statystyki
314895 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

- Słyszeliście to? - wyszeptał Sirion do towarzyszy. Cała czwórka zwróciła spusty broni w kierunku korytarza, z którego właśnie wyszli. Dźwięk ucichł raptownie, dało się jedynie słyszeć syk bladych lamp, znajdujących się wysoko w górze i kapnięcia kropel wody o beton.   
- O znowu - Rog znieruchomiał i wsłuchiwał się w dziwaczny odgłos. Był to dźwięk jakby przesuwania olbrzymiego, metalowego przedmiotu po czymś twardym. - To rury, coś z nimi chyba robią. Ale hałas.
    Sirion znowu skrzywił się z bólu i złapał za ramię. Jeden ze slithów wystrzelił w niego sporą kulę jadu, która teraz trawiła człowiekowi skórę. Kiedy gromada slithów zaczęła ich gonić, uciekli korytarzami, przez labirynt rur. Chcieli ich zgubić i oszczędzać amunicję, aby robić jak najmniej hałasu, sądząc przy tym, że salamandrowate istoty się od nich odczepią. Niestety nie doszło do tego. Roger pierwszy otworzył ogień i obrócił sporo przeciwników w zielone masy. Potem poszły w ruch lasery i żrąca ślina. Ta ostatnia wystrzelona została od strony przeciwników. Ludzie wygrali starcie, ale Sirion został ranny, nie zdążył uniknąć kuli jadowej.
- Nic mi nie jest, zostawcie mnie - rzekł do towarzyszy, którzy patrzeli się w jego stronę. - To tylko jakieś zielone świństwo. Przejdzie.
- Oby - odparł Malakai.
- Ciii - Rog przerwał ich rozmowę. - Czekajcie na moment, zaraz wrócę.
    Nikt nic nie odpowiedział. Wszyscy zamarli w bezruchu i gapili się w kierunku chłopaka, który ruszył przed siebie, przyciskając rakietnicę do piersi i rozglądając się na wszystkie strony. Po chwili stracił towarzyszy z oczu, kiedy tylko cofnął się w przejście, z którego dopiero co wyszli.
- Idziemy za nim? - spytał się Evard.
- Nie, poczekaj - odparł zdecydowanie Malakai.
    Rog przywarł do ściany, słyszał zbliżające się w jego kierunku szybkie i lekkie kroki, niczym skradanie lisa.
- A niech to, co to jest? - wyszeptał cicho do siebie.
    Kroki ucichły, tuż za zakrętem, obok miejsca, gdzie krył się Roger.
Chłopak zamarł i przycisnął jeszcze silniej do piersi broń. Po chwili wyskoczył raptownie zza zakrętu i wymierzył lufę w coś, co było źródłem kroków. Prix zrobił przerażone oczy i zwinął się w kulkę.
- Nie zabijaj mnie, proszę, błagam! - zaczął jęczeć dygoczącym, gadzim głosem, trzęsąc się przy tym, jak liść osiki na wietrze.
- Kim ty jesteś! Skąd znasz mój język?! - powiedział ostrym tonem Roger trzymając spust broni i wymierzając ją w ciałko stwora. W tym samym czasie z korytarza wybiegli jego towarzysze.
- Co to jest? - zdziwił się Malakai.
- Nie ważne, zaraz go załatwię! - odparł Sirion i sięgnął ręką w kierunku lasera. Roger złapał go za ramię.
- Czekaj, on nie jest groźny, zobacz jak się boi i zna nasz język.
- Co? - zdziwił się Ev.
    Prix wciąż był zwinięty ze strachu, bał się nawet zwrócić oczy w ich kierunku.
- Proszę, nie róbcie mi krzywdy, nic wam złego nie zrobiłem! - wyjęczał. Rogera zaskoczyło to ludzkie stwierdzenie, w pewnym momencie zrobiło mu się żal stworzonka.
- Dobra, nic ci nie zrobimy, ale wstań w końcu, chcę ci się przyjrzeć.
    Prix przestał się trząść i wystawił głowę, potem rozprostował podwinięty ogon i stanął na tylnych łapkach. Wyprostowany sięgał Rogerowi do piersi, przypominał małego, szczupłego dinozaura. U jego oczach nadal tkwiło przerażenie i niepewność o swój los.
- Jak się nazywasz - spytał się Rog.
- P....p... - gad nie mógł oderwać wzroku od oczu Rogera.
- Padalec - dokończył za niego Evard.
- Przestań, bo nic nam nie powie. Dobra, więc jak na ciebie wołają?
- Prix, strasznie krótko - odpowiedział w końcu gad. - Nie zabijecie mnie?
- Nic nam nie zrobiłeś, więc dlaczego mamy cię zabijać? - odparł Rog.
- Bo jest jednym z nich - zaczął Sirion z nienawiścią w oczach.
- Przestań - skarcił go Rog. - Dobra, po kolei, chcę się ciebie spytać o parę rzeczy, nic ci nie grozi, dopóki będziesz mówić prawdę i nie zaczniesz wołać swoich.
    Prixowi przyszła do głowy nagle pewna myśl. Ci ludzi mogli by mu pomóc wydostać się stąd, albo zrobić chociaż nieco zadymy w fabryce.
- Błagam, zabierzcie mnie stąd! - gad skoczył na Rogera i złapał się jego pancerza niczym małe dziecko, szukające wsparcia u rodziców. Zaskoczony chłopak odepchnął od siebie gada i uklęknął na jedno kolano, zrównując się twarzą z rozmówcą.
- To jakiś podstęp - rzekł Malakai.
- Czekaj, niech go zagada, zobaczymy, ciekawe skąd zna naszą mowę? - dodał Ev. Prix zwrócił się pyskiem w jego stronę.
- Jestem klonem, znam wasz język od urodzenia, podobnie jak języki innych dominujących ras - odparł.
- A gdzie my w ogóle jesteśmy i czemu chcesz, byśmy cię zabrali? - kontynuował Roger.
- Jesteście na Terraniuxie, to laboratorium botaniczne, produkujemy tu biomasę z Karkilys Zegnus. Ja jestem ich więźniem i chcę stąd uciec, pomożecie mi? - Prix zaczął się zwracać do nich, jakby znali się już od dawna, nadzieja na ucieczkę przyćmiła zupełnie strach. - Proszę, wiem, że jesteście okrutni, widziałem co tam zrobiliście, ale pomóżcie mi błagam!
- Że co? - zdziwił się Malakai. - Kto ci takich rzeczy naopowiadał?
- Jeśli idzie ci o slithów, to oni nas zaatakowali, my się tylko broniliśmy. Nikt tu nie chce z nas nikogo zabijać, ale z takimi jak wy, to trzeba krótko - Sirion zacisnął palce na swoim laserze, Prix znów rozszerzył oczy w piłki.
- A czemu nas śledziłeś? - spytał się po chwili Rog.
- Nie śledziłem, kazali mi was szukać i wrzucili do rury, jak odmówiłem. Wypadłem na posadzkę i szedłem po prostu z powrotem na piętro, wtedy wyskoczyłeś na mnie - gad mówiąc to zwrócił oczy na Rogera. - Jestem tutaj tylko przedmiotem obelg i ich głupich zabaw. Jak tylko ucieknę, to łapią mnie i zabierają z powrotem. Czy jeśli pomogę wam się stąd wydostać, mogę iść z wami? Zawsze planowałem zemstę na strażnikach za to wszystko. Proszę, jesteście moją jedyną nadzieją. Zróbcie coś! Znam cały obiekt i wiem, jak się wydostać, ale nie potrafię ominąć strażników przed przełęczą Elbow, mają broń. Ale wy możecie sobie z nimi poradzić. Boją się was, zabezpieczają ogrody botaniczne, na prawdę się was boją.
    Cała czwórka słuchała w osłupieniu. Po chwili Malakai zwrócił się do reszty.
- I co, zaufamy mu? Ma dużo ludzkich uczuć, może mówi prawdę.
- To dlaczego nas śledził? - rzekł unosząc brew Sirion.
- Nie śledziłem! - zaprzeczył Prix.
- To dlaczego, skoro wiedzą, że tu jesteśmy, to jeszcze tu nie zeszli i nas nie załatwili? To przecież ich teren. - zwrócił się do gada Ev.
- Przecież mówiłem! Oni się was boją i dlatego nie schodzą, bo nie wiedzą do czego jesteście zdolni. Dlatego właśnie posłano mnie... Sami czekają na górze. Czekają, aż się pojawicie i chcą was złapać w pułapkę. Do ogrodów można się dostać jedynie dwiema windami, tam się zaczaili.
- A więc jak? - spytał się Rog. -    Jeśli powiem, że ci pomożemy i pozwolimy ominąć strażników, to wskażesz nam drogę?
- Przysięgam - odparł uradowany Prix. Sirion wyjął laser i wymierzył nim w kierunku najbliższej ściany. Wystrzelił. Wiązka trafiła w metal i wypaliła w nim dziurę. Potem żołnierz podszedł do gada i jedną ręką przycisnął go do ściany.
- Słuchaj no - rzekł. - Jeśli spróbujesz krzyczeć, albo jakichkolwiek sztuczek, załatwimy cię na miejscu. Nie jesteśmy żadnymi potworami, ale wiemy, że Skaarjowie są zdolni do wszystkiego. Skąd mam mieć pewność, że nie jesteś kamikaze i nie zaczniesz się drzeć w momencie, gdy nas doprowadzisz do jakiegoś ustalonego miejsca, chociaż wiesz, że zginiesz?
- Przestań Sirion - Malakai odsunął go na bok. - Bo nam zaraz nic nie pokaże.
- Ja... nie jestem Skaarjem - wyszeptał wystraszony na nowo gad.
- To kim w takim razie jesteś? - spytał się Evard.
- Mówią, że jestem nikim. Ale ja wiem, że nikim to nie jestem. Bo każdy ma swoją wartość.
- Wystarczy tego - przerwał im Rog. - Zobaczymy, czy mówisz prawdę, jeśli to jakiś przekręt, wiesz chyba, co cię czeka. Jeśli dobrze znasz ten kompleks, to być może nam wszystkim uda się przejść.
- Zgoda, a więc ja wam wskażę drogę, ale w zamian oczekuję, że podarujecie mi wolność - odparł Prix.
- I tak łatwo mu wierzysz? - skrzywił się Sirion.
- Chyba nie mamy wyboru - odparł Rog.

    Strażnicy rozbiegli się po całej fabryce, kilku z nich pilnowało wind na niższym piętrze, a reszta poszła do ogrodów botanicznych, pilnując tam wszystkich przejść, krążąc w tą i z powrotem.
Fabryka była ogromna. Środkowe piętro całe wyłożone zostało metalem. Jego centrum stanowił wielki rdzeń, dookoła którego spływała po ścianach biociecz, regulująca poziom wodny. Nad rdzeniem znajdowała się okrągła kładka, od której odchodziły cztery przejścia odgrodzone drzwiami, oddzielające następne pomieszczenie. Tam korytarz biegł naokoło i co jakiś czas znajdował się przedsionek, prowadzący do następnych pomieszczeń, z kolei te ostatnie łączone kolejnymi korytarzami, stanowiącymi zamkniętą całość. W dwóch, z pośród tych wielu korytarzy, były windy, prowadzące do ogrodów.
    Jedynym sposobem dostania się na pierwsze piętro z najniższego poziomu, było wjechanie płaskim dźwigiem. Roger wraz z resztą dotarli w końcu do mrocznego zaułka, gdzie znajdował się ów mechanizm.
- Uwaga na strażników - szepnął Prix, po czym cała piątka przywarła do ściany.
- Nie mogłeś nam tego wcześniej powiedzieć? - spytał się Evard.
- Nie wiedziałem, że oni są tutaj, sam dopiero ich zauważyłem - odparł.
- I co teraz robimy, nie załatwimy ich z dołu - zauważył Sirion.
- Czekajcie, mam pewien pomysł, oni nie wiedzą, że Prix jest z nami. Pojedzie po prostu na górę i jakoś ich odciągnie i my wtedy swobodnie wjedziemy - powiedział Malakai.
- Niech będzie - zgodził się gad. - Chyba wiem co zrobię. Teraz słuchajcie. Kiedy strażnicy się oddalą, wjedziecie na górę, idźcie od razu z pomieszczenia w boczny korytarz, znajduje się on za metalową ścianką tuż z boku. Potem idźcie prosto, aż dotrzecie do miejsca, gdzie biocieki są tuż pod kładką, po której będziecie przechodzić. Tam jest pierwsza winda, ale na pewno jest strzeżona, uważajcie bardzo, bo z góry mogą was zaatakować.
- A jak do nas dołączysz? - spytał się Rog.
- Nie martwcie się, jak tylko ich odciągnę i przejdziecie, to zawrócę. Gotowi? - Roger i Malakai potaknęli głowami, uważali, że to chyba najlepszy sposób na dostanie się na górę.
    Prix porzucił zaciemnione ukrycie. Wszedł na windę. Mechanizm uniósł go w górę.
- Oszaleliście? - wysyczał Sirion. - On pewnie zaraz zrobi alarm i zwoła tu cały personel! Nie widzicie, że to podstęp?!
- Zobaczysz, że mówi prawdę, ja to wiem, inaczej bym mu na to nie pozwolił - odparł Roger.
- Ciii - uspokoił ich Malakai, po czym cała czwórka, czekała na dalszy bieg wypadków.

- Oszukujesz! To była moja kolei - krzyknął strażnik do towarzysza.
- Nie prawda, miałeś za mało oczek, przepadła twoja kolejka! - odparł ten drugi.
    Dwóch uzbrojonych w rakietnice strażników, grało sobie w kości i nie zauważyło, jak Prix wjechał na górę i stanął tuż obok.
- Ej - zaczepił ich po chwili.
- Czego chcesz mały, nie widzisz, że jesteśmy zajęci? - odparł pierwszy strażnik. - Spływaj stąd.
- Spłynę, ale za chwilę - odrzekł, splatając łapy za plecami. - Oficer Luk was wzywa i kazał mi przekazać, że macie się u niego zjawić. Strażnicy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Luk? A czego on od nas chce?
- Nie wiem, kazał mi tylko powiedzieć, że macie iść do niego, a mi kazał was zastąpić - powiedział Prix. Skaarjowie buchnęli śmiechem.
- Ty nawet boisz się robaków, a co dopiero zabójców z innej planety.
- Dobra, idziemy, nic się chyba nie stanie, jak na moment się oddalimy, a jeśli to ważne, to potem możemy mięć ochrzań od szefa.
- Ale jeśli to jedna z twoich głupich sztuczek, to rozerwę cię na kawałki i użyje, jako nawozu dla roślin - pogroził mu pierwszy strażnik. Prix nic sobie z tego nie zrobił, tylko stał cały czas w jednej pozycji i złośliwie się do nich uśmiechał.
- No i na co się tak lampisz knypku? - kontynuował Skaarj.
- Dobra, zostaw już go, idziemy - towarzysz pociągnął tego drugiego za ramię i po chwili obaj Skaarjowie znikli w korytarzu. Gad odczekał jeszcze chwilę.
- Dobra, wjeżdżajcie, szybko!
- Myślałem, że z nimi pójdziesz, skoro dałeś nam instrukcję, jak dotrzeć do windy - powiedział Malakai, kiedy byli już na górze.
- Też tak myślałem, cały czas sądziłem, że nie nabiorą się na ten pomysł z pilnowaniem i każą mi iść ze sobą. Poszło łatwiej niż sądziłem.
- My i tak nie zrozumieliśmy nic z tej rozmowy, dobrze, że jesteś z nami i znasz także nasz język - zauważył Roger. - Nie rozumiem, czemu taki zdolny gad, jak ty, jest tak traktowany.
- Ja też nie rozumiem, a teraz już chodźmy, nim tamci się zorientują i wrócą tu wkurzeni - odparł Prix.
        W korytarzu panowała cisza. Na szczęście nikt go nie pilnował i Prix zaprowadził ich prosto do windy.
- Ta winda działa, druga wymaga uruchomienia zasilania, więc szybko na górę! Przygotujcie broń i bądźcie gotowi do biegu! - Prix stanął obok biocieczy i spojrzał w mrok szybu. Cisza. Wydawało się, że na górze nie ma nikogo. Roger wyjął zza pasa broń, którą zdobył tuż przy wejściu na teren Terraniuxa. Była stosunkowo lekka i mała.
- Umiesz się tym posługiwać? - spytał się gada.
- Jasne! - odparł uradowany Prix. - Nikt nigdy mi nie pozwala na noszenie broni...
- To bierz, może nam pomożesz - Rog podał mu działko.
- Jak ja zawsze marzyłem, aby móc trzymać broń w łapach... - Prix zamyślił się na chwilę.
- Dobra chłopaki, wjeżdżamy! - Malakai przywołał wszystkich do porządku i cała gromadka weszła jednocześnie na windę. Mechanizm świsnął, po czym ruszył w górę. W szybie nie było świateł, jasno robiło się dopiero kilkadziesiąt metrów wyżej, gdzie były wejścia do ogrodów botanicznych. Roger spojrzał w górę i zauważył pyski trzech Skaarjów, wystających z przejść. Nagle rozległy się strzały, jednak celem nie byli wjeżdżający intruzi. Gady strzelały rakietami w kierunku rur, położonych niedaleko linii wjazdu windy. Jedna z nich zluzowała się.
- Na boki! - wrzasnął Malakai. Potężna rura zaczęła lecieć w dół. Wszyscy skoczyli na dwie strony. Żelastwo spadło na sam środek kładki. Winda została unieruchomiona mniej więcej w połowie wjazdu do celu. Na szczęście nikt nie został zgnieciony.
- I co teraz? Wiedzą już o nas! - zapytał spanikowany Evard.
- Prix, jak głęboka jest woda pod nami? - zapytał się Roger.
- Dość głęboka, ale mogą tam być slithowie. - odparł.
- Potem się tym pomartwimy. Skaczemy! - Rog zeskoczył pierwszy. Tuż obok niego poleciał Prix. Od razu wypłynęli na brzeg kładki.
- Ja nie skaczę, nie umiem pły... - nim Ev dokończył zdanie, Sirion zepchnął go na dół, po czym sam skoczył obok. Rog z Prixem pomogli wyciągnąć Evarda z wody. Na końcu skoczył Malakai.   
    Z przejścia zaczęły dochodzić odgłosy uderzenia pazurów o metal oraz złowieszcze warczenie. Echo tych dźwięków sprawiło, że nie można było dokładnie określić, z którego kierunku korytarza one dobiegały. Uciekinierzy popatrzeli po sobie i mimowolnie rozdzielili się na dwie grupy. Roger wraz z Prixem pobiegli na prawo, natomiast reszta na lewo.
- Nie tędy, wracajcie! - krzyknął Rog, który był pewien, że Skaarjowie są w korytarzu, do którego właśnie wbiegli pozostali.
- Musimy ich zawrócić - dodał. Kiedy zaczął biec w tym samym kierunku, co reszta, do wody wskoczyło dwóch strażników, idąc ich wcześniejszym śladem, po czym momentalnie wypłynęli i stanęli na środku przejścia. Droga do Malakaia, Evarda oraz Siriona została odcięta.
- Prix, ty tutaj?! - spytał się zdziwiony strażnik, spoglądając na przemian to na gada, to na człowieka.
    Prix mógł przejść na stronę "swoich". Mógł momentalnie udać, że ścigał Rogera, że udało mu się znaleźć grupkę tych ludzi i to dzięki niemu są tutaj. W pewnym momencie zawahał się. Jakaś jego część kazała mu to zrobić. Zdradzić tego człowieka, wydać go na pastwę Skaarjów. Mógł pokazać, że jednak potrafi się do czegoś nadać. Jednak wiedział, że jeśli to zrobi, to za jakiś czas wszystko znów wróci do normy i po raz kolejny stanie się zwykłym popychadłem. W gadzie odezwała się jakaś inna część jego natury, silniejsza od tej drugiej. Część, która nakazywała pomóc wydostać się temu człowiekowi i zarazem odzyskać przy tym własną wolność. Coś go dziwiło w tym człowieku, chociaż był teraz sam, Prix czuł, że posiada on jakąś ogromną siłę, wystarczająco dużą, aby pokonać strażników i przedrzeć się przez kompleks. Właśnie ta druga połowa objęła nad nim górę, w momencie, kiedy z góry zeskoczyli kolejni Skaarjowie. Walka w takim ciasnym miejscu nie miała sensu.
    Prix pochylił głowę i zasyczał na swoich towarzyszy, po czym chwycił łapą nadgarstek człowieka i pociągnął go za sobą.
- Do drugiej windy, szybko! - powiedział w ludzkim języku.
- A co z tamtymi? Musimy ich zawrócić!
- Na razie nic nie poradzimy, oni są uzbrojeni i sądzę, że nie dadzą się wrogowi tak łatwo, potem wrócimy po nich, prędko! - powiedział gad, biegnąc z Trezorańczykiem przez korytarz.
    Skaarjowie otworzyli ogień. Jeden z nich był uzbrojony w rakietnicę, reszta miała minidziałka.
- Prix, ty zdrajco! - strażnik uklęknął i wystrzelił rakietę, która trafiła w ścianę, ponieważ uciekinierzy wystrzelili do przodu, jak rażeni prądem. - A niech to, bierzmy ich!
    Rog i Prix pędzili jak oszalali, gad leciał na przedzie i wskazywał drogę. Na trasie ucieczki pojawił się jakiś slith i rozłożył ramiona, aby zagrodzić im drogę. Roger wyskoczył w powietrze i z wielką siłą przyłożył mu w pierś, tak, że aż było słychać odgłos przesuwanej chrząstki. Slith wyłożył się na ziemi, odsłaniając przejście. Uciekinierzy przebiegli po nim i wpadli po chwili do większego pomieszczenia, bliźniaczo podobnego do tego, w którym Prix oszukał strażników. Cały dolny poziom pokryty był biociekami. Na środku podejścia stało dwóch rozmawiających straźników. Kiedy Rog wraz z Prixem wbiegli do pomieszczenia, strażnicy zaczęli biec w ich stronę.
- Kurka wodna, po prostu pięknie! - krzyknął Roger.
- Szybko, na lewo, do rdzenia! - Prix przeskoczył nad cieczą i wylądował obok schodów, prowadzących do centralnej, okrągłej części fabryki. Chłopak podążył za nim i po chwili dorównał mu kroku .
- Czy nie lepiej jest użyć broni? - powiedział w biegu.
- Za dużo ich jest, nim naładujesz to już cię złapią. Nie martw się winda już niedaleko.
    Strażnicy zostali daleko w tyle, jednak po odgłosie kroków można było wywnioskować, że ich liczba się podwoiła. Pod trasą ucieczki znajdowały się rury dolnego sektora, w których wcześniej wędrowali grupą. Po bokach drogi widać było prześwity i niezabezpieczone miejsca, że można było łatwo zlecieć na dół. Tam właśnie Roger posłał jednego ze Skaarjów, który stanął im na drodze. Gad był zaskoczony, że nim otworzył do nich ogień, chłopak skoczył na niego z rozbiegu i zepchnął o poziom niżej.
    W pewnym momencie wraz z Prixem skręcili w boczne pomieszczenie i dobiegli do korytarza, odgrodzonego stalowymi, automatycznymi drzwiami od kompleksu z rdzeniem fabryki. Błękitne światła błyskały nad ich głowami, gdzieś na dole słychać było syreny alarmowe. W końcu zdyszani dobiegli do drugiej windy.
- Wchodzimy! - krzyknął Prix. - Nim oni tu dolecą, my będziemy już na górze w ogrodach botanicznych.
    Stanęli na podjeździe, jednak winda nawet nie ruszyła się z miejsca. Nic się nie stało. Spojrzeli po sobie przerażeni. Uderzenia pazurów o metalową posadzkę podłogi, stawały się z każdą chwilą coraz donośniejsze. Prix zszedł z podjazdu i podszedł do tablicy informacyjnej. Przeczytał zapisaną na niej informację.
- Na wielkiego Kariusa! - syknął. - Zasilanie windy jest wyłączone, nie pojedziemy!
- O rany... - szepnął Rog. - I co teraz?
- Musimy gdzieś się schować, za mną!
    Człowiek z gadem ponownie kontynuowali ucieczkę. Korytarz nie był trudny do przebycia, ponieważ wszystko tu było bliźniaczo podobne do siebie. I tak jak się tego domyślał Roger, znaleźli się w kolejnym pomieszczeniu, identycznie zbudowanym, jak poprzednio napotkane miejsca.
    Prix nie miał pojęcia co robić dalej, zaczął rozglądać się gwałtownie po pomieszczeniu. Jego wzrok zatrzymał się na kilku przedmiotach, pozostawionych w pośpiechu przez strażników.

- Byli tu przed chwilą, ale nie wjechali na górę - Skaarj z rakietnicą wystawił zęby w dzikim uśmiechu i przejechał pazurem po ścianie, w pobliżu tablicy informacyjnej. - Miałem dobry pomysł z wyłączeniem. Teraz to wiemy, że są gdzieś przed nami.
- A co z tamtymi? Widziałem, że było ich więcej. - spytał się jego towarzysz.
- Wiem, doszło gdzieś do wymiany ognia, ale nie wiem kto kogo pokonał, ale pewnie już ich załatwili. Potem się tamtymi zajmiemy, muszę teraz dorwać tego zdrajcę Prixa i jego nowego towarzysza. To on pewnie wprowadził tu tych ludzi! Dalej! - grupka pościgowa Skaarjów ruszyła w korytarz. Uciekinierzy mieli zaledwie z pół minuty przewagi, więc dorwanie ich na pewno nie powinno sprawić problemu. Skaarj z rakietnicą po chwili pierwszy wbiegł do pomieszczenia.
- Hę? Dziwne... byłem pewny, że tu ich złapiemy. Słyszałem wyraźnie jak przed chwilą tu wbiegli i przystanęli! Nie mogli przecież rozpłynąć się w powietrzu! - ryknął zdenerwowany.
- Może wskoczyli do wody? - odparł ktoś z tyłu. Skaarjowie spojrzeli w dół, w zielonkawą toń biocieków.
- Dobra, zawołajcie jakiś slithów, niech przeszukają wodę, reszta niech ich wypatruje po korytarzach, muszą gdzieś tu biegać!
    Gady rozbiegły się po kompleksie, szukając zawzięcie uciekinierów.

- Chyba już możemy zejść. - powiedział cicho Prix.
- Jeszcze nie! Nie teraz, musimy tu przesiedzieć jakiś czas - odparł Roger. - Dzięki, że powiedziałeś mi o tych butach, tak to by już nas złapali.
- Eee tam, nie ma sprawy. Butów antygrawitacyjnych strażnicy używają bardzo rzadko. Praktycznie służą one bardziej do zabawy, niż do jakieś zadania.
    Uciekinierzy leżeli przypłaszczeni do stalowego filaru, znajdującego się równolegle do sufitu. Kiedy wbiegli do pomieszczenia, Prix zauważył stojące w kącie buty antygrawitacyjne. Roger również zwrócił na nie uwagę i kiedy gad wyjaśnił mu, do czego one służą, chłopak błyskawicznie dopadł do zauważonego przedmiotu, chwycił Prixa i wskoczył na filar, na którym teraz się ukrywali. W korytarzy słychać było rozmaite odgłosy strzałów, warczenia, biegania oraz straszliwe piski, jakie wydaje metal pocierany o inny metal. Jednak po pewnym czasie wszystko to ucichło, Roger nie wyczuwał w pobliżu większego zagrożenia, przynajmniej na razie. Po krótkiej chwili milczenia i nasłuchiwania w końcu odezwał się do Prixa.
- O co chodzi z tą windą? - zapytał.
- Wyłączyli jej zasilanie, musimy je uruchomić znowu, bo inaczej będzie nieaktywna i nie wjedziemy na górę.
- A nie ma inne drogi?
- Jest jeszcze winda pierwsza, ale zablokowała ją ta okropna rura.
- Aha, rozumiem. A jak można włączyć zasilanie?
- Pamiętasz te wszystkie pomieszczenia przez które przechodziliśmy? - Roger na potwierdzenie przytaknął głową. - To dobrze. Pod samą ścianą, na środku każdego z nich znajduje się aktywator. Musimy skompletować trzy jednocześnie, wtedy zostaną włączone pompy.
- A co mają pompy do windy? - zdziwił się Rog.
- To jest źródło energii, czyli siła poruszającej się wody.
- Dobrze, niech będzie. Nie znam się zbyt dobrze na mechanice, jedynie na maszynach bojowych. Sądzę, że powinniśmy już zejść, na razie nic nam nie grozi, wszyscy przenieśli się gdzie indziej.
    Prix zaczął coś do niego mówić, ale chłopak podszedł do krawędzi filaru i zeskoczył w dół, lądując w biocieku, znajdującym się daleko w dole. Gad pokręcił chwilę głową, po czym skoczył za nim.
    W pomieszczeniu nie było nikogo, nawet slithowie gdzieś poznikali, dlatego zarówno w wodzie, jak i na powierzchni nikt im nie wszedł w drogę.
    Pierwszy przełącznik znajdował się pod ścianą. Otaczała go czerwona poświata. Rogerowi coś tutaj nie pasowało, dziwił się, że nikt nie pilnuje tak cennego zabezpieczenia.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności