statystyki
314885 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Rogera obudziło brzęczenie owadów. W powietrzu unosiło się mnóstwo tych brzęczących stworzeń, jak w każdym gorącym klimacie. Wszędzie latały najrozmaitsze komary, muszki, a także olbrzymie ważki, jednak one na szczęście nie zwracały uwagi na człowieka. Słońca świeciły tak samo jak w nocy, że można było swobodnie w nie spojrzeć, jednak kolor nieba zmienił się z granatowego na różowo-pomarańczowy. Nie wiadomo jaka była pora dnia, niebo cały czas miało piękne kolory jak wtedy, gdy nastaje wieczór.
    Chłopak wstał i podszedł do muru. W jednym z jego załamań znalazł krzaczek, na którym rosły owoce życia. Roślinka nie była wysoka, miała zielonkawe liście i idealnie brązową łodyżkę. Pozbierał kilka i schował na potem, jak zgłodnieje. Zaczął przemieszczać się wzdłuż ściany. Za nią nie było widać dosłownie niczego, ale z tego co mu powiedział Artax, mury kryły wejście do świątyni Chizry.
    Jego wędrówka zdawała się nie mieć końca, wszędzie widniał tylko mur, żadnego wejścia. Natrafił w końcu na olbrzymią, kamienną bramę, jednak ona okazała się zamknięta i nie sposób było się na nią wspiąć. Roger próbował już kilka razy z rzędu podskoczyć i złapać się górnej krawędzi, ale bez skutku, mur był zbyt wysoki, nawet jak na jego umiejętności. W końcu zrezygnował i poszedł szukać innego wejścia.
    Doszedł do niewielkiego stawu, z krystalicznie czystą wodą. Tuż obok niego klęczał Skaarj i majstrował coś przy swoich nożach. Odgłos pocierania kamienia o metal rozniósł się po całej okolicy. Rog przywarł plecami do ściany. Jak na razie to był jedyny przeciwnik, którego spotkał za kopalnią, nie wliczając kilku latających mant. Posuwał się wzdłuż muru, w razie czego trzymając stingera w pogotowiu. Skaarj nie zauważył go, był zbyt zajęty ostrzeniem noży przy wodzie, nie zorientował się nawet wówczas, gdy Rog prześliznął się zaledwie trzy metry za jego grzbietem.
    Skaarj został daleko w tyle, chłopak odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy stracił gada z oczu. Po ziemi biegało kilka malutkich i piszczących króliczków, jednak one nie stanowiły żadnego zagrożenia.
    Mur w końcu zetknął się ze skałą. Niestety tam również nie było wejścia do środka.
- Do licha! Niby jak mam tam wejść? - Rog zaczął pchać ścianę w bardziej przejaśnionych miejscach, sądząc, że tam może być ukryte przejście. Bezskutecznie. Dopiero po chwili zaczął się nad wszystkim zastanawiać.
- Chwileczkę. Świątynię otacza mur, ale nie ma nigdzie przejścia... Jest tylko jedna i to na dodatek fałszywa brama. Świątynia należy do Chizry, czyli wodnego boga Nalich. No właśnie! Wodny bóg! - dopiero teraz zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Przejście do świątyni znajduje się w wodzie.
- Staw.... - przemknęła mu myśl przez głowę.
    Uciekinier wrócił z powrotem do bajorka, przy którym klęczał Skaarj. Niestety nie obeszło się bez walki. Gad zaatakował świetlnymi kulami, które wystrzelił z broni umocowanej na przedramionach. Roger odpowiedział mu stingerem. Przez pewien czas biegali dookoła stawu i okładali się pociskami. Jednak ostre i szybkie kryształy tarydium okazały się o wiele bardziej skuteczne, niż kule, które leciały wolno i z łatwością można je było wyminąć. Skaarj przegrał starcie.
    Rog podszedł do stawu. Woda miała zielonkawo-błękitny kolor, była tak czysta, że bez trudu dostrzegł podłoże, położone kilka metrów niżej. W stawie pływały malutkie rybki i kilka wodnych, cieniutkich roślin. Po chwili odnalazł to czego szukał. W ścianie zauważył wykutą dziurę, to musiał być właśnie ten tunel do świątyni.
    Wziął głęboki oddech i nabrał do płuc tyle powietrza, ile tylko zdołał, po czym wskoczył do wody. Małe rybki podpłynęły do niego i zaczęły kąsać po bokach, że aż musiał je odpędzić ręką. W tunelu pojawiła się kolejna przeszkoda - długa ryba, z wielkimi zębiskami, która płynęła prosto na niego.
- "No to świetnie" - pomyślał. Wyciągnął stinger i wystrzelił, nie spodziewając się rezultatów. Ku jego zaskoczeniu, broń okazała się równie skuteczna w wodzie, jak i na lądzie.
    Kiedy oczyścił sobie drogę wpłynął do tunelu. Przejście zdawało się nie mieć końca. W pewnym momencie chciał już zawracać, bo bał się, że zabraknie mu powietrza i zatonie. Jednak odrzucił tą myśl, skoro już zaczął, to teraz musi to skończyć. Skalisty tunel przeszedł w zbudowany z murów korytarz. Na końcu ukazał się świetlisty, niewielki kwadrat, co oznaczało powierzchnię. Rog wynurzył się i głośno zaczerpnął powietrza, a po chwili wyszedł z wody. Znalazł się na dość dużym skrawku ziemi, otoczonym trzema ścianami i masywem skalnym. Skała okazała się bramą, do wnętrza której prowadziły kamienne schodki.
    Chłopak wszedł do środka. Wewnątrz panowała niesamowita atmosfera. To raczej nie była Świątynia Chizry, ale jakaś malutka, osobna komnata. Na ścianach paliły się pochodnie i wisiała kamienna tabliczka z dziwacznymi runami. Rog przyłożył do niej tlanslator.

                " Nagrodę otrzyma tylko ten, co ma bystre oko"

    Chłopak zastanowił się nad tym, co to może oznaczać, po czym przeszedł kawałek korytarza i zauważył zamknięte przez trzy kamienne rygle przejście do sali z okrągłym stawem po środku. Domyślił się, że napis wskazywał na prymitywny przełącznik, rozsuwający to kamienne zabezpieczenie. Zaczął obmacywać ścianę i tak jak się tego spodziewał, natrafił na odstający blok, który po naciśnięciu wszedł w masyw. Pale rozsunęły się, udostępniając przejście do sadzawki.
    Na dnie płytkiego zbiornika błyszczał taki sam kwadratowy pojemnik z płynem, jaki Roger dostał w kopalni od Naliego, kiedy oberwał nożami Skaarja. Wyjął przedmiot z wody, odganiając przy tym kąśliwe rybki i wypił jego zawartość. Napój zadziałał błyskawicznie, po chwili poczuł napływ nowych sił witalnych, a także chęć do dalszej walki. Nie wiedział kompletnie co to za ciecz, ale w każdym razie, miała niezwykłe właściwości przywracania w szybkim czasie sił w organizmie.
    Chłopak uniósł wzrok do góry. W suficie nad wodą wycięto niewielki otwór, wpuszczający światło do wnętrza budowli w ten sposób, że oświetlało ono jego postać oraz cały staw, w którym znajdował się życiodajny płyn. Poczuł się jakby jakaś wielka siła wskazywała mu drogę i zakazywała rezygnować. Po chwili opuścił to tajemnicze miejsce i wyszedł na zewnątrz.
    Na początku przywitała go latająca manta, która tak jak jej poprzedniczki, poznała, co to takiego stinger.
    Roger podszedł do muru i znalazł na ziemi niewielki blok skalny, który po naciśnięciu, schował się w ziemię, poruszając tajemniczy mechanizm. Kamienne drzwi z namalowanymi prastarymi wzorami zaczęły się odsuwać, wejście na dziedziniec świątyni stanęło przed nim otworem.
    Wszedł na starożytny kompleks. Cała ziemia pokryta była równiutkimi płytami z piaskowca. Po środku znajdował się nie zapełniony wodą basen, rynna oraz pompa. Basen stał po środku niewielkiego dziedzińca, który przecinał główną drogę. Na jednym jej krańcu, wiły się pod górę drobne schodki, prowadzące do świątyni, a drugi przechodził w długie przejście, zakręcające na lewo tuż za rogiem. Po dwóch stronach przejścia znajdował się mur, z malowidłami przypominającymi azteckie wzory, ten sam który Roger obchodził od zewnątrz.
    Kiedy doszedł do wejścia świątyni, zauważył, że jest ono zamknięte przez podobne rygle, które strzegły flaszki z płynem. Zaczął szukać podobnie jak tam przełącznika, jednak bezskutecznie. Wszystkie kamienie idealnie pasowały do swoich miejsc, nic nie dało się przesunąć. Odwrócił się w kierunku niewielkiego dziedzińca, jego wzrok spoczął na pustym basenie.
- Czemu nie? - przyszedł mu do głowy pomysł, że skoro bóg ten związany jest z wodą, to woda jest kluczem do uruchomienia każdego przejścia. Podszedł do metalowej rączki, uruchamiającej pompę. Złapał za nią oburącz i pociągnął, jednak ona nie chciała się za nic w świecie przesunąć w dół.
    W tym samym czasie zza zakrętu wyszedł brute i zauważył mocującego się z mechanizmem intruza. Na początku był troszkę zdziwiony, jednak po chwili zaszarżował na intruza, przygotowując rakietnice do wystrzału. Rog również go zauważył. Rakieta poleciała w kierunku uciekiniera, jednak zamiast w zamierzony cel, trafiła w pompę. Rączka zadrgała. Chłopak ponownie próbował uruchomić mechanizm, jednak tym razem, zawisł na niej całym swoim ciężarem. Dźwig poruszył się. Przez rynnę do basenu zaczęła wpływać woda. Brute ponownie wystrzelił rakiety. Roger schował się tak jak poprzednio za mechanizmem. Wyjął stingera.
- A niech to, magazynek się skończył! - szepnął cicho. Zostały mu jedynie cztery kryształy tarydium. Zmienił szybko broń na dyspersa i wystrzelił skumulowany żółty promień energii. Jeden cios nie zaszkodził kompletnie strażnikowi, dopiero kolejne błyski lasera powaliły bestię, nim udało jej się dobiec do swojej ofiary. Brute został pokonany. Rog zauważył, że cały basenik napełnił się już krystaliczną wodą. Miał rację, wrota do świątyni stanęły otworem, Chizra pozwolił mu wejść do swojego domu.


    Korytarz był niezwykle krótki. Kiedy Rog przekroczył próg świątyni, opadły tuż za jego plecami kamienne wrota. Nie było już odwrotu, teraz Chizra, bóg wody objął panowanie nad jego losem. Pierwsze co dało się odczuć, to ciepłe, wilgotne powietrze, wypełnione nikłymi płomieniami światła. Korytarzyk prowadził do pomieszczenia z wbudowanym w ziemię basenem wodnym. Na każdym z czterech rogów basenu była kolumna z pochodnią. Sufit wyłożony był kamiennymi płytami. Jedyne źródło światła stanowiły pochodnie, porozmieszczane w różnych częściach pomieszczenia. Panowała tu niezwykła cisza. Rog postąpił kilka kroków, rozglądając się przy tym na boki. Nie poczuł nawet, że kopnął w coś miękkiego. Kiedy spuścił wzrok na ziemię, zauważył leżącego u jego stóp martwego krokodyla. Cofnął się z odrazą do tyłu. Na jego szczęście, stwór był martwy.
Przyjrzał się dokładniej dziwnemu stworzeniu. Tak naprawdę, to wcale nie był krokodyl, tylko stwór przypominający krzyżówkę węża, żaby i aligatora. Jego przednie kończyny miały palce z błoną pławną, tylnych nie miał wcale. Nie było widać granicy między tułowiem, a ogonem. Pysk przypominał otwór gębowy pijawki, z tą różnicą, że wystawały z niego ostre jak brzytwa zębiska. Jego zielonkawe ciało pokrywał śluz.
- O rany, mam nadzieję, że w świątyni nie będzie tego więcej - rzekł z odrazą.
    Roger dał krok nad stworem i podszedł do końca pomieszczenia, przeskoczył parę stopni i znalazł się przed właściwym wejściem do świątyni. Stanął na drewnianych palach, odgradzających niższe kompleksy. Wyglądało na to, że to kolejna przeszkoda do pokonania. Wrócił z powrotem do sadzawki i przyjrzał się wszystkiemu bardzo uważnie. Zauważył na dnie przymocowaną łańcuchami drewnianą kładkę, która z tego właśnie powodu, nie mogła wynurzyć się na powierzchnię. Na pewnej wysokości od tafli wody, znajdował się miedziany kwadracik, zawieszony na żelaznym pręcie. To wszystko stykało się z łańcuchem, który przebiegał pod sufitem i kończył przy drewnianych belkach, zagradzających przejście. Ten łańcuch na pewno miał coś wspólnego z głównym mechanizmem otwierającym wejście. Roger chciał zbadać do czego służył kwadracik, jednak nie mógł do niego dosięgnąć. Jedynym sposobem, aby się do niego dostać, było wejście na drewnianą kładkę. Cztery łańcuchy w narożnikach trzymały ją bardzo mocno. Rog wyjął pistolet dyspersyjny i skumulował w nim energię, stanął na krawędzi baseniku i wystrzelił pocisk w kierunku pierwszego łańcucha. Zerwał się bez oporu, podobnie jak dwa kolejne. Czwarty sprawiał najwięcej trudności, dopiero po ostatnim strzale, kładka została uwolniona i wypłynęła na powierzchnię. Chłopak wskoczył na nią, na szczęście nie zanurzyła się pod jego ciężarem, po czym nacisnął dłonią na tajemniczy kwadrat. W całej sali potężnie zazgrzytał łańcuch, i zaczął przesuwać w kierunku wejścia. Belki rozsunęły się, udostępniając przejście.
    Roger zeskoczył na dół do dziury i wylądował tuż przed nosem śpiącego na płytkach, olbrzymiego Skaarja.
- Cholera....
    Stinger był prawie pusty, a gad zbyt wielki, aby go pokonać brońmy, jakimi dysponował. Na szczęście stwór nie zareagował. Człowiek po woli posunął się na przód i wskoczył do zalanego wodą pomieszczenia z rozwalonymi belkami. Na dnie kompleksu zauważył kryształy tarydium, strzeżone przez gigantyczne ryby. Zrezygnował z próby ich zebrania, ponieważ drapieżnych ryb było zbyt wiele. Wypłynął z powrotem na powierzchnię, wyszedł z wody i wspiął się po przechylonej kolumnie do góry.
    Z zalanego pomieszczenia, wkroczył w ciemny, wąski i niski korytarz. Ściany pokrywały regularne, kamienne płyty, co pewien odcinek drogi po bokach syczały pochodnie. Roger poczuł niepokój, wyjął automaga i posuwał się po woli do przodu. W pewnej chwili zauważył przed sobą ruch, usłyszał odgłos bosych stóp. Przywarł do ściany, gotów do oddania strzału. Zza zakrętu wybiegł Nali, chłopak odetchnął z ulgą. Nali przerażony klęknął na ziemię i zaczął mu się kłaniać.
- Go daf! Go daf! - uciekinier dopiero teraz zauważył, że nadal trzyma wycelowanego automaga w kierunku korytarza, z którego wybiegł Nali. Schował broń za pas. Czteroręki podniósł się z ziemi i zaczął go nawoływać.
- Bataitho - Rog bez słowa ruszył za nim. Przeszli pewien odcinek korytarza, mijając leżące na ziemi bloki skalne i kolejne zakręty. W końcu zatrzymali się przed ślepym zaułkiem.
- Tu niczego nie ma - rzekł zdziwiony do Nalijczyka. Nali nie zwracając na niego uwagi, zalewitował w powietrzu. Po paru minutach ściana poruszyła się, po czym rozsunęła, ukazując ukryty zaułek z kryształami tarydium.
- Dzięki wielkie - rzekł do tubylca. Stinger ponownie był gotowy do użycia. Nali opadł na ziemię i podszedł do drewnianej belki, zakończonej u góry okrągłą kładką, po czym wskazał uciekinierowi niewielki kamień, wystający ze ściany.
- "Naciskaj i wjeżdżaj" - powiedział telepatycznie do niego. Rog zrozumiał nakaz. Nacisnął. Kamień zaczął wsuwać się w ścianę, belka zadrgała i powoli opuściła w dół. Okrągła kładka znalazła się tuż przed nim. Nali ponownie zalewitował nad ziemią, kiedy Roger stanął na kole.
- Wow - rzekł odruchowo. Kładka uniosła się do góry, obracając jednocześnie wzdłuż osi belki i zaczęła okręcać niczym karuzela. Kompleks z lewitującym Nalim pozostał niżej, natomiast chłopak znalazł się w następnym pomieszczeniu.
    To było niezwykle piękne miejsce, bardzo przypominało salę z łańcuchem. W suficie wycięto niewielki otwór, wpuszczający światło do wnętrza. Na środku znajdował się basenik, po bokach stały cztery ślicznie rzeźbione garnki. Do podstawek wsadzono pochodnie. Rog spojrzał na sufit i po woli opuszczał wzrok w kierunku sadzawki. Jego uwagę przykuł dziwny przedmiot, który stał po środku wody, na kamiennym bloku.
- Co to jest? - zdziwił się Trezorańczyk. Podszedł bliżej. Na rzeźbionym kamieniu stała najprawdziwsza w świecie broń energetyczna, przynajmniej to wyglądało na broń. Była płaska, metalicznego koloru, z napisem ASMD po bokach. Rog myślał, że to jest pułapka. Nacisnął czubkiem stingera na kamień, błyskawicznie cofnął się w tył i czekał tylko, aż ze ścian wylecą strzały, spadnie nie wiadomo skąd jakieś ostrze, albo wystrzeli ogień. Jednak nic się nie stało. Podszedł ponownie do broni, dał krok nad wodą i oparł nogę na kamiennej kolumnie, na której leżała. Podniósł ją do góry. Była tak lekka, że mógł swobodnie obracać w jednej dłoni. Postanowił ją wypróbować, jednak sala, w której się znajdował mogła okazać się za mała, nie wiadomo nawet jaką dysponuje siłą rażenia. Doszedł do wniosku, że to Nalijczycy mu cały czas skrycie pomagają, ale nadal nie wiedział dlaczego. A ta broń była przeznaczona właśnie dla niego.
    W jednym z rogów pomieszczenia znajdowała się rozsuwana kamienna klapa, uruchamiana przez kamienny bloczek. Rog przycisnął go i wskoczył do otwartego przejścia. Opadł parę metrów niżej, niczym wojownik ninja. Znalazł się w kolejnym ciasnym pomieszczeniu. W rogach rosły krzaczki z owocami życia. Ściany były pomalowane złotą farbą, wystawało z nich kilka kwadratowych filarów. Na przodzie znajdowały się wielkie, złote drzwi z wyrzeźbioną rytualną maską, przypominającą czaszkę albo głowę małpy. Identycznie, tylko nieco pomniejszone malowidła wyryto na filarach. Rog przyjrzał im się dokładniej. Miał wrażenie, że to już kiedyś widział. Przypomniało mu się, jak ratował z chłopakami Ash'a w dżungli. Znalazł się wtedy w świątyni z identycznymi malowidłami! Ale tamte pochodziły z kultury Azteków. Ale co ma wspólnego z Aztekami Chizra i jego kompleksy? Przypomniało mu się jeszcze coś - wizerunek wojownika. Przecież to był on! Tamta scenka przedstawiała jego obecne położenie. Zaczął wszystko po woli analizować. Nalijczycy niezwykle mu przypominali Azteków, jakich widział na obrazach historycznych. Podobno stare legendy mówiły o wężach i innych stworzeniach, które przybyły z gwiazd na Ziemię. Być może kultura Azteków i Nalijczyków pochodziła z jednego źródła, wiele rzeczy jeszcze nie wiadomo. Ale skąd się on wziął na malowidle na Ziemi? A może wmawia sobie teraz jakieś bzdury. Dał sobie na razie z tym spokój. Teraz pragnął najbardziej wypróbować swoją nową broń.
    Drzwi uruchamiał kamienny blok. Kiedy go przycisnął, płyta wsunęła się do dziury w podłożu. Przekroczył próg, wyszedł prosto na strażnika.
- Skaarj.... - przygotował ASMD do strzału. Gad zaatakował błyskawicznie. Rog nacisnął na spust. Z płaskiej lufy wyleciał niebieski strumień energii i uderzył w strażnika. Potem padł kolejny strzał. Tym razem wyleciała ze znacznie mniejszą szybkością kula energetyczna. Napastnik warknął i ponownie zaszarżował. Roger wystrzelił strumień w lecącą kulę, w całej hali aż zahuczało. Energia trafiając w kulę, zrobiła potężne kombo. Skaarj wyleciał w powietrze i poleciał na przeciwległą ścianę, strącając przy tym pochodnię. Broń działała na tej samej zasadzie co ziemski shock-rifle, a tym chłopak potrafił się doskonale posługiwać.
    Broń okazała się bardzo potężna. Chociaż była taka mała i lekka, postanowił zachować ją na sytuacje bardziej kryzysowe, w świątyni wystarczy mu do obrony stinger, przynajmniej tak sądził.
    Miejsce, do którego wstąpił, przesycała niesamowita atmosfera. Ściany obłożono kamiennymi płytami. Nie było tu żadnych okien i od czasu do czasu w suficie można było spotkać dziurę, wpuszczającą światło do środka. Główne źródło oświetlenia stanowiły pochodnie, które odbijały pomarańczową barwę na ścianach. Wszystkie napotkane drzwi ozdobiono wizerunkiem pogańskich bożków, niektóre z nich zrobione zostały z czystego złota. W rogach pomieszczeń najczęściej stały garnki i rosły rośliny Nalich, dające owoce życia. Świątynia kryła wiele zagadek. Na ścianach wyryto tajemnicze regułki starożytnymi runami. Na szczęście pobłogosławiony przez Nalijczyka translator Rogera, potrafił je wszystkie odczytać. Pomieszczenia odgradzały drzwi. Większość z nich reagowała na ruch, ale zdarzały się też takie, które trzeba było uruchamiać dziwnymi, kamiennymi przełącznikami. Najprawdopodobniej działało to na zasadzie mistycznych mocy i energii, ponieważ nie było tutaj nic zmechanizowanego, tylko kamień, ogień i woda.
    Rog ze stingerem w ręku, przemierzał niski korytarz. Wyszedł w końcu na długą kładkę. Mieściła się ona wysoko ponad niewielkim i płytkim zbiornikiem wodnym. Jak tylko wyszedł z korytarza napotkał Nalijczyka, który nawoływał go, aby poszedł za nim. Na drugim końcu kładki stało coś jeszcze. To był taki sam wąż, który leżał przy wejściu. Chłopak nie wiedział, czy on jest niebezpieczny, może to jakiś całkiem przyjazny stworek. Wąż zauważył ich. Wydał z siebie dziwny dźwięk, trochę przypominający skrzek drapieżnego ptaka, po czym zaczął pełznąć po kładce. Niestety, okazało się, że miał złe zamiary. Wystrzelił kulę obrzydliwej, zielonkawej i parzącej śliny z kierunku Naliego, drugą wystrzelił w Rogera. Chłopak schylił się, ślina przywarła do ściany z tyłu za nim. Nali zajęczał z bólu, wąż zbliżył się do niego i zaczął okładać płetwowatymi, przednimi kończynami. Stinger wkroczył do akcji, kryształy tarydium z łatwością przebiły jego śluzowatą, miękką skórę. Wąż zachwiał się po czym spadł z kładki w dół. Nali wstał z kolan, z przerażeniem spoglądając na broń Rogera. Był niezwykle wystraszony, przebiegł kładkę i zatrzymał się pomiędzy kolumienkami z pochodniami.
    W ścianie wykuto dziurę, która stanowiła przejście do dalszej części świątyni, chroniona jakimś dziwnym, niewidocznym polem siłowym. Rog z łatwością mógł się przez nią przecisnąć, jednak to niewidoczne coś zagradzało przejście. Nali uciekł, najwidoczniej przeraził go stinger i nie chciał zostać z niego trafiony.
    Na ścianie, tuż obok szczeliny znajdowały się runiczne napisy. Chłopak przyłożył do nich swój translator.

    "To jest wejście do sal ceremonialnych Chizry, przejść tam może jedynie wojownik, który włada laską sześciu ogni"

- Wygląda na to, że mamy kolejną zagadkę. Co to jest ta laska sześciu ogni? - Roger wrócił na kładkę. W pewnym momencie nadepnął na obluzowaną deskę, która pękła pod jego ciężarem. Zaczął spadać. W ostatniej chwili zdążył uczepić się krawędzi, jednak nie mógł podciągnąć, ponieważ to by tylko obluzowało i tak już połamaną deskę. Poniżej zauważył odstającą od ściany kamienną podstawkę na pochodnię. Chciał od razu zeskoczyć na dół, do wody, jednak odległość była zbyt wielka i mógł połamać nogi podczas lądowania. Rozhuśtał się i skoczył na sterczący kamień, potem dopiero zeskoczył do wody, tracąc przy lądowaniu równowagę. Kiedy wstał, okazało się, że woda tu sięga jedynie do kolan.
    Całe zajście obserwowały ukryte za kolumnami dwa węże. Kiedy człowiek otrzepywał się z wody, wyszły po cichu z ukrycia, aby go zaatakować od tyłu. Rog usłyszał szelest. Obejrzał się. Węże zaatakowały jednocześnie. Chłopak wycofał się pod ścianę. Stinger wpadł mu gdzieś do wody i nie miał teraz czasu go szukać, wyjął ASMD. Wystrzelił ostrzegawczo pocisk w kierunku bliższego przeciwnika, chcąc go zniechęcić do ataku. Wąż syknął, ale dalej pełzł w jego stronę, szykując kwas do wyplucia. Rog zrobił kombo, które objęło dwa stwory jednocześnie. Węże były ciężko ranne, ale nadal zbliżały się do niego. Ich marsz przerwało drugie kombo. Jeden wąż poleciał na ścianę, a drugi dosłownie został rozerwany, pachnące zgnilizną ciało oblepiło ściany, częściowo pokrywając przy tym twarz chłopaka.
- Bleee, a fuj - skrzywił się Roger, po czym nabrał w dłonie wodę i zmył sobie krew stwora z twarzy, podniósł leżącego nieopodal stingera i otrzepał z glonów oraz wody.
    Na środku bajorka stała kolumienka, naprzeciwko niej znajdowała się tablica z wyrytym pismem runicznym. Litery były złote i odbijały się na powierzchni wody jaskrawym blaskiem. Rog uruchomił translator.

        "Świątynia wodnego boga Chizry została zbezczeszczona przez slithów - wodne węże, oraz demony, które przybyły z gwiazd. Tylko mesjasz może oczyścić świątynię"   

- No to pięknie, najpierw ogniste laski, potem mesjasze, ciekawe co jeszcze tu przeczytam, może pradawne moce i czary? - napis dał mu jednak do myślenia. Przypomniał sobie jak Nali, którego spotkał przy wraku statku, wspominał mu, że zbawienie tej planety jest jego przeznaczeniem. Wtedy myślał, że to jakieś bredzenie fanatyka religijnego. Jednak teraz wszystko wskazywało, że w tamtym stwierdzeniu była jakaś część prawdy. Nalijczycy pomagający mu przejść, otrzymane potężne bronie, niebezpieczne potwory, które padały niczym muchy przed jego osobą. Jakby to wszystko już dawno było oczywiste, że ma nastąpić i teraz właśnie się sprawdzało.

    Przez kolejne minuty nie stało się nic nadzwyczajnego. Po zabiciu slithów Rog wyszedł z nawodnionego pomieszczenia i przeszedł korytarzem, aż dotarł do windy, zbudowanej z kamienia. Wjechał nią, uratował życie Naliego, którego zaatakowały ważki-giganty, wyszedł na powrót do sali, w której znalazł ASMD, pokonał niewielkiego Skaarja i ponownie znalazł się tam, gdzie wypróbował jak działa nowa broń. Jednym słowem, kręcił się w kółko. Świątynia faktycznie okazała się ogromna.
    Roger usiadł na ziemi, opierając plecy o ścianę. Zjadł kilka owoców i napił się wody z butelki, którą nalał sobie z jednej, czystej sadzawki. Rozejrzał się po hali. Zauważył schody prowadzące w dół i przejście, podobne do tego zagrodzonego przez magiczną zaporę. Oczywiście z boku znajdował się kolejny niezrozumiały napis, wszędzie ich tutaj było pełno. Po krótkim odpoczynku, zszedł schodami w dół i przetłumaczył runy przy pomocy translatora.

    "Przejść może tylko ten, który poznał oblicze wodnego boga Chizry"

- No to fajnie, znowu zapora - powoli skierował rękę w stronę kamiennej ramy, spodziewając się natrafić na opór. Jednak żadnej przeszkody tam nie było, tylko normalne przejście do dalszego kompleksu.
- Hmm, chyba Chizra mnie lubi - zażartował sobie, po czym doładował stingera podarowanym przez Naliego magazynkiem tarydium i ruszył u głąb świątyni.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności