłem, że wraz z nimi doprowadzimy do upadku Liandri. - Reakcja braci była błyskawiczna, stanęli jak wryci i przez pierwsze momenty żaden nie wydobył z siebie słowa, Roger w końcu odezwał się pierwszy.
- O mój Boże! Nico musimy wracać, odłożymy zadanie na kiedy indziej. Ale droga powrotna nam zajmie kilka dni, co robić?!
- Nie martwcie się o to, mam statek, miejsca jest dla pięciu osób. A jak daleko to jest stąd?
- Jakieś 400 kilometrów, spory kawałek - odparł Nico
- I wy maszerujecie takie odległości piechotą?
- Przepraszam, wyjaśnię wszystko po drodze. Chodźmy już.

    Pojazd Phobosa faktycznie był malutki, znajdowały się tam tylko cztery miejsca siedzące i mała przestrzeń z tyłu na jakieś uzbrojenie, albo coś w tym stylu. Na obu bokach kabiny widniał numer rejestracyjny Liandri i symbol Vortex'u, a tuż nad napisem wisiała broń laserowa. Kadłub był wykonany z czystego tarydium. Z tyłu znajdowały się cztery silniki odrzutowe, ale tylko dwa były aktywne. Pozostałe służyły za napęd awaryjny. Phobos przypiął się pasami, obok usiadł Roger, a na tylnym siedzeniu Nico. Po kilku sekundach statek zawisł w powietrzu, odrzuty silnika przestawiły się z kąta prostego na równoległy do ziemi i maszyna wystrzeliła do przodu. Pasażerowie dosłownie wtopili się w siedzenia. Skoro Liandri ma do dyspozycji takie maszyny to walka z nimi jest całkowicie bez sensu. Roger zaczął myśleć o stanie defensywnym miasta. Cała broń była zmagazynowana w podziemnej fortecy oraz jaskiniach w pobliskiej górze. Głównie znajdowały się tam czołgi laserowe, wieżyczki, ręczne karabiny maszynowe, shocki, może z trzydzieści patrolowców, oraz parę bomb zegarowych. Ale to wszystko nie było używane od prawie dwudziestu lat, być może nie nadaję się już do niczego. Poza tym wyniesienie tego, ustawienie na pozycjach, zdyscyplinowanie miasta zajmie przecież parę dni! A jeżeli wierzyć Phobosowi w każdej chwili może nastąpić atak z powietrza.
- Co was tu sprowadza? - Phobos przerwał rozmyślania Rogera.
- Tak naprawdę to wybieraliśmy się do Liandri. Mamy statki, ale postanowiliśmy uczynić sobie pieszą wycieczkę, jesteśmy przyzwyczajeni do chodzenia w terenie, zresztą nasze statki należały kiedyś głównie do Skaarjów i być może zestrzelono by nas, myśląc że to napad. - Nico pierwszy się wtrącił, widząc że starszy brat znowu myślami jest w innym świecie.
- Przepraszam, że to powiem, ale to jest chore, aby włóczyć się na takie odległości po pustyni, ja bym tak nie potrafił, jeszcze te paskudne velociraptory, ja sam omal nie zginąłem gdyby nie twoja ingerencja !
- No wiesz, jak od urodzenia tak żyjesz to możesz się i do tego przystosować. - zażartował Nicolas - Wspominałeś coś, że straciłeś brata. Możesz powiedzieć coś o tym więcej i o ataku?
- Tak, zgadza się miałem brata, znał się na mapach i skałach jak nikt inny, nazywał się Xaos.... - Rogera raziły te słowa jak piorun, zresztą
Nicolasa również. Roger dopiero teraz się ożywił.
- Ma on blond włosy długie, jest wysoki, bardziej o sylwetce naukowca niż wojownika, mniej więcej w moim wieku i został wysłany na Alphę do badania gruntów? - Trezorańczyk wyrzucił całe zdanie jednym tchem.
- Zgadza się! Znaliście go?! - Tym razem to Phobos był zaskoczony.
- Poprawka.... my znamy go ! Ale numer! - Nico stał się teraz bardziej rozbawiony, niż zaskoczony.
- Co?! gdzie..... zaprowadźcie mnie do niego, musze go zobaczyć, to nie możliwe!
- Zaraz go zobaczysz, jest u nas w miasteczku. - uspokoił go Roger.

    Phobos dał pełną moc silnika. To cudowne uczucie, kiedy myśli się, że kogoś się straciło, a nagle okazuje się, że ta osoba żyje.
    Roger wskazywał mu kierunek lotu. Wyglądało na to, że misja z mapami zostanie odłożona. Teraz najważniejsze to powiadomić o wszystkim mieszkańców i pomyśleć co dalej robić.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności