statystyki
314878 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

   
    Roger biegł długim korytarzem, chcąc dogonić to coś, co rozszarpało ludzi w sąsiednim hangarze. Zasilanie stawało się coraz słabsze, lampy nad głową zaczęły powoli przygasać. Nagle zatrzęsło całym statkiem, aż chłopak stracił równowagę i runął na najbliższą ścianę.
- Do diabła! - krzyknął do siebie. Ale miał do tego powód. Pod sufitem zawisnął kabel, który zaczął wić się niczym wąż i wydawać charakterystyczne dźwięki, jakby spawania i warkotu drobnego robota patrolującego. Pod spodem leżała kałuża wody. Roger wiedział, że jak dotknie przewodu to zostanie porażony prądem. Jedyne wyjście to przeskoczyć kałużę, nie dotykając jednocześnie kabla.
    Chłopak cofnął się w tył i napiął mięśnie. Następnie wziął lekki rozbieg i zrobił salto w przód, lądując trzy metry dalej.
Przeszkoda została pokonana.
    Jednak to nie było jego jedyne zmartwienie. Szedł wciąż przed siebie, omijając potłuczone szyby, zwalone, żelazne belki, martwe ciała, kałuże kwasów, wody i tym podobne przeszkody. Nie wiedział dokąd ma dalej iść, wszystko wydawało mu się jednakowe, a pomieszczenia nie miały końca. Przykucnął wreszcie pod jakąś ścianą, obok dźwigni i zaczął się zastanawiać. O ile pamiętał statki takie jak te, miały zwężany przód i zwykle kilka wyjść przy boku. A po tym, że jest gdzieś na przedzie świadczyły spadziste sufity. Zaczął obserwować pomieszczenie. Nie mógł po prostu lepiej trafić. Tuż obok niego znajdowała się winda prowadząca na jakąś kładkę, na jej końcu widać było numer seryjny Vortex Rikers i zniżający się, żelazny sufit. Roger bez namysłu nacisnął dźwignię i podjechał na górę.
- Zasilanie zaraz siądzie. Winda chodzi za wolno i światła przygaszają - rzekł cicho do siebie.
    Kiedy dotarł do końca kładki, przeszedł przez drobną bramkę i zauważył zatrzymany, lecz włączony komputer.

            "Log Chiefa : Daliśmy całą moc do silników, niestety bez        efektów. Wpadliśmy w korkociąg i spadamy w dół na jakąś nieznaną                        planetę. Nie mam pojęcia, co teraz z nami będzie."

    Roger już nie miał wątpliwości do tego, gdzie się znajduje. Kilka komunikatów było bardzo podobnych, mówiły o rozbiciu i jakiejś planecie. Ale co to za planeta i czy jest na niej życie? Może tam wcale nie ma tlenu? A może wpadli na jakąś asteroidę i myśleli, że to planeta? Był tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać.
    Kilka metrów dalej leżała na podłodze klapa, która prowadziła na zewnątrz. Roger zbił jednym strzałem z lasera szybkę zabezpieczającą dźwignię do klapy i pociągnął za uchwyt. Metalowe wieko otworzyło się.
- Niezła broń, nigdy z takiej nie strzelałem, nawet sama się uzupełnia energią - chłopak przycisnął pistolet do piersi i ruszył wolnym krokiem ku otworowi w podłodze.
- Teraz albo nigdy! - zamknął oczy i zeskoczył na dół, przygotowując się na najgorsze.


    Kiedy opadł twardo na ziemię, pierwsze co do niego dotarło, to zapach wilgotnego czystego powietrza. Odruchowo wyciągnął pistolet przed siebie i posuwał się wolno korytarzem, dzielącym go od tego zapachu. Po paru chwilach takiego marszu dotarł do wyjścia. Klapa zamykająca boczne wejście do statku leżała wyrwana na ziemi. Roger spojrzał na klapę, a potem powoli podnosił wzrok do góry. To co zobaczył tak go zaskoczyło, że aż otworzył buzię i wytrzeszczał oczy niczym sowa. Znieruchomiał, pistolet dyspersyjny wysunął mu się z dłoni i upadł z głuchym brzęknięciem na metalową posadzkę tuneliku.
    Wysoko nad jego głową królowało niebo, można było na nim dostrzec chyba wszystkie kolory tęczy, z dominującym błękitem, seledynem, różem i czerwienią. Dokładnie na wprost świeciło słońce, jednak nie na tyle mocno, aby nie można było w nie spojrzeć. Ba! tam były nawet dwa słońca. Ich promienie rozchodziły się równomiernie na wszystkie strony. Za nimi znajdowały się inne słońca, jednak tak odległe, że przypominały identyczne gwiazdy, jakie widać na ziemskim, nocnym nieboskłonie. Zasadnicza różnica polegała na tym, że są w znacznie większej ilości i błyszczą nie bielą, ale wręcz srebrem. Widok nieba ograniczały z dwóch stron wysokie na około dwustu metrów skały, które tworzyły niewielki kanion. Nad nimi płynęły, niczym woda w morzu, mgliste chmury, delikatne jak biały jedwab. Skały porastała roślinność. Więc tu było życie i co najważniejsze tlen! Rośliny wyglądały jak ziemskie babki lekarskie, ale gigantycznych rozmiarów. Roger nie mógł się nadziwić temu widokowi, w pewnym momencie zabolała go głowa od nadmiaru tlenu, ponieważ jego stężenie było tu chyba z dwu, a nawet trzykrotnie większe niż na Ziemi.
- O mój Boże! - mówiąc, a raczej krzycząc te słowa, rzucił się na kolana. Cały grunt pokryty był drobną trawką i malutkimi roślinami bagiennymi, przypominającymi koniczynę, które rosły tak blisko siebie, że tworzyły miękki w dotyku dywanik. Jednak to nie był koniec niespodzianek. Po bokach leżały wbite w grunt ogromne, kilkutonowe skały, przy nich rosły palmowate, wysokie na wiele metrów drzewa. Powietrze było bardzo ciepłe i przyjemne, jednak nie suche i gorące jak na Ziemi, tylko wilgotne. Czuć było w nim woń roślin bagiennych i wody. Roger zamknął oczy i pozwolił, aby słaby wiaterek powiał mu w twarz. To co poczuł, nie da się opisać dosłownie słowami, jednak najważniejsze było to, że stał się w końcu wolny. Wolny! Chciał płakać i krzyczeć ze szczęścia jednocześnie. Wziął w dłonie spory kawałek ziemi i rzucił nim w powietrze. Po czym wstał tak gwałtownie, że aż krew uderzyła mu do głowy. Poczuł się taki swobodny i jednocześnie taki mały i bezbronny, kiedy patrzał na górujące wysoko nad nim słońce. Poszedł za nagłym impulsem i rzucił się biegiem do przodu, nie ze strachu, ale ze szczęścia i uczucia swobody, niczym dziki koń na stepie. Pędził tak przez otwarty teren i miał wrażenie, że jest na Ziemi, chociaż to miejsce wydawało mu się o wiele piękniejsze, niż rodzima planeta.

    Jego bieg przerwały nowe odkrycia, w pewnym momencie usłyszał dziwne dźwięki dobiegające z góry i gdzieś z okolicy gruntu. Spojrzał ponownie w niebo i spostrzegł coś, czego nie zauważył wcześniej. Wysoko w górze latały ptaki, przypominające wymarłe, ziemskie archeopteryxy. Ten dźwięk pochodził właśnie od nich. Jednak dziwniejsze było, to co dawało ten drugi rodzaj dźwięku. Roger obrócił się i zobaczył za sobą Vortex Rikers'a w całej okazałości, a raczej to co z nim się stało. U podnóża wraku kicały malutkie stworzonka, przypominające króliczki.
- Jakie słodkie - Roger wystawił rękę w kierunku jednego z nich, jednak maleństwa rozpierzchły się po całej okolicy i zaczęły wydawać tajemnicze, piskliwe dźwięki. Kiedy się im lepiej przyjrzał, zobaczył że te króliki nie miały czterech kończyn, ale tylko dwie! To była pierwsza osobliwość dziwnej planety, którą zaobserwował. Wzrok chłopaka spoczął ponownie na statku. Cały kadłub wbity był w skałę, której odłamki walały się po okolicy. Po boku na wysokości kilku metrów migotał ledwo napis "Vortex Rikers". Statek musiał spaść tu lotem ślizgowym, ponieważ za statkiem powstała długa smuga wgniecionej ziemi.        Poza szumem wiatru, piskiem królików i ptaków, oraz pluskiem wody, nie było żadnego innego dźwięku w okolicy.
- Zaraz, zaraz, czyżbym słyszał wodę? - Roger wsłuchiwał się w dziwny dźwięk przypominający wodospad. Miał rację, to był dźwięk spadającej wody.
    Ruszył w jej kierunku, ale zamiast do wodospadu dotarł do niewielkiej, przejrzystej sadzawki. Widok wody stłumił w nim wszystkie zmysły. Nabrał dużą ilość płynu w dłonie i zaczął gasić pragnienie, nie martwiąc się czy nadaje się w ogóle do picia, czy nie ma w niej metali ciężkich albo jakiś zarazków. Woda była niezwykle chłodna. Przypominała ziemskie wody źródlane, tylko że o wiele lepszej jakości. Na dnie zbiornika pływały nawet maleńkie rybki. Więc jeśli nie jest szkodliwa dla takich małych zwierzątek, nie stanie się nic również i jemu.
    Obok stawu stał drewniany domek, jednak Roger spostrzegł go dopiero po pewnym czasie. Była to najdziwniejsza rzecz jaką zobaczył od momentu wyjścia ze statku. Więc ta planeta jest zamieszkana również przez inteligentne istoty! Domek niezwykle przypominał malutką, wiejską chatę, cały wykonany był z drewna.
    Po napiciu się paru łyków wody, Roger dochodził do siebie i poczuł się dużo lepiej, zaczął analizować całą sytuację. Usiadł przy skale i przyglądał się domkowi, po czym wyjął translator, ustawił w nim przenośny pamiętnik i zaczął nagrywać, co uważał za najistotniejsze w tej chwili.
- A więc po kolei...

"Jest 20 sierpnia 2898 roku. Rozbiłem się na jakieś obcej planecie, w statku wysiadło zasilanie i prąd, więc próby nawiązania kontaktu z kimkolwiek do niczego nie doprowadzą, nie mówiąc już nic o odpaleniu pojazdu. Na razie nie napotkałem nikogo żywego, więc muszę się pogodzić z tym, że jestem zupełnie sam i mogę liczyć tylko na siebie. Z głodu nie umrę, bo widzę, że tu istnieje podobne życie do ziemskiego i jest sporo roślin. Woda też nadaje się do picia. Jeśli istnieją tu jakieś inteligentne istoty, to być może mogą mi pomóc. Jednak nadal nie wiem kto lub co zaatakowało tamtych ludzi na statku i co do mnie warczało w tunelu. Może to rodzimi mieszkańcy tej ziemi? Mam nadzieje, że się mylę, a tamte istoty to są ci sami najeźdźcy, co strącili statek. Planeta jest niezwykła i taka nierealna. Wygląda jak Ziemia z przed milionów lat. Mam nadzieję, że nigdy nie dotrze tu znana mi cywilizacja. Chyba, że już ona tu istnieje, przecież ja nawet nie wiem gdzie jestem. Są tutaj domy, więc żyją też myślące istoty. Nie mogę zostać w pobliżu Vortex Rikers'a, bo wtedy nic się nie dowiem i niczego nie osiągnę. Idę obadać tą planetę i być może spotkam kogoś, kto mi pomoże. Koniec przekazu."


    W domku panowała ciemność. Na drewnianej posadce leżał jakiś człowiek ze statku, a tuż obok wejściu, dwóch kolejnych. Rogerowi udało się znaleźć automaga z pełnym magazynkiem przy jednym z nich. Znajdował się tam również translator z pamiętnikiem i wypisaną informacją. Roger podniósł go z ziemi i zaczął czytać:

    "Nawiązałem kontakt z komputerem statku ISV-Kran, który zaginął jakiś czas temu. Rozbili się również na tej planecie, strąceni przez Skaarjów."

- Skaarjowie? Kran? Hmmm.....Słyszałem, że ten statek rozbił się gdzieś w nieznanym miejscu, ale kto by pomyślał, że na tej samej planecie! Ale dlaczego Skaarjowie nas zaatakowali? Przecież od lat nikt ich nie widział. Po Wielkiej Wojnie opuścili Hybrydę i nigdy już tam nie wrócili. Zresztą mamy z nimi rozejm. Musze odnaleźć ten ISV-Kran! Skoro nawiązano z nim kontakt, to znaczy, że jest może w lepszym położeniu niż Vortex Rikers. Tylko jak to zrobię? On może być wszędzie.....

    Roger opuścił domek, zabierając po drodze kilka rozrzuconych flar i jeszcze jeden magazynek do automaga. Wrócił na chwilę do Vortex Rikers'a, zabrał z niego jakiś plecak i parę niezbędnych rzeczy. Prąd już zupełnie wysiadł, więc poruszał się po statku z zapaloną podręczną latarką. Parę minut później znów był na zewnątrz i szedł w przeciwnym kierunku niż za pierwszym razem.
    Kiedy doszedł do krawędzi urwiska, na którym wylądował statek, zobaczył ze sto metrów niżej lustro czystej wody, do której wpadał wodospad. To jego odgłos słyszał na początku. Mimo trudnej sytuacji, w jakiej się znajdował tak bardzo był szczęśliwy, bo nie widział od dawna nic równie pięknego.
- Zawsze chciałem to zrobić... chyba kompletnie mi teraz odbiło - Roger uśmiechnął się i odsunął na kilkanaście metrów od krawędzi, po czym wziął szybki rozbieg i odbijając się od ziemi, skoczył w dół do wody, wrzeszcząc przy tym na cały głos. Spadając, złączył ręce i wpadł do wody "na główkę". Głębokość okazała się wystarczająca na takie posunięcie, jednak chłopak czuł już wcześniej, że może bezpiecznie skakać. Zresztą zawsze słuchał się głosu intuicji i jak do tej pory ona nigdy go nie zawiodła.   
    Nad wodą majaczyło piękne różowo-seledynowe niebo, od czasu do czasu przeleciał gdzieś ptak. Woda wypełniała całą powierzchnię na dole, a wystające na dziesiątki metrów skały tworzyły jakby kanion. Roger przepłynął tuż przy wodospadzie i posuwał się w kierunku wyznaczonym przez skały. Po pewnym czasie pojawiła się kolejna ściana skalna, tworząca ślepy zaułek. Znajdowała się tam jakaś metalowa platforma. Chłopak wyszedł z wody i spojrzał zdziwiony na to co zobaczył. Leżał tam kolejny rozbitek ze statku. W pamiętniku miał napisane, że od paru godzin czeka na pomoc brata, gdyż ma złamaną nogę w kilku miejscach. Niestety i on nie wykazywał oznak życia.
    Od platformy odchodziła winda, podtrzymywana przez stalowe pręty, poruszająca się na dodatek po skosie.
- Nic już nie rozumiem. Technika w takim miejscu? Co to za planeta do licha?! - zadał sobie sam pytanie.
Winda była jak na razie jedynym widocznym wyjściem z wody. Roger wszedł na nią i pojechał ku niewielkiej półce skalnej, obrośniętej trawą. Stamtąd prowadziła droga do jaskini, a raczej symetrycznego tunelu, celowo wydrążonego w skale. Powoli zaczął iść na przód, włączając latarkę i badając sztuczną jaskinię. Droga prowadziła wciąż pod górę. Z boku ściany i sufit podtrzymywały drewniane pale. Roger ostrożnie oświetlał drogę przed sobą i jedną rękę trzymał na wszelki wypadek na automagu. W pewnej chwili jego wzrok przykuło coś dziwnego, sterczącego beztrosko ze ściany. Kiedy przyjrzał się obiektowi, z początku wydawało mu się że śni, ale kiedy spojrzał ponownie nie miał wątpliwości do tego, co zauważył. Ze ściany wystawał żarzący się błękitem tarydium i to na dodatek w krystalicznej postaci!   




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności