statystyki
314893 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Niebo było nadal czarne, chłopak podniósł się z ziemi i wszedł do drewnianego domku, aby obudzić Kirę. Dziewczyna spała na pierwszym piętrze, więc musiał się tam wspiąć po drabinie. Podszedł do prymitywnego, drewnianego mebla, na którym leżała i zapalił flarę.
- Ej, zmieniamy się - szepnął do niej. Kira nie zareagowała, tylko przekręciła się na drugi bok. Wyglądała tak niewinnie, jak małe bezbronne dziecko, że aż Rogerowi zrobiło się szkoda, że ją musi zbudzić.
- Teraz twoja kolej - powiedział ponownie, usiadł obok leżącej i szturchnął ją parę razy w ramię. Dziewczyna otworzyła w końcu oczy.
- Co się dzieje? - zapytała półprzytomnie.
- Zamiana, teraz ty pilnujesz, a ja odpoczywam.
- A no tak, faktycznie - odparła, odzyskując pełną świadomość.
- Weź to - Rog podał jej działko z opactwa. - I pamiętaj, nie oddalaj się od domku, na dworze pali się ogień, więc okolica jest oświetlona. Jak coś zauważysz to biegnij na górę i mnie obudź, tylko nie krzycz! Bo możesz zwrócić na siebie uwagę. Usiądź w cieniu, tak będziesz niewidoczna.
- Rozumiem, cztery godziny, translator... - Rog podał jej tłumacza.
- Trzy wystarczą, zbudź mnie za trzy godziny.
- Miały być cztery? - zdziwiła się.
- Jakoś odpocząłem patrząc w niebo, to działa lepiej niż sen.
- Rozumiem.
    Kira podniosła się i poszła w kierunku drabiny, prowadzącej na parter, Roger odprowadził ją wzrokiem.

    Przez długi czas nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Kira siedziała w cieniu liści jakiejś gigantycznej babki ze spuszczoną głową. Po chwili ocknęła się.
- Nie, nie wolno mi zasnąć! - powiedziała głośno do siebie, aby rozbudzić umysł. Noc nieco się rozjaśniła, ale mimo to gwiazdy nadal były widoczne na nieboskłonie. Uwagę dziewczyny przyciągnął jakiś ruch i cichy, urywany pisk, który dobiegał zza muru otaczającego wioskę.
- Co to? - zdziwiła się Kira. Po trawie poruszało się dziwne stworzonko, przypominające królika na dwóch łapach, o niezwykle ostrych i spiczastych uszkach. Dziewczyna podniosła się na nogi i ruszyła w kierunku cudaka. Królik zapiszczał tajemniczo i w podskokach uciekł od niej na bezpieczną odległość. - Nie bój się, chcę się ci tylko przyjrzeć.
    Dziewczyna przekroczyła mury i znalazła się poza terenem wioski. Przypomniały jej się słowa Rogera, nakazujące pozostać na stanowisku przy domku. Rozejrzała się po dolinie. Okolica była spokojna, poza bzyczeniem owadów i piskiem tego dziwnego królika, nic nie zakłócało ciszy nocnej. Zawahała się, jednak chęć obejrzenia zwierzątka była zbyt silna.
- Nic się nie stanie, jak oddalę się na kilka minut - rzekła do siebie, oglądając się na domki. Króliczek zatrzymał się i zaczął skubać drobną trawkę. - Nie uciekaj, nic ci nie zrobię.
    Dziewczyna ruszyła za zwierzaczkiem. Królik cały czas od niej uciekał, jakby chciał się bawić w berka, ona natomiast ruszyła za nim, zapalając flarę.
- Paskudny gryzoń, zaczekaj!
    Królik najprawdopodobniej chciał się pobawić, ponieważ nie uciekał w panicznym strachu, tylko odbiegał na pewną odległość i patrzył na nią uradowanymi oczkami, niczym szczeniak chętny do zabawy ze swoim właścicielem. Dziewczyna znalazła się już daleko poza zasięg magicznych pochodni, po chwili skręciła za skałę i straciła wioskę z oczu.


    Dwa cadvery przemierzały okolicę, poruszając się z dużą prędkością. Pilot z pierwszego statku jeszcze bardziej zwiększył szybkość, wyprzedzając swojego towarzysza.
- Zwolnij trochę, mamy lecieć równo - rozległ się głos w komunikatorze. Skaarj zabójca niechętnie dostosował się do polecenia, szybkie loty cadverami należały do jego hobby.
- Tak lepiej? - zapytał się, kiedy zrównał się w końcu z drugim pilotem, Skaarjem zwiadowcą.
- Nie żartuj sobie, wiesz że kazali nam lecieć razem - odparł zwiadowca.
- Tutaj nikt nas nie pilnuje, jesteśmy dziesiątki kilometrów od Statku-Matki. Więc trochę swobody nie zaszkodzi - zaczął zrzędzić zabójca.
- Mogą badać właśnie nasze położenie, wiesz jacy są oficerowie, zrobisz coś nie tak, to przez następny tydzień każą ci pucować wszystkie cadvery, albo co gorsze łapać robale do eksperymentów. - Zabójca aż wzdrygnął się na samą myśl o tym, kopanie robaków było najbardziej nudnym i pracochłonnym zajęciem. Trzeba było siedzieć w błocie, albo w jakimś cuchnącym szlamie i ryć doły w ziemi, aby wyzbierać obślizgłe larw. Zwykle do tego używano niewolników.
    Zabójca milczał przez pewien czas, spojrzał w niebo. Była jeszcze noc, przez kilka godzin lotu nie znaleźli niestety żadnego żywego człowieka. Skaarj uważał, że wszyscy rozbitkowie już dawno nie żyją i lot ten nie ma najmniejszego sensu.
- Nie rozumiem nadal, dlaczego nie mogą być Naliowie. Aż roi się od nich na tej planecie - zaczął po chwili.
- Wiesz przecież, że oni nie są dobrym materiałem do badań. Umierają jak tylko wczepi się im jakieś obce białko. A jeśli którykolwiek już to przeżyje, zwykle eksperyment kończy się niepowodzeniem. Te stwory nadają się jedynie na niewolników. Dlatego mamy znaleźć ludzi - wyjaśnił zwiadowca.
- A skąd mamy wytrzasnąć człowieka? - zabójca najwyraźniej miał już dosyć całej tej misji.
- Dlatego właśnie lecimy! Może na jakiegoś natrafimy. Podobno uciekinierzy ze statku rozbiegli się po całej planecie. Lepiej kogoś znajdźmy, bo jeszcze na nas będą prowadzić eksperymenty. - zwiadowca dosłownie wysyczał ostatnie słowa, dobrze wiedział, co to znaczy mieć do czynienia z naukowcami. To właśnie z ich powodu był teraz mutacją zwykłego gada, stworzonym do celów manewrowych i obronnych.
- Chyba nam bogowie dopisują, patrz! Czy to nie jest człowiek? - zabójca wlepił swe ślepia w niewielki punkt, znajdujący się daleko w dole. Zwiadowca spojrzał w miejsce wskazane przez towarzysza.
- A niech mnie, faktycznie! To chyba człowiek! Zrób zbliżenie na 1200 procent, bo ja nie mogę.
- A mówiłem, abyś nie grzebał przy sterach, tylko zostawił to dla mechaników - rzekł zabójca, po czym przełączył radar z trybu nawigacji na tryb obserwacyjny. Obraz wskazał kontury człowieka. - Wzrost 14 jednostek, temperatura 37 stopni, chód dwunożny, po budowie wnioskuje, że to jest chyba samica.
- Nawet i lepiej, samce sprawiają dużo kłopotów. Zniżamy lot. Chyba wiesz co masz robić?
- No pewnie - zabójca wyszczerzył zęby w dzikim uśmiechu.
-    A więc schodzimy. - Zwiadowca wydał rozkaz, po czym obydwa cadvery zaczęły obniżać swój lot.

        Kira spojrzała w niebo, zauważyła nadlatujące w jej kierunku dwa obiekty, które nagle wyłoniły się zza skał. Stanęła jak wryta. Nie wiedziała czy ma uciekać, czy się chować, czy zacząć machać rękoma, w pewnym momencie zdawało jej się, że w ogóle śni na jawie. Jednak czarne kształty zbliżały się z wielką szybkością.
- O boże, jakieś samoloty..... - szepnęła wystraszona do siebie. Królik również spojrzał w niebo i zaczął uciekać w popłochu.
        Pojazdy zbliżyły się na minimalną odległość od dziewczyny. Zawisły w powietrzu. Kira rzuciła się do ucieczki, jednak na niewiele się to zdało. Gdy jeden z cadverów wylądował, wyleciała z niego ciężka, stalowa siatka i unieruchomiła uciekinierkę. Dziewczyna upuściła działko wraz z translatorem na ziemię i próbowała uwolnić się z pułapki. Po chwili sieć zaczęła się wciągać na górę, wieko ścigacza otworzyło się i Kira znalazła się na pokładzie. Oba statki ruszyły jednocześnie w górę i zaczęły lecieć tą samą drogą, którą tutaj przybyły. Cadver, w którym leciał zabójca lekko się kiwał na boki.
- Daj jej środek usypiający - powiedział zwiadowca przez komunikator.
- Już się robi - odparł ten drugi. Skaarj wyciągnął z pod siedzenia malutki pistolecik, odwrócił się do tyłu i skierował w kierunku Kiry. Dziewczyna przestała się szarpać na moment i spojrzała przerażona w kierunku broni. Niewielki, przypominający igiełkę pocisk wystrzelił z lufy i trafił ją w ramię. Wyjęła błyskawicznie obce ciało z ręki, jednak po chwili zaczęła mieć zawroty głowy i poczuła wielkie zmęczenie. Czuła, jak jej umysł się oddala od rzeczywistości i mimowolnie osunęła się na ziemię.
- Gotowe - białe, ostre zęby zabójcy zabłysły w świetle gwiazd. - Teraz mamy spokój na długi czas.

        Roger obudził się gwałtownie. Coś go niepokoiło. Miał jakiś dziwny sen, wstał przerażony i czuł, że coś jest nie tak. Postanowił sprawdzić co się dzieje u dziewczyny. Zszedł po drabinie i po chwili wyszedł z domku.
- Kira? - szepnął, jednak odpowiedziała mu cisza. - Słyszysz mnie?
        Obszedł domek dookoła, a następnie sprawdził wszystkie pozostałe.
- Czy to ma być głupi kawał? Gdzie jesteś?! - Jego wzrok padł na opactwo. Ruszył więc w kierunku kościoła, cały czas oglądając się na wszystkie strony.
    Jednak w świątyni jej nie było. Chłopak przeszukał cmentarzyk, podziemną jaskinię i cały teren wioski.
- Kira! - wrzasnął, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś go usłyszy. Cały czas myślał, że dziewczyna robi głupi kawał, chcąc się odegrać za to, że ją wtedy przestraszył. Patrzał z nadzieją na wszystkie ciemne kąty, jednak nigdzie się nie pojawiła.
    Wyszedł poza teren wioski i zapalił flarę. Zaczął iść w stronę doliny, położonej pomiędzy skałami. Słońca na niebie świeciły już nieco mocniej, więc można było swobodnie zobaczyć, co się znajduje w okolicy.
Uwagę chłopaka przykuł dziwny błysk, płomień flary został odbity od jakiegoś przedmiotu.
- Kira? - podbiegł do źródła błysku. Okazało się, że to jest działko przeciwlotnicze, które miała przy sobie dziewczyna. Leżało wraz z translatorem na ziemi. Obok stał królik i skubał trawkę.
- Kira!!!! - Rog krzyknął jak tylko najgłośniej potrafił. Wyraz zaczął odbijać się echem pośród skał i oddalać coraz bardziej i bardziej, aż w końcu ucichł.
    Chłopak poświecił flarą po ziemi. Zauważył ślady butów dziewczyny, potem te same ślady zawracały z powrotem w kierunku wioski. Były bardzo oddalone od siebie, co świadczyło o tym, że zostały odciśnięte w biegu.
Nagle ślad się urwał, na ziemi zostało odznaczone wgłębienie, a następnie linia prosta, jaką zostawiają ciągnięte po ziemi ciężkie przedmioty. Niedaleko było coś jeszcze, co wstrząsnęło Rogerem. W trawie odciśnięty był spód statku. Na Ziemi miał do czynienia z różnymi pojazdami i potrafił rozpoznać odcisk, jaki zostawiają szybkie oblatywacze, a statki Skaarjów z tego, co się uczył, mają bardzo podobną budowę. Teraz dopiero zrozumiał co się stało. Kira została porwana.
- Nie... nie!!!!! - padł na kolana i ścisnął w ręce działko. Znów został sam, stracił jedyną osobę, którą spotkał na Na Pali po katastrofie statku Vortex Rikers. Miał ochotę rozpłakać się jak dziecko, już nie pamiętał kiedy ostatnio czuł taki smutek. Wiedział, że to się stało, ale jakoś nie mógł w to uwierzyć. A kiedy uświadamiał sobie, że to jest prawda, czuł straszliwy wewnątrzny ból.
- To wszystko moja wina... nie powinienem jej zostawiać samej na patrolu... to wszystko przeze mnie! - przyłożył rękę do czoła, działko wysunęło mu się z dłoni i opadło z powrotem na ziemię. - Przeklęta planeta....
    Przez pewien czas nie ruszał się z miejsca, słońca zaczęły świecić na nieboskłonie, a gwiazdy powoli zanikać. Rog wstał z ziemi, wiedział, że siedzenie w miejscu nic mu nie da.
    Podniósł działko wraz z translatorem i ruszył przed siebie. Czuł się bardzo zrezygnowany, ale wiedział, że nie wolno się poddawać. W tej chwili zrozumiał na czym polega sens oraz cel życia. Celem życia jest tylko walka i nic więcej. Jeśli nie pójdzie dalej i zrezygnuje, straci wszystko co do tej pory osiągnął. Przypomniały mu się słowa Nicolasa, jakie kiedyś powiedział do niego. Zaczął je mówił na głos, aby dodać sobie    otuchy.
- Patrzę przez przełęcz w perspektywę czasu, czas mija, mnie zło nie zabija. Ważne by celem podążać, zniszczenie i śmierć zawsze okrążać... A niech to!
    Rog znieruchomiał, spojrzał zaskoczony ku górze. Przed nim wyłoniła się zza skały ogromna, oświetlona budowla, cała zrobiona z metalu, przerażająca architektura obcych, która uniemożliwiała przejście przez dolinę.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności