statystyki
314908 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Laboratorium było najwspanialszą częścią całego promu. To tutaj robiono badania materiału, sprowadzonego z innych planet. Badano grunty, warunki życiowe, surowce planet, drobne organizmy i prowadzono eksperymenty biogenetyczne. Pierwszą halę zajmowało gigantyczne akwarium z grubym szkłem, w którym Tatiana Zimna prowadziła badania nad blobletami, stworzeniami przypominającymi żywą plazmę. Roger podszedł do szyby i zaczął okrążać to dziwne inkubatorium. Zauważył, że bloblety są zamknięte w dodatkowej osłonie podtrzymującej życie, przypominającej z wyglądu wydłużony, pionowy stożek. Wewnątrz paliło się zielone światło, mające prawdopodobnie działanie antybakteryjne.
    Kiedy chłopak okrążał ostatnią ścianę akwarium, natrafił na dwóch Skaarjów-oficerów, którzy grali w kulki. Na szczęście byli tak skupieni zabawą, że nie zauważyli intruza. Rog wycofał się wolnym krokiem z powrotem za boczny filar, stanowiący róg akwarium. Obydwa gady pokrywały solidne pancerze i miały w łapach miotacze laserowe, oraz przyczepione do pasa tarcze ochronne.
    Chłopak zawrócił. Starał się wszystkimi sposobami nie dopuszczać do starć z wrogiem, walczył jedynie wtedy, kiedy musiał i nie było innego rozwiązania.
    Po drugiej stronie sali, przeciwnej do tej, w której odkrył Skaarjów, udało mu się odnaleźć przejście do następnej części. Za stalowymi wrotami znajdowała się pochylnia, prowadząca na kładkę. Miejsce było dobrze oświetlone, w przeciwieństwie do wcześniejszych korytarzy. Jednak dalej nie było dostępu, pomieszczenie chroniła fioletowawa bariera plazmowa.
- Jest tam kto !? - Roger krzykną najciszej jak tylko potrafił, aby hałas nie doszedł do uszu strażników. Odpowiedziało mu brzęczenie plazmowej ściany. Bardzo prawdopodobne, że tam znajdowała się pozostała przy życiu załoga i jeżeli nawet usłyszała jego wołanie, z pewnością i tak nie opuści osłony, z obawy przed nagłym atakiem fali Skaarjów. Roger musiał szukać innego przejścia.
    Pochylnia miała odgałęzienia. Roger odsunął kilka drewnianych skrzyń, które torowały mu drogę i wszedł na kolejną platformę. Spojrzał w dół. Okazało się, wrócił do laboratorium i stoi mniej więcej w połowie wysokości akwarium. Oficerowie grający w kulki znaleźli się pod spodem, podobnie jak cały kompleks. Chłopak ostrożnie ruszył do przodu, chcąc zbadać to miejsce. Starał się przemieszczać jak najciszej, jednak bez względu na to jak wielkie wkładał w to starania, jego buty stąpające po metalu dawały mocny oddźwięk, który rozniósł się echem po całym pomieszczeniu. Jeden z gadów spojrzał w górę i zawarczał złowieszczo.
- Niech to szlak! - przeklną Rog. Ciche chodzenie nie miało już sensu. Zerwał się do biegu. Skaarjowie otworzyli ogień. Błękitne płomienie lasera przechodziły przez szpary pomiędzy szkłem akwarium a kładką, po której przemieszczał się człowiek. Żaden z nich nie mógł mu jednak nic zrobić.
    Chłopak okrążył laboratorium. Droga biegła w kółko. Skaarjowie szli pod spodem i śledzili wzrokiem jego ruchy. Jedynym obiektem, na jaki natrafił, był niewielki aktywator, który okazał się sterownikiem dla wrót inkubatorium.
    Żelazo zaskrzypiało, Roger wykorzystał moment nieuwagi oficerów, zeskoczył z kładki i wbiegł do akwarium. Skaarjowie szepnęli coś do siebie w dziwacznej mowie, przypominającej odgłosy robotów, po czym popędzili jego śladem. Wrota zaczęły się zasuwać, strażnicy nie dotarli do środka. Z pewnością dopadliby człowieka, gdyby nie wystrzelił kilku ostrzy z razorjacka, przez co gady zmuszone zostały zatrzymać się i włączyć tarcze. To umożliwiło zatrzaśnięcie bramki. Roger stał bezpieczny wewnątrz pomieszczenia. Oficerowie wyłączyli tarcze i zaczęli krążyć wokół niego niczym hieny. Oddzielała ich jedynie gruba szyba. Śledzili się nawzajem wzrokiem.
    Powietrze wewnątrz przesycała woń glonów, liści roślin oraz wilgoci. Bloblety pulsowały wewnątrz dwóch stożków. Rog podszedł do dziwacznych stworzeń i przyjrzał im się z zaciekawieniem. Były kształtu spłaszczonego arbuza, w poprzek ich ciałek przebiegały drobne, żółtawe paski. Niektóre okazały się tak małe, że można je było swobodnie zamknąć w dłoni, inne przypominały wielkością ogromną piłkę plażową. Na ścianie znajdowało się kilka zapisków naukowca Tatiany, informujących o biologii tych dziwnych stworów. Posiadały one kwas, bardzo toksyczny dla tkanek ludzkich. Zagrożenie może nastąpić wówczas, jeżeli zdejmie się z nich zaporę podtrzymującą życie.
    Roger odsunął się na bok, nie chciał przypadkiem czegoś włączyć i mieć potem do czynienia z tymi zwierzętami. Myślał teraz, jak stąd uciec.
    Spojrzał przez szybę, strażnicy nadal krążyli wokół jego więzienia, które jednocześnie zapewniało mu bezpieczeństwo. Pod ścianą laboratorium zauważył drobne drzwi, nad którymi wisiała podświetlana tablica z informacją, że są tam pomieszczenia dla załogi. Chłopak tego właśnie szukał! Teraz tylko musi przedostać się tam i sprawdzić, czy natrafi na jakichkolwiek pozostałych przy życiu ludzi.
    Strażnicy znikli z pola widzenia. Roger już myślał, że pilnowanie go nie było ciekawym zajęciem dla Skaarja, kiedy wrota do inkubatorium zaczęły drgać. Metal zazgrzytał, tworząc drobną szparę, która z każdą chwilą stawała się coraz szersza.
- Oni poszli na platformę otworzyć drzwi!
    Roger został zmuszony do ucieczki. Kiedy tylko wrota otworzyły się tak, że mógł się przez nie przecisnąć, pognał w kierunku podpoziomu przeznaczonego dla personelu.
Gady nie zauważyły dokąd się udał, ponieważ widok zasłaniała im platforma, na której stali. Kiedy zeskoczyli w dół, aż zawarczeli ze złości, gdy nie zastali człowieka w inkubatorium.
    Po przekroczeniu wrót, Rog biegł wzdłuż mostku, wzniesionego na pewnej wysokości od partii kanałów.
Sporą część zalało chłodziwo. W powietrzu unosił się zapach spalenizny, przemieszany z nieprzyjemną wonią paliwa. Oprócz chłodziwa, pod przejściem leżało także kilka ciał załogi. Pośród nich Mike, Bari i Laro.
    Rogerowi zrobiło się gorąco. Krew odpłynęła mu z twarzy i przez całe ciało przeszło mrowienie.
- Laro... - wyszeptał, po czym zeskoczył z platformy i podszedł do wcześniejszego towarzysza. Obrońca jeszcze żył. Jego pierś była przestrzelona laserem.
- Co się tu stało? - zapytał.
    Laro otworzył powieki i zwrócił półprzytomny wzrok na Rogera, nie poznając go na początku.
- Odejdź, daj mi spokój.... - wyszeptał zachrypniętym głosem, jakby każde słowo sprawiało mu ból.
- To ja Roger, nie poznajesz mnie? - Laro przyjrzał mu się uważniej. Dopiero wtedy przed oczyma pojawił się obraz z przeszłości. Odzyskał świadomość.
- Tak, pamiętam... czy im się udało? - zapytał.
- Komu? Tamtym? Nie wiem, nie widziałem ich nigdzie, ale natrafiłem na dziwną zaporę plazmową, która blokowała mi przejście.
    Obrońca uśmiechnął się lekko i oparł głowę o ścianę.
- To dobrze, tak miało być.
- Ale co się wydarzyło? Co z Kerigiem?
- Kerig... dołączył do nas zanim zaatakowali oficerowie. Mike i Bari odłączyli się od grupy, zginęli - wyszeptał, zwracając wzrok w kierunku leżących nieopodal ludzi. Spojrzał z powrotem na Rogera i kontynuował. - Musieliśmy dostać się do teleportu i uciekać, ale ktoś miał zabezpieczyć odwrót pozostałych. Plazmowa bariera ma swoją salę sterowniczą. Dowódcy włączali ją kiedyś, aby inni nie przeszkadzali kapitanom na mostku podczas lotu. Jednak nie da jej się aktywować bezpośrednio z mostku. Zajmowali się tym specjalnie wytyczeni do zadania ludzie, kapitanowie nie mogli kontrolować jej więc z mostku, gdyż zajmowali się jedynie pilotażem. Ja postanowiłem to zrobić, aby reszta uciekła, chociaż wszyscy się temu sprzeciwiali. Chcieli zaczekać na ciebie, jednak przekonałem ich, że dasz sobie na pewno radę i nie muszą się o ciebie martwić. W tobie jest coś na prawdę dziwnego chłopcze... Wiedziałem, że wszyscy mogą zginąć, zanim dostaną się do teleportera. Aktywowałem wrota plazmowe. Potem dopadli mnie oficerowie. Mam nadzieję, że wszyscy są już w bezpiecznej odległości od statku.
    Roger słuchał w milczeniu, nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. Wtedy usłyszał zgrzyt metalu. Skaarjowie-strażnicy z laboratorium z pewnością wpadli na jego trop.
- Pomogę ci się podnieść. Powiedz ilu wrogów pozostało? - zapytał po chwili.
- Gdzieś z sześciu, w tym dwóch wojowników i czterech oficerów. I zostaw mię tu proszę, ratuj się sam. - odparł Laro.
    Roger spojrzał na niego z przerażeniem, zaczęło mu się zbierać na płacz, miał już tego wszystkiego dosyć. Laro chwycił go za ramię, widząc jego zasmuconą minę.
- Śpiesz się... - powiedział słabnącym głosem. - Słyszałem drzwi. Oni tu zaraz przyjdą. Obok jest kanał prowadzący do sali z inkubatorem, możesz tam się ukryć na jakiś czas, na wypadek, jeśli nie będziesz miał dokąd uciekać. Słuchaj teraz..., idź wzdłuż korytarza przeznaczonego dla załogi, aż do samego końca, tam znajdziesz dwie windy i jedyne drzwi prowadzące do sali plazmowej. Ale uważaj, cały kadłub przygniotła skała i zebrała się tam woda opadowa. Kontrolery zostały zatopione, ale działają. Uważaj na siebie....
    Głowa obrońcy przesunęła się na bok. Roger spuścił wzrok i podniósł się na nogi. Zrobił coś, czego nie udało mu się dokonać od wielu lat. Z oczu popłynęły łzy. Roger był bardzo młody i często uczucia brały nad nim górę. Wdrapał się ponownie na mostek i stanął oko w oko z oficerami. Gady wyszczerzyły zęby w dzikim uśmiechu. Roger nie uciekł. Nawet nie miał zamiaru nigdzie odchodzić. Wyciągnął zza pasa razorjacka, ogarnęła go dzika furia i chęć zemsty. Pozwolił się unieść emocjom, logika wpadła gdzieś do mrocznych zakątków jego świadomości. Wystawił broń i wrzasnął tak głośno, aż Skaarjowie się zdziwili, być może nawet przestraszyli. Jego ruchy były błyskawiczne. Ostrza przecięły powietrze, pierwszy gad został zdekapitowany, drugi padł z ostrzem wbitym w serce. Nawet nie zdążyli włączyć tarczy.
    Roger pobiegł wzdłuż korytarza. Wpadł do bocznych sal, w których znajdowały się dwupiętrowe łóżka, przeznaczone dla załogi. W tej części poziomu zupełnie zgasły światła. Co chwilę wybuchał jakiś obiekt. Szyby pękały na skutek naruszenia. Nie napotkał na nikogo żywego. Po pomieszczeniach walały się ciała naukowców, żołnierzy, mechaników i cywilów. W jednej z mrocznych sal napotkał Skaarja-wojownika, w którego wpakował ostatnie ostrza z razorjacka. Zamienił potem broń na działko. Spenetrował salę. Dla równowagi udało mu się odnaleźć leżącego w rogu pomieszczenia, nabitego stingera - jego ukochaną broń. Wściekłość i rozpacz nadal nie ustępowała. Teraz on stał się większym zagrożeniem dla obcych, niż oni dla niego.
    W końcu dotarł do końca poziomu. Wjechał jedną z wind na górę. Przed nim znalazły się wrota, prowadzące na kadłub statku, a raczej to, co z niego zostało. Chłopak nie myślał nawet, że zniszczenia będą tak monstrualne. Olbrzymia, lita skała wbiła się w pomieszczenie niczym meteoryt. Całą posadzkę zalewała woda, która sięgała chłopakowi aż po kolana. Co pewien czas trzęsło całym promem, jakby osuwał się po woli w położoną poniżej dolinę, albo starał ulokować wygodnie w masywie skalnym.
    Roger brnął przez wodę. W końcu odnalazł zalane pomieszczenie, kontrolujące wrota plazmowe. Nabrał powietrza w płuca i dał nura pod wodę. Wpłynął do niewielkiego korytarzyka, na końcu którego znajdowało się to czego szukał. Aktywator błyszczał w mroku. Chłopak uruchomił mechanizm. Przed oczyma ukazał mu się napis.

    "Awaryjne wyłączanie pól siłowych mostka. Status : Wyłączone"

- "Świetnie" - pomyślał sobie, po czym odwrócił i ruszył w powrotną drogę.
    Pod wodą spędził około minuty, jednak po wynurzeniu, złapał kilka szybkich oddechów, ponieważ wcześniejsze emocje jeszcze nie opadły do końca. Nad chłopakiem stał nieruchomo Skaarj i wlepiał w niego swe czerwone ślepia. To był oficer, wysoki mniej więcej tak jak człowiek, jednak o wiele szczuplejszy od swoich wojowniczych krewniaków, używających kul ogniowych. Gad zdjął pancerz i odrzucił na bok swoją broń. Roger doskonale wiedział, o co mu chodzi.
- Chociaż jeden wie, co to znaczy honor - rzekł bardziej do siebie, niż do Skaarja. Wygramolił się z wody i również odłożył broń.
    Obcy i rozbitek rozpoczęli walkę. Co chwilę przez prom przechodziły wstrząsy i wtedy obaj lądowali w wodzie.
    Skaarj był bardzo zwinny. Przy każdym uderzeniu, wydawał z siebie dziwaczny, gadzi syk. Roger zadał mu kilka mocnych uderzeń w szczękę, gad z kolei porysował mu twarz ostrymi pazurami. Chłopak chwycił stwora za gardło i chciał przycisnąć do ziemi. Gad wymachiwał pyskiem na boki, próbując ugryźć go w rękę. Kiedy Rog przeczuwał, że ma już nad nim przewagę, stwór raptownie położył się na plecach i przerzucił człowieka przez pół sali. Trezorańczyk uderzył ciałem o tablicę informacyjną. Jednak nie zważając na obtłuczenia, podniósł się i ruszył do kolejnego starcia. Poziom adrenaliny w jego krwi znacznie wzrósł, przez co nie odczuwał takiego bólu, który w normalnych warunkach przyniósł by mu spore cierpienie. Cios leciał za ciosem, kopnięcie za kopnięciem. Po paru chwilach Skaarj zaczął słabnąc. Roger w końcu zamachnął się pięścią z całej siły, wydając przy tym głośny krzyk, jednak stwór zrobił unik, przykucając do ziemi. Uniósł głowę do góry, chcąc wypatrzyć kolejne posunięcie przeciwnika, wtedy otrzymał cios z buta. Poleciał kilka metrów do tyłu i uderzył głową o krawędź schodów, częściowo zalanych przez wodę. Stracił przytomność. Roger oparł się dłońmi o kolana, próbując złapać oddech. Gad żył, jednak został na bardzo długi czas ogłuszony.
    Ponownie zatrzęsło statkiem. Chłopak upadł na czworaka. Podniósł swoją broń, wydostał się z wody i ruszył w kierunku wyjścia. Chciał teraz jedynie dostać się do teleportera i uciec jak najdalej od tego straszliwego miejsca. Wypadł na korytarz i nawet nie zaczekał na windę, zjechał trzymając się oburącz po jej szynie niczym strażak, który śpieszy się do pożaru. Biegł przez korytarz przeznaczony dla załogi, nikogo nie napotkał na drodze. Minął sypialnie i kładkę, pomieszczenie zalane chłodziwem, a w końcu wrota na styku z laboratorium.
    Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy wszedł na platformę prowadzącą na mostek kapitański. Zapora plazmowa została zdjęta.
    Pozostała mu jeszcze do pokonania mała winda. Tam gdzieś powinien znajdować się teleport.
    Do umysły powrócił zarys całej tej wyprawy. Zamiast odlecieć z planety, zmuszony został do ucieczki przez ogromny statek, aby dostać się do jakieś przełęczy, która prowadziła nie wiadomo dokąd.
- "Słoneczna Wieża, miasto wielkiej mocy...." - przypomniało mu się kilka tajemniczych informacji, które miał zanotowany skaner. Może tam uda mu się uzyskać pomoc? Ale gdzie to właściwie jest i kim są mieszkańcy tego miejsca?
    Przemyślenia przerwał mu wielki cień, rzucany ze zjeżdżającej windy. Skaarj-wojownik stanął mu na drodze.
- Mogłem się tego spodziewać... - szepnął do siebie, chwytając stingera w lewą dłoń i działko w prawą. - Pewnie przedostałeś się tutaj, kiedy wyłączyłem zaporę. A może udało ci się wedrzeć razem z ludźmi?
    Skaarj zeskoczył, chcąc powalić chłopaka. Roger zachował zimną krew i nawet nie drgnął z miejsca. Wystrzelił jednocześnie z obu giwer, siła odrzutu aż szarpała jego ramionami ku tyłowi. Metal przemieszał się z kryształami tarydium. Skaarj wylądował na ziemi, centymetry obok człowieka. Był wyższy i potężnie zbudowany. Spojrzał z góry na swoją niedoszła ofiarę. Roger stał niewzruszony, patrzył spokojnym, obojętnym wzrokiem w jego ślepia. Gad przechylił się na bok, aż w końcu osunął bezwładnie na stalową podłogę. Roger zamknął oczy, nadal stał w miejscu. Opuścił bronie. Działko przyczepił do paska, a stinger przerzucił sobie przez ramię. Zrobił kilka oddechów, chcąc uspokoić swoje emocje. Amok zaczął przechodzić. Jego duszę ogarnął spokój, powróciła równowaga. Spojrzał na leżącą bestię, przechodząc nad jej ciałem.
    Winda zaniosła go prosto na mostek kapitański. Znajdowały się tam dwa ogromne krzesła pilotów i pełno urządzeń. Ściany i sufit pokrywała gruba, odporna na uszkodzenia i wysokie ciśnienie szyba. Do pomieszczenia wpadało światło gwiazd i ogromnych księżyców, krążących po nocnym nieboskłonie.
    Roger aktywował przełącznik, sterczący tuż obok siedzenia przeznaczonego dla pierwszego pilota. Krzesełko odchyliło się do przodu, odsłaniając przed chłopakiem ukryte przejście.
    Pomieszczenie nie stanowiło kondygnacji razem ze statkiem. Widać było wyraźnie, że zbudowane zostało niedawno, jako droga ewakuacyjna dla załogi. Tunelik wydrążono w skale, która przebiła całą rufę. Umieszczono w nim niezbędne urządzenia i sam przenośnik.
    Teleport miał kształt półkola, ze ściętą górą. Obok niego znajdowała się tabliczka z napisem:

        "Transporter awaryjny : stan sprawny. Koordynanty ewakuacji : wioska Nalich, 5 kilometrów od góry w kształcie iglicy. Przeznaczony tylko i włącznie do transportu ludzi. Aktywuje się w momencie stanięcia na podwyższeniu"

- No to jedziemy... - Roger nigdy nie mógł zrozumieć, jak ten mechanizm potrafi przenosić ludzkie ciała na tak znaczną odległość. To miało coś wspólnego z rozbijaniem molekuł organizmu na jeszcze bardziej drobne cząsteczki, czyli monady. Następnie materializację w miejscu docelowym. Jednak do tego Roger nawet nie miał ochoty wnikać.
    Zrobił dokładnie tak, jak pisało na tablicy. Stanął na półkolu i czekał.
- No i? - nic nie wskazywało na jakiekolwiek zmiany. Chłopak przeraził się już, że cała przeprawa poszła na marne. Ale nagle coś się zaczęło dziać. Otoczyła go niezwykle jasna, fioletowo-błękitna powłoka, złożona z drobnych niteczek prądu, która następnie zakleszczyła się za jego głową. Można było przez nią obserwować całe pomieszczenie, jednak bariera była nieprzepuszczalna. Roger nie miał nawet zamiaru jej dotykać. Ogarnął go niepokój, związany z tym, co go za chwilę spotka. Bariera nabierała mocy, światło przybrało na sile, stało się oślepiające, aż chłopak przyłożył dłoń do oczu. Jednak nic mu to nie dało. Blask przebijał jego rękę. Nie mógł zobaczyć już nic, tylko oślepiające białe światło, które stawało się jeszcze mocniejsze. Salę wypełnił tajemniczy dźwięk, który towarzyszy teleportacji. Potem wszystko ucichło. Rogera nie było już na półkolu.


    Kapłani patrzeli w kierunku Wieży Słońca, modląc się i prosząc o mesjasza, który przyniesie im spokój i wolność. Wioskę opanował tytan, terroryzując jej mieszkańców. Wielu rzuciło się do ucieczki, nie zważając na lecące za nimi głazy. Ci co pozostali, zostali skazani na cierpienie i strach. Z nadzieją spoglądali na rydwan bogów, który wylądował pośród skał i zasłonił połowę ich doliny. Z oczu pojazdu sączyło się światło. W końcu ich modły zostały wysłuchane. Przez mrok ku ciemności przybył wysłaniec. Wyszedł z ogromnej, białej kuli światła, która zmaterializowała się na oczach Nalijczyków. Nawet tytan przestał atakować i uderzać swoimi ogromnymi łapami w drewniane domki, poustawiane na środku doliny. Noc zawładnęła całym światem, jednak kula mocy przysłoniła gwiazdy i planety, zdawała się wypełniać całą przestrzeń i oślepiając na moment wszystkie oczy, zwrócone ku niej. Ze światłości wyszedł zbawiciel. Był ubrany na czarno, jego pierś zrobiona została z metalu, odbijającego blask białej energii. W ręce trzymał żelazną laskę. Poruszał się wyprostowany na dwóch nogach, wolnym, miarowym krokiem. Kula znikła, jednak mesjasz pozostał. Być może to jest ten właściwy, wysłany przez bogów, który ma zwrócić wolność mieszkańcom Na Pali i pokonać demony.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności