statystyki
314888 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Jednak z przejścia wybiegły dwie kolejne bestie. Chłopak dotarł do kładki chcąc zablokować im drogę. Skaarjowie zaatakowali laserami. W zamian otrzymali serię rakiet. Walka nie trwała długo, a chłopak mógł zbadać to tajemnicze przejście. Nali wraz z Kirą stali na górze i przyglądali się wszystkiemu uważnie.
    Rog wszedł do niewielkiej, słabo oświetlonej komnaty. Zastał tam niezbyt przyjemny widok. W ziemię wbite były trzy drewniane belki, z ustawionymi na krzyż deskami. Do każdej z nich przyczepieni byli grubymi linami Naliowie, tak, że stopami nie dotykali ziemi. To oni śpiewali tajemniczą pieśń, która płynęła pośród grubych murów. Roger przeciął liny kryształkiem tarydium. Czteroręcy opadli bezładnie na podłogę, ciężko dyszeli.
- Chyba już wam nic nie grozi, Skaarjowie poszli w daleką drogę - rzekł wysłaniec.
    Naliowie, mimo wyczerpania i bólu, pokłonili się, aż wojownik zmieszanie. Nie był przyzwyczajony do roli mesjasza.
- Roger! - usłyszał wrzask Kiry. Błyskawicznie pobiegł w kierunku krzyku. Na kładkę wspinał się kolejny Skaarj. Kira trzymała w drżącej dłoni ASMD, chcąc obronić swoje życie i Naliego.
- Strzał alternatywny, normalny i detonacja.... - szepnęła do siebie. Z ASMD wyleciała kula energii, prosto na nadbiegającego Skaarja. Potem dziewczyna wystrzeliła normalny strumień energii. Pocisk trafił w lecącą kulę, gad aż ryknął z bólu, o wiele głośniej niż odgłos zdetonowanego pocisku. Został porządnie ranny, ale dalej napierał. Dziewczyna wykonała kolejne kombo. Tym razem stwór wyleciał w powietrze, zaczął spadać w dół, wylatując za barierkę kładki. Na koniec wylądował w położonym wiele metrów niżej bajorku.
- A jednak się udało! - krzyknął z dołu Rog, po czym wspiął się do tamtych. Kirę zaszokowała ta cała sytuacja, wolała jednak zostawić strzelanie do obcych Rogerowi. Nali doznał wstrząsu. Zalękniony, nie mógł się ruszyć z miejsca. Dopiero po paru chwilach poszedł im pokazać to, co zamierzał już na samym początku.

    Dotarli do pomieszczenia z przepaścią zamiast ściany. Świątynia Chizry dobiegła końca. Całe dziesiątki metrów niżej znajdowała się woda, dookoła sterczały ogromne skały. Co pewien odcinek drogi płonęły poustawiane w kolumienkach pochodnie. Był późny wieczór, albo i może wczesne godziny ranne. Na tej planecie Roger wyróżnił tylko dwie pory doby. Jedną z nich była noc, usiana tysiącem bliższych i dalszych gwiazd, a drugą dzień, który różnił się tym od nocy, że było jedynie trochę jaśniej i niebo, zamiast czarnym błękitem mieniło się mnóstwem różnych kolorów.
    Nali zaśpiewał jakąś dziwną pieśń w swoim języku, że aż obojgu uciekinierom przeszły po plecach ciarki, po czym uruchomił wetkniętą w ziemię dźwignię. Roger przyjrzał się bliżej przepaści, zauważył, że w dół biegła szyna, po której właśnie zmierzała w ich kierunku winda, prawie identyczna jak ta w świątyni, koło sali wiary.
    Nali zalewitował, złożył dłonie i stopy razem i po chwili zniknął.
- Co się dzieje? - zdziwiła się Kira.
- Nie wiem jak oni to robią, na początku też byłem zaskoczony, ale potrafią znikać kiedy chcą, no i wywoływać błyskawice. Jednak kiepscy z nich wojownicy, modlą się do każdego, kto jest silniejszy od nich.
    Winda dotarła na górę. Rozbitkowie weszli na drewnianą podłogę, która zdawała się być stabilna. Kiedy tylko złapali za poręcz, winda zaczęła powoli cofać się od świątyni.
- Boję się, mam lęk wysokości - dziewczyna zamknęła oczy i przywarła do pręta, który łączył się z windą.
- Spokojnie, wcale nie jest tak strasznie, spójrz lepiej w górę, jak boisz się w dół. - Kira posłuchała rady Rogera i aż zaniemówiła. Widok był taki piękny. Nawet najpiękniejsze zachody słońca na Ziemi, nie mogły się równać z tym, co zobaczyła. Niebo usiane było gwiazdami, dodatkowo przesuwała się w górze cienka warstwa chmur koloru tęczy. Wysoko w górze hulał wiatr, niosący z oddali pieśni Nalich.
    Nim się spostrzegli dotarli już na dół. Pochodnie oświetlały im drogę, która wiła się pomiędzy skałami, tuż nad powierzchnią wody. Roger ruszył pierwszy, aby zbadać, czy nie ma tu zagrożeń.
- Zaczekaj tu, spenetruję pomost i cię zawołam.
- O nie, tym razem nie zostanę, zawsze jak mnie zostawiasz, to coś się dzieje, idę z tobą! - Roger złapał się za głowę, udając, że coś go zabolało.
- O co chodzi? - Kira poczuła się jak mała dziewczynka.
- A nic, no dobra niech będzie. - Rog odwrócił się od niej i zrobił głupią minę, tak by tego nie zauważyła. Maszerowali w milczeniu przez pewien odcinek drogi, aż do momentu, kiedy zobaczyli przed sobą Skaarja, ostrzącego noże. Schowali się za skałę.
- Panie przodem - zaczął żartować Roger. Kira zmarszczyła brwi, jakby miała zaraz zacząć krzyczeć. Chłopak posłał jej lekki uśmiech, po czym wziął do ręki stingera.
    Skaarj nie okazał się groźnym przeciwnikiem, jak do tej pory żaden obcy nie oparł się mocy tarydium. Potem nic już nie stanęło im na drodze, swobodnie przeszli kładkami, pomiędzy pochodniami. Na końcu drogi czekała ich jedynie potyczka z dwoma slithami, którzy znęcali się nad stojącym obok Nalim. Czteroręki w panice skoczył do wody i odpłynął, machając swoimi czterema rękoma niczym wiosłami. Widok był bardzo zabawny, aż Roger zaczął się śmiać.
- Co w tym zabawnego, że ten biedak się wystraszył? - zaczęła dziewczyna.
- Kiro, czy ty zawsze taka poważna?
- Nie, ale.... sama nie wiem, tu się dzieją takie straszne rzeczy, a ty jeszcze żartujesz.
- A co, wolisz może abym był poważny i nadąsany? - odparł z lekkim uniesieniem. - Wiem, że jest ciężko, ale ja nie daje się niszczyć psychicznie. Najważniejsze, że jest się opanowanym i trzyma emocje w uścisku. Równie dobrze mogłem skoczyć do wody, jak ten Nali i wiać gdzie pieprz rośnie. Co byś wtedy zrobiła?   
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - zapytała spokojnie Kira.
- A wiesz, że tak naprawdę to o nic. Będzie dobrze, zobaczysz. I więcej pewności siebie. - tym razem to Kira się uśmiechnęła.
    Dotarli do schyłku drewnianej, zakończonej kładką drogi, która przypominała przystań dla łodzi. Całą przestrzeń dookoła otaczały wysokie granitowe skały. Na pomoście znajdowało się coś, na podobieństwo sporego harpuna, załadowanego do wyrzutni. Roger kopnął w sterczącą obok dźwignię, harpun wystrzelił w powietrze, dzierżąc za sobą grubą, stalową linę. Przeleciał spory odcinek drogi i wbił się w stojącą na jego torze lotu skałę, dobre kilkadziesiąt metrów ponad nimi.
Rog wszedł na linę, okazała się bardzo stabilna i silnie naprężona. Kira spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Chyba nie powiesz, że mamy iść w górę po czymś takim?!
- Właśnie mówię, idziemy w górę po czymś takim. Nie ma się czego bać, jak zlecisz to wpadniesz do wody, jest dość głęboka i nie trzaśniesz o dno. - Chłopak kontynuował wspinaczkę. Rozłożył ręce na dwie strony, aby lepiej utrzymać równowagę i szedł po linie. Nie zachwiał się nawet na moment, pomimo, że miał dodatkowo na plecach rakietnicę i przewieszoną torbę. Raz tylko przystanął, gdy lina zaczęła się trząść, aby poczekać, aż drgania przeminą. W końcu dotarł do skały, gdzie wbił się harpun i zeskoczył na półkę skalną.
    Półkę i kolejną, położoną dość daleko skałę, łączyła gruba, zwalona belka, która pełniła funkcję mostu. Bliźniacza belka łączyła [b1]kolejną skałę ze ścianą, w której znajdował się otwór i majaczyło światło pochodni. Wyglądało identycznie niczym zakończenie świątyni Chizry, gdzie Nali wezwał dla nich windę.
- Teraz ty, chodź na górę, śmiało! - wrzasnął do Kiry Roger. Dziewczyna weszła na linę i ustawiła się dokładnie w takiej samej pozycji jak poprzednik, czyli wystawiła ręce na boki i szła przed siebie. - Dalej, tylko spokojnie i nie patrz w dół.
    Kira jak na komendę spojrzała pod nogi, tracąc przez to równowagę. Spadła z liny i runęła do wody. Po chwili wynurzyła się na powierzchnię.
- Nic ci nie jest?! - zawołał Rog.
- Nie, ale ja nie wejdę, mam lęk wysokości....
- To po co patrzysz w dół?! Patrz na mnie i idź przed siebie. - Dziewczyna ponownie weszła na linę i zaczęła wspinaczkę. Nie patrzała tym razem pod nogi. Przeszła już prawie pół drogi, kiedy znowu straciła równowagę.
- Iiiiiiiii! - pisnęła i znów wylądowała w wodzie.
- Przydał by się chyba tutaj jakiś Skaarj... - szepnął do siebie Rog, uderzając się w czoło, po czym usiadł na półce skalnej. Wyjął z plecaka owoc Nali i zaczął jeść, jakby oglądał przedstawienie.
- Dobra, to wchodź i mnie obudź jak już wejdziesz, zgoda? Chce mi się spać. - krzyknął z rozbawieniem na dół.
- Roger! Jak możesz! Może byś mi pomógł? - wrzasnęła na niego.
- Niby jak? Nie będę przecież cię wnosić na rękach, próbuj dalej, dasz radę wejść, skoro ja dałem.
- Ale ty nie masz lęku wysokości!
- Kiedyś też miałem. I wiesz jak go przezwyciężyłem? Musiałem przejść nad kanionem po bardzo podobnej gałęzi, aby pomóc rannemu bratu. Przeszedłem, chociaż pode mną były całe setki metrów przepaści i na dole spiczaste skały. Bałem się śmiertelnie, ale dałem radę. Więc nie marudź i wchodź na górę! - Rog ostatnie zdanie wykrzyczał, jak by to był rozkaz. Po czym złożył ręce za głowę i oparł się o skałę. Żartował sobie z tym, że idzie spać, jednak niebo na prawdę już pociemniało i faktycznie poczuł zmęczenie. Kira próbowała dalej, jednak wpadała ciągle do wody. Było jej teraz strasznie wstyd, że jest taka nieudolna, a na dodatek miała wrażenie, że jest dla Rogera tylko ciężarem.
    Chłopak przysnął. Okolica zupełnie poczerniała, jedynym źródłem światła były gwiazdy i magiczne płomienie pochodni, które najwidoczniej nigdy nie przestawały płonąć. Dziewczyna nie dawała za wygraną, chociaż też była wyczerpana i miała dosyć tego wchodzenia. Dobiło ją to, że Roger sobie poszedł spać, a ona musiała się męczyć z wchodzeniem.
- Dość tego, teraz wejdę... - powiedziała do siebie przez zęby. Wskoczyła kolejny raz na linę i zaczęła posuwać się na przód. Starała się nie patrzeć w dół i powtarzała sobie w myślach, że musi tam wejść. Przeszła ponad połowę drogi, kiedy straciła równowagę. Zaczęła spadać.
- Nie tym razem! - w ostatniej chwili złapała się liny. Dalszą drogę przebyła niczym małpa, zwisając w dół i przytrzymając się kończynami. Ucieszyło ją to nawet, że Roger śpi i tego nie widzi, bo by pewnie sam wpadł do tej wody i to ze śmiechu.
    W końcu dotarła do półki skalnej i opadła na kolana.
- Uf, nareszcie - szepnęła. Spojrzała na Rogera, który faktycznie przysnął. - Ej....
    Chłopak obudził się gwałtownie, podniósł leżący obok stinger, po czym wymierzył celownik w Kirę. Dziewczyna omal nie wpadła na powrót do wody.
- O, to ty już tutaj? - Kira nie wytrzymała, złożyła ręce na piersi i nadąsana oparła się o skałę obok niego, nic nie mówiąc.
- Gratulacje, a jednak weszłaś, a nie mówiłem. Nie gniewaj się tak, przecież żartuję. - rzekł łagodnie. Kira nadal nic nie odpowiadała. Roger podał jej owoc Nali.
- Masz, trzymaj, założę się, że nic nie jadłaś od dawna. - Kira wzięła owoc, nie odwracając głowy w jego stronę.
- Dzięki. - odparła obojętnym tonem.
- Spokojnie, mówiłem, że żartuję.
- Jestem tylko ciężarem, powinny mnie zabić gady i byś nie miał kłopotów! - wypaliła dziewczyna.
- Daj spokój, mówisz teraz jak małe dziecko. Nie uczyli cię, że trzeba o wszystko walczyć?
- Nie, niestety. I nie jestem dzieckiem!
- A to przepraszam. - Rog puścił jej oko. Dziewczyna zrobiła zatroskaną minę, ale złość już jej przeszła, po czym odwróciła się w jego stronę.
- Dokąd w ogóle idziemy? - zmieniła temat.
- Na statek ISV-Kran, który zniknął dwa miesiące temu i rozbił się na tej planecie. Znalazłem komunikatory paru osób przy Vortex'ie, nawiązali kontakt ze statkiem. Vortex już nie poleci, ale nie wiadomo, co z ISV-Kranem. Jedyna nadzieja, to dostać się tam.
- Aha, a wiesz gdzie on jest? - spytała.
- Nie mam pojęcia, ale mam wskazówki od....hmmm..... powiedzmy przyjaciół. Nie uwierzysz, ale taki jeden Skaarj mi pomógł, powiedział, że mam iść przed siebie, a znajdę statek. To samo powiedział mi kapłan Nali, przy Vortex'ie. - Kira zrobiła zdziwioną minę. - No wiesz, ten czteroręki.
- To wszystko jest takie dziwnie... takie,...... nierealne. - Kira spuściła głowę i zaczęła patrzeć się w wodę.
- Powiedz mi coś o sobie. Jak się dostałaś na Vortex Rikers. W celi nic nie mówiłaś. - zapytał Roger, chcąc podtrzymać rozmowę i podał jej kolejny owoc.
- Nic szczególnego. Mój brat był rebeliantem, spiskował przeciwko Liandri i gdy wykryli spiskowców, wtrącili całą naszą rodzinę do więzienia. Ja nie miałam nic z tym wspólnego, ale co ich to obchodziło. Potem jak ISV-Kran zaginął, wybrano nas, jako kolejny transport więźniów.
- Rozumiem, ze mną było inaczej, ale także byłem przeciwko Liandri, dużo by opowiadać, powiem innym razem, zgoda? Teraz trzeba spać. - Rog osunął się na półkę skalną i oparł głowę o plecak. - Lepiej też się prześpij, bo jutro czeka nas kolejna wspinaczka. - Mówiąc to wskazał ręką na belkę. Kira wytrzeszczyła oczy.
- O nie, ja nie dam rady.
- Dasz, dasz. Pamiętaj, nie mów nigdy, że nie dasz rady, sama tylko ograniczasz swoje możliwości tymi słowami.
- Dzięki za pocieszenie. - Kira również położyła się na skale. Temperatura na Na Pali była przez całą dobę jak w tropikach, więc nie było mowy o tym, aby uciekinierom zrobiło się zimno.
- Nie ma sprawy, teraz nie myśl o tym, bo nie zaśniesz - odparł.
- Spróbuję, ale boję się, że spadnę na dół - spojrzała w lustro wody. Nie miała najmniejszej ochoty wchodzić ponownie po tej linie.
- To przesuń się bardziej na środek, tak jak ja. - Kira spojrzała na Rogera.
- Nie bój się mnie, przecież nie gryzę - odparł obojętnie. Dziewczyna podeszła bliżej niego. Strach przed upadkiem zniknął.
- A co będzie, jak ktoś nas zaatakuje we śnie? - zapytała. Roger przekręcił się na plecy i położył ręce za głowę.
- Nie martw się, wyczuwam wroga na dużą odległość.
- A jak ja tu weszłam, to nawet nie zareagowałeś, a gdybym była Skaarjem?
- Nie zareagowałem, bo nie jesteś moim wrogiem i nie miałaś złych zamiarów. A z tym stingerem, to było odruchowo - zażartował.
- Aha, a do rodziny też tak robiłeś, jak cię budzili, no wiesz, do brata, siostry, czy tam dziewczyny. Dziwny trochę nawyk.
- Hehe, można nabyć dużo głupich nawyków, jak się jest w ciągłym stanie zagrożenia. Na przykład, mój brat Nico jak był młodszy, kopał ludzi przez sen, kiedy nadchodził czas na pobudkę. Miał raz nieźle przechlapane, kiedy uderzył nieświadomie z pięści generała, kiedy on sprawdzał czystość w pomieszczeniu dla żołnierzy.... A dziewczyny to nie mam, najbardziej lubię być sam. Ale ja z tą bronią.... - spojrzał na Kirę. Przysnęła, nie słuchała już jego opowieści. Rog uśmiechnął się. Odwrócił głowę w kierunku nieba. Rozmowa o Nicolasie przypomniała mu o rodzinie. Zastanawiał się co się z nimi stało, czy jego bracia uciekli, czy ojciec, matka, Ardona też sobie jakoś radzą?
- Muszę się stąd wydostać, muszę.... - szepnął, po czym również zasnął.


    Rogera obudził głośny skrzek ptaka, który unosił się wraz z innymi członkami stada nad skałami. Rozejrzał się po półce skalnej i zauważył, że Kiry tam nie było.
- Tutaj! - krzyknęła dziewczyna z położonej w dość dużej odległości, kolejnej półki skalnej, oddzielonej od tej, na której znajdował się Roger, długą, drewnianą belką. Chłopak spojrzał poniżej. Nie było tam jedynie samej wody, ale także ostre, sterczące skały, że upadek w dół mógł oznaczać śmierć na miejscu, a w najlepszym przypadku połamanie wszystkich kości.
    Wstał, zarzucił plecak na ramię i przerzucił przez plecy rakietnicę.
- Jak tam weszłaś? Nie bałaś się, że spadniesz?
- Jakoś dałam radę, na początku bałam się, że wcale tam nie wejdę, no ale udało mi się przełamać strach, no i jestem - odparła radośnie. - Zobacz tam, na przeciwko mnie jest świątynia.
    Kira wskazała na otwór w skale, za którym znajdował się korytarz i płonące pochodnie. Aby się tam dostać, trzeba było przejść po jeszcze jednej belce, na szczęście bardziej szerszej, niż ta poprzednia i dużo krótszej. Roger dołączył do dziewczyny, przejście po takiej przeszkodzie nie stanowiło dla niego żadnego problemu.
- Aha faktycznie, stąd to inaczej wygląda niż z dołu. Dobra idę pierwszy. - mówiąc to wskoczył na belkę. Przeszedł ostatnią przeszkodę w drodze do korytarza i po chwili stał już na miejscu. - W porządku, chodź.
    Kira spojrzała na belkę i skały, znajdujące się daleko w dole. Jednak nie dopuściła do siebie myśli, że się boi. Wskoczyła na kładkę i posuwała się po woli do przodu. Była już na samym końcu, kiedy poślizgnęła się o kawałek porostu i straciła równowagę.
- Mam cię! - Roger złapał ją w ostatniej chwili i wciągnął do korytarza. - W porządku?
- Tak, dzięki. Nigdy więcej nie mam ochoty mieć do czynienia z czymś takim - obejrzała się na przepaść i ruszyła w korytarz.

    Miejsce, do którego weszli nie było świątynią. Ale krętym korytarzem, oświetlonym pochodniami o różnorodnych kolorach: niebieskim, żółtym, pomarańczowym, czerwonym i zielonym. Po drodze spotkali Naliego, który miłym głosem nawoływał ich, aby poszli za nim. Po krótkiej wędrówce przez korytarz, ich przewodnik przystanął niespodziewanie i spojrzał w oczy Rogerowi.
- Zaczekaj tu, pójdę pierwszy.
- Co się stało? - zdziwiła się Kira.
- Skaarj...
- Rozumiesz, co mówi... - Roger przyłożył jej palec do ust i nakazał milczenie. Wziął do ręki rakietnicę. Ruszył przed siebie.
    Korytarz kończył się kładką, prowadzącą do wielkiej jaskini, a dokładniej do niezwykłej rzeki, znajdującej się we wnętrzu góry. Na wodzie była zbudowana z drewna przystań, obok której unosiła się tratwa, przycumowana drobną linką do belek. Tratwy pilnował Skaarj. Chłopak przywarł do ściany i ruszył w kierunku stwora. Kiedy ściana skończyła się i ustąpiła miejsce otwartej przestrzeni, wyszedł na pomost, prowadzący na przystań. Skaarj obrócił świecące ślepia na intruza.
- Słuchaj, czy może byś tak... - Rog próbował z nim debatować, jednak nic to nie dało. Gad nie różnił się od poprzedników. Zaczął biec na wojownika z dziką furią, jakby poza zabijaniem i znęcaniem się nad słabszymi, te stworzenia nic innego nie potrafiły. Człowiek załadował rakiety i wystrzelił w przeciwnika. Gad zrobił przewrót w bok. Uniknął pocisków. Rakietnica wystrzeliła ponownie. Tym razem Roger posłał cały rząd rakiet, a nie skupione w jedną kulę, jak poprzednio. Pozioma ściana pocisków uderzyła w Skaarja. Gad walnął w ścianę, wpadł do wody, po czym odpłynął wraz z prądem rzeki.
- W porządku, Kira możecie przyjść. - Dziewczyna wraz z tubylcem wyszli z przedsionka. Nali podszedł do Rogera i padł przed nim na kolana.
- Co on robi? - zdziwiła się dziewczyna.
- A no bo jakby to powiedzieć.... wiesz, że jestem wysłannikiem i przybyłem tu, aby zgładzić demony z gwiazd?
- Co?! - Kira sama już nie wiedziała co o tym sądzić. Roger buchnął śmiechem.
- Nie ważne, wskakuj.
    Nalijczyk wstał na nogi i kiedy obydwoje znaleźli się na tratwie dotknął liny, która zabłysnęła na niebiesko i znikła. Tratwa zaczęła odbijać od przystani i ruszyła wolno w głąb jaskini.
    Cały kompleks przystosowany był do podróży po rzece. Wnętrze góry miało kształt łagodnego stożka. Woda zalewała dolną przestrzeń, a u góry wyrzeźbione było przez naturę, albo może przez jakąś magię, wysokie sklepienie, pod którym unosiła się błękitno-seledynowa mgła. To wszystko wykonano tak równiutko i dokładnie, że raczej nie wyglądało, na naturalnie wykonaną jaskinię.
    Rog obejrzał się na znikającego w oddali Naliego. Czteroręki przystanął, zamknął oczy i za chwilę zaczął coś do nich krzyczeć wymachując przy tym nerwowo rękoma. Chłopak niczego nie zrozumiał.
- Co się stało tym razem? - zaczęła Kira.
- Nie wiem, chce mi coś powiedzieć, ale nie mam pojęcia co.
- Zabawne, to ty tu jesteś wysłańcem - zażartowała.
- No wiesz, jestem dopiero praktykującym wysłańcem. - odrzekł.
    Tratwa płynęła jednostajnie. Woda mieniła się wszystkimi kolorami zieleni i błękitu, podobnie jak unosząca się wysoko nad nimi mgła. Tunel cały czas skręcał w prawo, a tratwa wydawała się dryfować samodzielnie, ponieważ prąd, w przeciwieństwie do tego przy przystani, całkowicie osłabł. Nad głowami podróżujących sterczały ze skał ogromne bryły kryształów tarydium, które rozświetlały im drogę błękitem. Ściany porastał fosforyzujący na żółto i zielono mech. Powietrze było chłodne i przyjemne, w przeciwieństwie do upałów panujących na zewnątrz.
- Piękne... - dziewczyna patrzała wciąż w górę, na błyszczące kryształki.
- Aha, racja, tarydium jest nie tylko twardy, ale i piękny. - Rogera coś zaniepokoiło. Wsłuchał się w odgłosy, dobiegające zza zakrętu tunelu, w którym płynęli. - Słyszysz to?
- Nic nie słyszę - Kira wstrzymała oddech. W jaskini panowała cisza. Dziewczyna starała się wyłapać najdrobniejszy dźwięk. Nagle po jaskini przeszła fala echa, przypominająca warczenie gada. - Aha, teraz słyszę.
- Nie podoba mi się to, to odgłos nie jednego ale wielu stworów.
    Tratwa zaczęła zwalniać. W końcu dopłynęli do końca skalistego tunelu i przycumowali do oświetlonej pochodniami skały, prowadzącej do niewielkiej, starożytnej bramy. Skaarj, którego Roger zastrzelił na przystani leżał daleko poza wodą. Chłopak sprawdził ciało bestii, nie znalazł w nim pulsu, co oznaczało, że stwór jest martwy.
- Nie sądzę, żeby udało mu się wydostać na brzeg, już nie żył gdy wpadał do wody.
- Może to on tak ryczał i z tego echo słyszeliśmy?
- Przygotuj ASMD do strzału. - szepnął Roger. Wszedł do bramy.
    Korytarz był ślepo zakończony. W ziemi znajdowała się dziura, a na dole było widać wodę. Kira zrównała się z chłopakiem.
- Wchodzimy? - zapytała.
- Chyba nie mamy wyboru, ale jak już będziemy na dole, to bądź gotowa na wszystko. Idę pierwszy.
    Roger skoczył w dół, wpadając do wody. Odsunął się trochę na bok i po chwili dołączyła do niego Kira. Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu o białych, marmurowych ścianach. Wyszli z wody i stanęli na granitowej podłodze. Tuż obok znajdowała się drabina, prowadząca w dół do większego pomieszczenia, o wysokim sklepieniu i oświetlonego pochodniami. W rogach poustawiano porcelanowe garnki i naczynia z roślinkami. Panowała tu grobowa cisza, nie wliczając syku pochodni. Każdy ich krok odbijał się echem po komnacie. Roger stanął na środku sali, Kira chodziła przy ścianie i przyglądała się wzorom wyrzeźbionym w marmurze.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała.
- Nie mam pojęcia. Ale wyczuwam niebezpieczeństwo, nie jesteśmy tu sami...
    Nagle za ich plecami rozległ się głośny plusk. Coś ciężkiego wpadło do wody. Potem słychać było kolejne chlupnięcia. Rog wziął rakietnicę i stanął w pozycji obronnej. Kira stanęła tuż za jego plecami z ASMD. Z drugiej strony sali powyskakiwała grupka sporych Skaarjów. Rzucili się na dziewczynę. W tym samym czasie z basenu, od strony drabiny, wyskoczyło trzech kolejnych. Byli bardzo szybcy, że Roger nawet nie zdążył załadować rakiet. Jeden z gadów wytrącił dziewczynie broń z ręki, następny odciągnął ją na bok i złapał za nadgarstki. Pomiędzy nimi stanął kolejny, odcinając ją od Rogera.
- Kira! - chłopak odwrócił się w jej stronę. W tym samym czasie gad, który wyszedł z przedsionka z basenem skoczył na niego i unieruchomił na ziemi swoim ciężarem. Dołączył do niego sąsiad, który wymierzył chłopakowi porządny cios łapą w głowę. Rogera przeszył straszliwy ból, aż zrobiło mu się niedobrze. Po chwili opanowała go ciemność.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności