statystyki
314889 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

Leżę gdzieś z boku
W odwiecznym mroku
Z dala od świata
Ojca matki brata
Krew ma rozlana
Moc odebrana
Na łasce wroga
Obcego boga
Mój umysł uśpiony
Arsenał zgubiony
Na obcym gruncie
Trwam jeden w buncie
Lecz gdzie się znajduję
Się zapytuję
Chłód w ciało się wdziera
Życie odbiera
Lecz ja się podniosę
Skroń swą uniosę
Wyrwę z amoku
Dotrzymam kroku
Wroga pokonam
A sam nie skonam
Bo życie cenię
Na śmierć nie zamienię
Co ma stać się niech stanie
Przyjmuję wyzwanie
Bo wolnym zostanę
Z niemocy powstanę


    Roger odzyskał przytomność. Czuł się okropnie. Prócz tego, że szumiało mu w głowie, to na dodatek całe ciało przeszywał ból. Kiedy przyłożył rękę do czoła zauważył, że ma tam straszną śliwę, aż bolało przy dotyku.
- Auć! - skrzywił się. Przez pewien odcinek czasu, patrzał się w kierunku nieba i próbował zebrać myśli. Nad jego skronią rozciągała się czerwona mgławica, przez którą przeświecały gwiazdy. Wysoko w górze hulał przeraźliwie wiatr. Chłopak leżał na plecach i przyglądał się zjawisku ze stoickim spokojem. Dopiero, gdy umysł odzyskał świadomość, wróciła mu cała pamięć. Wstał błyskawicznie na nogi.
- Kira! - krzyknął. Jednak odpowiedziało mu jedynie powtarzające się wiele razy echo. - Słyszysz mnie?!
    Zaczął rozglądać się po otoczeniu, zdziwił się, że w ogóle jeszcze żyje. Jak to wiedział z doświadczenia, spotkanie ze Skaarjami kończy się zwykle straszliwą śmiercią.
    Stał pod ścianą olbrzymiej, starodawnej areny. Była ogromna, cała wyłożona płytami kamiennymi o kwadratowych kształtach. Jej mury wznosiły się wysoko w górę, że można było jedynie dostrzec czerwień nieba nad głową. Mniej więcej po środku znajdował się rząd balkonów, a raczej jeden wielki balkon biegnący naokoło, przedzielony jedynie co pewien odstęp kolumną. Nigdzie nie było przejść ani bram. W ziemi pod ścianą wyżłobiono otwór, prowadzący na arenę, jednak teraz zamknięto go stalowymi barierami, że nie sposób było się stąd wydostać. Ale nic nie pobiło straszliwego widoku centralnej część areny. Na środku postawiono solidną kolumnę, grubą jak pień kilkusetletniego dębu i wysoką mniej więcej jak połowa muru. Od jej szczytu odchodziły cztery rusztowania, przypominające karuzelę, które opadały w dół i łączyły się tam między sobą, tworząc kwadrat.Tuż nad ziemią przyczepieni byli do tej dziwnej budowli czterej
Naliowie, wszyscy nie żyli. Dwóch z nich zwisało głowami w dół, a pozostali przyczepieni zostali do konstrukcji związanymi dłońmi.
    Rog przeraził się. Zaczął się jeszcze raz przyglądać arenie. Nie było tu żadnych świateł, ani pochodni, jedyne promienie padały z nieba, oblewając cały teren czerwoną poświatą.
    Zaczął szukać stingera. Zorientował się, że nie miał przy sobie żadnej broni, oprócz rakietnicy. Na szczęście magazynek był pełny. Ale poza tym wszystko mu odebrano. Nie wiedział też, co się stało z Kirą i czy w ogóle ona jeszcze żyje. Miał złe przeczucia. Po woli zaczął rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego nie zginął i jest tutaj.
    Kiedy postąpił do przodu kilka kroków chcąc przyjrzeć się umęczonym Nalijczykom, usłyszał dobiegające z każdej strony hałasy.
- Kto tam jest?! - zawołał, chcąc aby jego głos brzmiał pewnie, jednak wewnątrz czuł ogarniający go lęk. Na balkonach ukazały się pyski Skaarjów, po chwili stwory podeszły do krawędzi i spoglądały w dół areny, prosto na człowieka. Nie poruszyły się, tylko wlepiły w niego wzrok, jakby patrzyły na skazańca, który ma zaraz zginąć straszliwą śmiercią. Ale zamiast współczucia w ich wzroku było widać nienawiść i satysfakcję. Żaden z nich nie zaatakował, nawet nie zawarczał, stały po prostu i czekały.
    Roger rozejrzał się dookoła, szedł w kierunku centrum placu, nie spuszczając jednocześnie gadów z oczu, gotowy strzelić, jeśliby jakikolwiek z nich spróbował na niego skoczyć. Jednak to było mało realne, ponieważ arena znajdowała się bardzo nisko, ale nie wiadomo nigdy do końca, czego się można spodziewać po Skaarjach.
    Podszedł do kolumny. Naliowie nie umarli wisząc na placu. Widać było po nich, że wcześniej przeszli tortury.
- Modrercy... - szepnął chłopak do siebie i obrócił się po woli ze złością w kierunku gadów.
    Rusztowanie zadrgało, Rog raptownie obrócił się w jego kierunku. Ciała Nalich poszły w górę. Spoglądał, jak unoszą się w kierunku nieba i w pewnym momencie zatrzymują na tle czerwieni. Kolejny hałas przeszedł po arenie, ziemia zaczęła drgać.
- Co się dzieje do licha?! - spojrzał w kierunku jednej ze ścian. Znajdowały się tam ukryte wrota, które teraz zaczęły powoli się otwierać, z wielkim hałasem. Z przejścia zaczął wydobywać się kurz i chmara popiołu. Rog zamarł ze strachu. - Na wszystkich bogów!!!
    To co zobaczył, dosłownie unieruchomiło go na jakiś czas. Zza wrót wyszedł najstraszliwszy stwór, jakiego kiedykolwiek widział. Był to ogromny dinozaur, wysoki na dobre dziesięć metrów. Chodził na dwóch łapach, jego przednie kończyny przekształcone były w dłonie o płaskich, szerokich palcach. Łapy, na których się poruszał, przypominały grube pnie drzew. Potwór pokryty był brunatno-brązową, łuskowatą skórą z licznymi, jasnymi plamami. Na grzbiecie sterczały mu płytki kostne, jak u stegozaura. Jednak najstraszliwsza okazała się głowa. Ślepia błyszczały czerwienią nieba, a paszczę miał tak wielką, że z łatwością mógł połknąć go w całości.
    Dinozaur zaryczał, zaczął uderzać pięściami w pierś niczym goryl. Potem walnął nimi w ziemię, aż Roger mimowolnie podskoczył do góry.
Chłopak był przerażony, jednak próbował się jakoś pozbierać. Chwycił rakietnicę i czekał na posunięcie potwora. Skaarjowie zaczęli warczeć i wydawać dźwięki, które przekładając na ludzki język na pewno znaczyły by mniej więcej to samo co "zabij go" lub "skończ z nim". Cała ta dziwna widownia dosłownie zaczęła szaleć.
    Stwór postąpił kilka kroków w kierunku swojej ofiary. Posuwał się bardzo wolno, jednak przy każdym kroku ziemia aż drżała. Chłopak przyjął pozycję obronną. Nie miał jak uciec z areny, chyba że jako duch. Walka z tym czymś wydawała mu się niewiarygodna.
- Zobaczymy tytanie, nie dam się.... - syknął, chcąc dodać sobie otuchy.
    Na arenie porozrzucanych było sporo wielkich głazów, tytan uniósł jeden z nich, jakby to było pudełko zapałek i cisnął w Rogera. Chłopak wykonał przerzut w bok i stanął prosto za kolumną, to była jego jedyna osłona na arenie. Głaz przeleciał przez plac i uderzył w ścianę, rozbijając się na kilka części. Tytan zawył z wściekłości, że chybił.
- Teraz moje posunięcie! - Rog załadował sześć rakiet i wyskoczył zza osłony. Wystrzelił wszystkie jednocześnie, skupione w jednej kuli, w kierunku przeciwnika. Trafił potwora w pierś. Jednak on tego najwidoczniej nawet nie poczuł, tylko lekko zaryczał, bardziej z wściekłości niż bólu. Uderzył pięściami w ziemię, chłopak ponownie poleciał w górę. Gad zbliżył się jeszcze bardziej, ale Rog unikał jego łap, okrążając cały czas kolumnę, tak ,że zachowywał bezpieczną odległość.
    Tytan uniósł ponownie kamień i cisnął w człowieka, Rog wykonał kilka salt w tył i uniknął uderzenia. Skaarjowie dosłownie wariowali na balkonach, ta walka sprawiała im wielką radość. Następna porcja rakiet poleciała w kierunku potwora, jednak on dalej posuwał się na przód, pociski dały mu minimalne obrażenia. Ale Roger nie poddawał się, chociaż serce waliło mu z emocji jak oszalałe. Unikał zwinnie łap i wyskakiwał zza kolumny tylko wtedy, kiedy chciał wystrzelić. Starał się za wszelką cenę utrzymać dystans, tytan robił wszystko, aby go dopaść. Obydwoje kręcili się wokół kolumny.
    Potwór uderzył łapami w ziemię, Roger stracił równowagę. Przewrócił się i upadł na ziemię. Tytan uniósł głaz, rzucił w leżącego przeciwnika. Rog w ostatniej chwili przewrócił się na drugi bok i uniknął tym samym zmiażdżenia. Zerwał się na nogi i wymierzył lufę w kierunku piersi potwora. Wystrzelił, jednak nadal to nie powstrzymywało bestii od marszu. Magazynek uległ redukcji już o dobrą połowę, a tytan doznał zaledwie kilku obrażeń, był wytrzymały jak czołg.
    Walka okazała się niezwykle wyczerpująca. Wojownik oprócz tego, że musiał bez przerwy biegać i unikać łap przeciwnika, to jeszcze co chwilę omijał lecące głazy i tracił równowagę, gdy tylko stwór walił kończynami w ziemię. Skaarjowie nie przestawali szaleć, cały czas dopingowali, jednak nie wiadomo komu. Ich ryki i warczenia potęgowały jeszcze bardziej całe napięcie.
    Kiedy magazynek zaczął już się kończyć, Roger zobaczył zmianę w zachowaniu tytana. Każda kolejna rakieta zadawała mu ból i spowalniała kroki. Jednak chłopak też już ledwo się trzymał. Jeden z odłamków głazu otarł się o jego rękę i pozostawił krwawiącą ranę na nadgarstku. Mimo to Rog się nie zatrzymywał, gdyż wiedział, że jeżeli to zrobi, albo zginie zmiażdżony przez głazy, albo stanie się posiłkiem dla dinozaura.
    Ostatnie rakiety wyleciały z magazynku, tytan był ciężko ranny, ale nadal chciał złapać człowieka. Rog zaczął panicznie rozglądać się po arenie. Zauważył, że w miejscu z którego wyszedł gad, stały dwa magazynki z rakietami, chyba celowo pozostawione dla wsparcia. Pobiegł w ich stronę, skręcając co chwilę z boku na bok, aby nie biec po linii prostej i nie dostać głazem. Tytan nie rzucał już niczym, zaczął natomiast podążać ku niemu. Rog rzucił się na magazynki najszybciej, jak potrafił i zaczął ładować rakiety. Znalazł się w ślepym zaułku. Dookoła otaczała go ściana, a z przodu miał dinozaura. Wiedział, że jego jedyna szansa tkwi w rakietnicy, bo na pewno nie uda mu się wyminąć gada i jednocześnie uniknąć jego łap. Przywarł plecami do ściany i załadował pociski. Wystrzelił. Cała kula skupionych rakiet uderzyła w tytana. Gad zaryczał, aż Rogerowi zaszumiało w głowie, jednak jeszcze ostatkiem sił szedł w jego kierunku, chcąc go dorwać. Chłopak wystrzelił ponownie, tytan wyciągał już łapy przed siebie i wtedy dopiero przystanął. Rakiety dokończyły zadanie swoich poprzedniczek. Kilka z nich okazało się niegroźnych dla bestii, ale cała masa to już było zbyt wiele. Tytan zachwiał się na łapach i zaczął osuwać na arenę. Ziemia zadrżała. Upadł, lecz jeszcze na koniec wyciągnął łapę, chcąc dostać chłopaka. Kończyna opadła dosłownie centymetry przed jego piersią. Walka zakończyła się.
    Rog zmęczony i wyczerpany wyszedł z przedsionka, nie patrzał nawet na leżącego tytana, bo sam był ledwo żywy. Wyszedł na środek areny i spojrzał w kierunku Skaarjów. Wszystko umilkło, nawet hulający przez cały czas wysoko w górze wiatr. Skaarjowie również się uspokoili i zaczęli spoglądać na Rogera chłodnym wzrokiem. Klapa w ziemi, która była jedyną drogą na arenę, stanęła otworem. Gadzia publiczność zaczęła się przerzedzać. Chłopak ruszył do wyjścia, zostawiając za sobą ogromnego tytana. Wychodził jako zwycięzca.

    Dookoła areny, biegł długi, podziemny korytarz, oświetlony bladym światłem pochodni i świec, przyczepionych do kamiennych ścian. W przeciwieństwie do placu, tutaj panował chłód i spokój.
    Roger kroczył korytarzem, każdy jego krok odbijał się echem. Chłód tego podziemnego kompleksu, dodał mu sił.
    Panującą ciszę zakłóciły dźwięki wydawane przez Skaarjów, które znajdowały się gdzieś daleko z tyłu. Chłopak przyśpieszył, pragnąc uciec za wszelką cenę, chociaż nie wiedział kompletnie, gdzie się znajduje. Miał przeczucie, że Skaarjowie biegną właśnie po niego, lecz nie miał już siły, aby jeszcze z nimi walczyć. Oprócz ścigających go wrogów usłyszał jeszcze inny dźwięk - krzyk dziewczyny, dobiegający gdzieś z odległego pomieszczenia. Od razu zrozumiał, do kogo on należał.
- Kira! - zawołał. Mimo wyczerpania zmusił się do biegu. Korytarz zakręcał cały czas w prawo, chłopak nie widział końca. Zdawało mu się, że biegnie cały czas w kółko.
    Wreszcie dotarł do drzwi, na samym końcu korytarza. Skaarjowie biegli z tyłu, ich człapanie i uderzanie pazurami o podłogę, nabrało intensywności. Pierwsza próba otworzenia drewnianych drzwi zakończyła się niepowodzeniem, dopiero gdy Roger naparł na nie całym ciałem, wypadł na korytarz, który się za nimi znajdował. Od razu wstał na nogi i zamknął wrota, opierając się na nich plecami. Miał szczęście, ponieważ z drugiej strony znalazł zasuwkę. Bez namysłu opuścił ją na wrota, akurat w tym samym momencie, kiedy cielsko pierwszego wroga uderzyło w drzwi z drugiej strony. Na jakiś czas był bezpieczny.
    Znalazł się w ciemnym pomieszczeniu. Przez wysoko położone żelazne kraty wpadało światło gwiazd i księżyców. Z każdego kąta biło chłodem, wszystko wykonane było z kamienia i dzięki temu, cała komnata nabrała niebieskiego odcieniu. Z przodu znajdowały się główne wrota, prowadzące do obiektu.
- Choinka, zamknięte! - Rog próbował je otworzyć, jednak to okazało się niestety niemożliwe. Po kilku próbach zrezygnował i wszedł po kamiennych schodach na wyższe piętro. Rozejrzał się na boki. Po prawej stronie znalazł bliźniacze drzwi do tamtych z dołu, za którymi teraz dobijali się Skaarjowie. Nacisną klamkę, zawiasy zaskrzypiały, drewniane deski ustąpiły.
   
    Droga doprowadziła go do podziemi, przynajmniej wyglądało to na podziemia. Poruszał się po drewnianych, ustawionych tuż nad lawą kładkach, korytarze stanowiły mroczny, nieoświetlony labirynt. Prawie w każdym rogu znajdowała się cela, a w niej jakiś martwy Nali, albo nie wiadomo kto jeszcze, ponieważ niektóre ciała okazały się kompletnie zmasakrowane. Rog poczuł niepokój , słyszał co chwilę kroki i widział przemykające cienie. Z jednego rogu zaświeciły na niego wąskie oczy. Chłopak wymierzył w tamtym kierunku celownik broni. Po chwili z kąta wyskoczyło stworzonko, podobne trochę do szczura.
- Ufffff, ale mnie wystraszyłeś - odetchnął.
    Uciekinier przestał być sam. Usłyszał daleko za swoimi plecami warczenie i odgłos uderzających o drewno pazurów. W tym samym momencie ktoś krzyknął przeraźliwie.
- Kira, już idę! - pobiegł do najbliższego korytarza i pchnął pierwsze, napotkane drzwi. Wpadł do pomieszczenia tortur. Stanął na mostku i spojrzał w dół, na żarzącą, czerwoną poświatę. Poniżej znajdowały się trzy kwadratowe studzienki wypełnione lawą, nad każdą z nich wisiała klatka. Jedna nie była pusta, siedziała tam dziewczyna.
- Kira! - Rog przeskoczył mostek i wylądował na tuż obok klatki.
- Roger? - zapytała dziewczyna półprzytomnym głosem, jednak raptownie się ocknęła - Uważaj, tam z tyłu!
    Tuż obok niego, pod ścianą stał Skaarj, który trzymał łapę na dzwigni. Odwrócił pełen wściekłości wzrok w stronę przybysza. Pociągnął za wajchę, klatka zaczęła schodzić do lawy. Gad skoczył z dziką furią na chłopaka i przewrócił go na ziemię, po czym uniósł łapę, chcąc mu zmiażdżyć czaszkę. Rog podniósł się, spojrzał w kierunku Kiry. Klatka była coraz bliżej rozgrzanego płynu. Rozwścieczony gad , gdyż że nie trafił w cel, zaatakował ponownie. Rog unikał ciosów, biegał po całym pomieszczeniu. Przewrócił nawet na stwora drewniany stół, ze znajdującymi się na nim metalowymi przedmiotami. Zanim udało mu się z pod niego wygrzebać, chłopak odszedł na bezpieczną odległość i wystrzelił w przeciwnika kilka rakiet. Skaarj bezładnie osunął się na ziemię. Klatka wisiała centymetry nad lawą. Rog skoczył do mechanizmu. Niestety, rączka została oderwana i nie można było zatrzymać łańcuchów spuszczających. Odwrócił się twarzą do dziewczyny.
- Kira, rozbujaj to, szybko! - Dziewczyna nie zadając pytań, zaczęła rozhuśtywać klatkę. Niestety okazała się ona zbyt ciężka i odchyliła od pionu jedynie o kilka centymetrów. Ze wsparciem przybył Roger. Rozbiegł się tak szybko, jak tylko pozwalał mu na to krótki dystans i skoczył na pręty. Klatka rozbujała się jeszcze bardziej, krawędzią zaczęła już być na równi z bokiem studzienki. Chłopak skoczył ponownie, tym razem odsunął ją daleko od poziomu. Lawa znajdowała się poniżej.
- Kira bądź gotowa, będzie trzęsło! - Dziewczyna nie zrozumiała na początku o co mu chodzi. Dopiero zrobiła wielkie oczy, jak Rog zaczął ładować rakiety i wymierzył w górny łańcuch. Wystrzelił kilka skupionych pocisków w momencie, gdy klatka odsunęła się najdalej od poziomu. Łańcuch pękł. Żelazo poleciało na posadzkę i przechyliło się na bok, uderzenie otworzyło drzwi.
- Nic ci nie jest?! - Roger podbiegł do dziewczyny. - Przepraszam, że tak brutalnie, ale tylko to mi przyszło do głowy.
- W porządku, nic. Lepiej jest mieć siniaki, niż usmażyć się w lawie.
- Choć, zabierajmy się stąd, szybko! - Chłopak chwycił Kirę za rękę i pociągnął w kierunku mostku. Wbiegli po schodach i wypadli na korytarz.
Po przeciwnej stronie kładki, stali Skaarjowie i zwrócili na nich swoje ślepia.
- Intruzi! - ryknął w swoim języku największy Skaarj.
- Tędy! - Rog pociągnął za sobą Kirę, w przeciwległy korytarz. Starał przypomnieć sobie drogę, którą tutaj przybył. Gady ruszyły w pościg. Po chwili zauważył wąski tunel, oświetlony pochodniami. Dobiegli do głównego wejścia, gdzie znajdowały się zamknięte wrota.
- I co teraz? - spytała spanikowana dziewczyna.
- Na dół po schodach, potem lecimy na lewo! - zbiegli na niższe piętro. Drzwi, które zaryglował Rog stały otworem, nie było tam na szczęście słychać żadnego Skaarja, najprawdopodobniej gady, które teraz biegły za nimi, stanowiły tamtą grupę pościgową.
    Lecieli przez korytarz. Mimo zmęczenia, nie zwalniali kroku. Dopiero przed wejściem na arenę, Kira opadła z sił.
- Wybacz, ale ja już nie mogę.... - wysapała, opierając ręce na kolanach.
- Ja też już ledwo dyszę, szybko na lewo! - Weszli na arenę, gdzie przedtem Roger walczył z tytanem. Na niebie panowała ciemność, rozświetlona jedynie przez migoczące gwiazdy i odległe księżyce. Chłopak przyjrzał się uważniej placu. Zauważył, że na drugiej stronie jest identyczne wejście, jak te, przez które teraz tu weszli. Wcześniej tak był przejęty walką, że nawet go nie zauważył. Ruszyli w jego kierunku.
- Wchodzimy? - spytała dziewczyna. W tym samym czasie na arenę wypadła chmara wściekłych Skaarjów.
- Chyba nie mamy wyboru! - obydwoje nie poszli, ale wręcz rzucili w kierunku przejścia. Znaleźli się w korytarzu, połączonym z małym pomieszczeniem. Były tam niewielkie, prowadzące w dół schody, zakończone drzwiami.
- No nie, zamknięte! - krzyknął. Kira rozejrzała się w ciemnościach. Pod ścianą zauważyła w świetle pochodni niewielki przełącznik, który wyglądał jak odstająca cegła. Nacisnęła.
- Może to to? - jak na zawołanie, drzwi otworzyły się. Rog odetchnął z ulgą.
- Doskonale, włazimy!
    Za drzwiami znalazł się kolejny korytarz, wyłożony nie kamieniem, ale ciemnymi cegłami. W ścianach były otwory z zapalonymi świecami. Korytarz nie był zbyt długi. Na końcu zwisały z sufitu przemieszane z roślinami pajęczyny. Uciekinierzy przekroczyli tą nietypową firankę i wypadli na otwartą przestrzeń. Kira już nie mogła dalej biec, przewróciła się na ziemię. Roger uniósł wzrok. Nad wyjściem znajdował się spory masyw skalny.
- A może by tak..... ? - nie dokończył nawet zdania. Z tunelu dobiegały ryki Skaarjów. Bez wahania uniósł rakietnicę w górę i wystrzelił ostatnie pociski jakie miał. Niestety, skała nawet nie drgnęła. W przejściu pokazały się pyski gadów. Ludzie i stwory spojrzeli sobie nawzajem w oczy. W tym samym czasie coś zaczęło się dziać. Chłopak zamarł. Potężny, kilkudziesięciu tonowy masyw skalny, zaczął pękać i osuwać w dół. Cała ściana walnęła w podłoże, aż zatrzęsło okolicą. Skaarjowie panicznie cofnęli się do tyłu, unikając zgniecenia. Przejście zostało odcięte.
- Kira, uciekajmy! - Rog ostatkiem sił zmusił się do biegu, pociągając za sobą dziewczynę. Skały zaczęły upadać coraz dalej, a miejsce w którym stali jeszcze przed chwilą, zostało zupełnie zasypane.
    Po chwili wszystko ucichło. Ucieczka powiodła się, a przeciwnicy zostali zaryglowani warstwą gruzów, skał i ziemi.
- Wiesz co, Kira?    - odezwał się po chwili Roger.
- Tak?
- Właśnie zrozumiałem, że zwycięży ten, który nie zwątpi. - odparł. Dziewczyna nie rozumiała, co ma w tej chwili na myśli. Jednak najważniejsze było to, że są bezpieczni. Przynajmniej na razie.






<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności