statystyki
314886 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Koniec korytarza rozwidlił się na dwie strony. Zrobiło się tutaj jakoś dziwnie niebezpiecznie. W powietrzu unosił się zapach wilgoci, gnijących roślin i stęchlizny. Roger stał na długiej drewnianej kładce, pod spodem znajdowała się woda, w której pływali slithowie i mięsożerne ryby. Co pewien czas jakiś slith wyszedł na most i atakował go żrącą śliną, a kiedy podszedł na bardzo bliską odległość, próbował ugryźć go w rękę lub uderzyć płetwowatą łapą. Za każdym razem jego zamiar zakańczał stinger.
    Po ścianach odbijały się ehem rozmaite dźwięki, ryki Skaarjów, syki slithów i pieśni Nalich, skierowane do Chizry. W pewnym momencie Roger usłyszał przerażony kobiecy głos. Wsłuchał się ponownie i doszedł do wniosku, że na pewno mu się to tylko zdawało.
    Kiedy dotarł do końca kładki wszedł do niewielkiego przedsionka, gdzie zaatakowała go drapieżna ważka. Owad spadał co chwilę mu na głowę i nieprzyjemnie bzyczał. Chłopak wycelował w niego broń, jednak nie zdążył wystrzelić, gdyż coś go podcięło i wyrżnął jak długi na ziemię. Owad zrezygnował z ataku i poleciał gdzie indziej.
- Auu.. - Rog podniósł się z ziemi. W ścianę wmontowany był długi, drewniany pal. To on go podciął. Pal uderzył ponownie, jednak tym razem człowiek nie dał się trzasnąć i złapał go w porę oburącz.
- Nie tym razem - pal jakby zrozumiał swoją klęskę i na powrót cofnął się pod ścianę. Chłopak przeszedł obok.
    Przedsionek był przejściem z jednej długiej kładki na drugą, równoległą do poprzedniej, odgrodzonej jedynie grubą ścianą.
    Rogera poczuł niepokój, miał wrażenie, że ktoś za nim idzie. Ale za każdym razem kiedy oglądał się do tyłu, nikogo nie zauważył. Miejsce, w którym przebywał, stało się nagle niezwykle ciche tak bardzo, że jego kroki dudniły niczym uderzenie młota pneumatycznego. Z boku przeleciał jakiś cień, uciekinier zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać, jednak odpowiedziała mu jedynie cisza. Ruszył wolno i ostrożnie przed siebie, aż dotarł do kamiennego kompleksu z wielkimi wrotami. Drzwi uruchamiał bryłowaty przełącznik, wciśnięty w ścianę. Chłopak nacisnął go, wrota zaczęły się otwierać z wielkim hałasem. Kamień zgrzytał o podłoże, niczym kreda złośliwej nauczycielki po tablicy. W tej ciszy dźwięk stał się nie do wytrzymania, Rog aż się skrzywił.
    Kiedy wrota stanęły otworem, postąpił ostrożnie kilka kroków w przód, gdy nagle coś zaskoczyło go od tyłu. Przerażony obrócił się gwałtownie. W pierwszej chwili myślał, że to przewidzenie. Do jego ciała przywarła młoda i śmiertelnie przerażona dziewczyna.
- Nie pozwól mnie zabić! Tamci mnie zostawili! Mac nie żyje, błagam pomóż mi! - dziewczyna była tak spanikowana, że nie mogła się uspokoić.
- Kira? - spytał równie przestraszony i zdziwiony Roger. Dziewczyna wciąż uczepiona jego pancerza, po woli skierowała na niego swoje błękitne oczy. Była niższa od niego o głowę, miała na sobie spodnie wojskowe i podartą, okrwawioną koszulę.
- T.. tak, skąd mnie znasz?
- To ja Roger, pamiętam cię ze statku, siedziałaś naprzeciwko mojej celi. Przynajmniej tak sądzę, że to ty. Jak się tu znalazłaś?
- Statek spadł na ziemię, to był koszmar. Jakieś wielkie gady weszły do środka i zaczęła się rzeź. Ludzie uciekali gdzie tylko się dało, wiele osób wybiegło na zewnątrz, część przedzierała się przez kopalnię. Ale oni byli dosłownie wszędzie. Zaczęli dobijać uciekinierów. Pobiegłam razem z sześcioosobową grupą przez kopalnię..... kompletnie byliśmy bez broni! Dwóch ludzi zginęło przy samym wejściu, trzeci gdzieś w połowie. Jeden zmarł z wykrwawienia i osłabienia przy wejściu do świątyni. Zostałam ja, Mac i Morbias. Morbiasa rozerwały na moich oczach drapieżne węże...
- Slithowie? - przerwał jej Roger.
- Nie wiem jak się nazywają, plują żrącą śliną i są długie jak krokodyle. Jednego udało nam się zabić przy wejściu, ale potem było ich zbyt wielu.... Zostałam ja i Mac. Obiecał mi, że nie zostawi mnie i wyjdziemy stąd żywi... Pomylił się..... Został zabity nożami Skaarja, gdy pisał coś w swoim dzienniku. Kiedy potwór masakrował jego ciało, ja uciekłam i schowałam się w jakiejś dziurze w ścianie. Bałam się wyjść. Wiedziałam, że jak mnie zauważą to zginę. Raz przeszedł koło mnie slith, jak go nazwałeś. Ale na szczęście ominął kryjówkę. Kiedy cię zauważyłam..... zaryzykowałam i chciałam dotrzeć do ciebie, szłam tym korytarzem co ty, słyszałam tylko warczenie i syki, cały czas okręcałam się spanikowana..... - Kira skończyła swoją historię, uspokoiła się już trochę, jednak nadal okręcała głowę na wszystkie strony, kiedy tylko usłyszała nawet najdrobniejszy szmer.
- Czy więcej osób przedarło się do świątyni?
- Nie wiem, trzymałam się jedynie swojej grupy, nikogo więcej nie zauważyłam. - W tym samym momencie w przejściu pojawił się slith. Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie, wąż szykował się już do wyplucia śliny, kiedy dostał od Rogera serię tarydium. Ryknął parę razy i padł na ziemię. Kira zakryła twarz dłońmi i cofnęła się pod samą ścianę. Rog wyciągnął i podał jej dyspersa.
- Masz, na wszelki wypadek. Trzymaj się blisko mnie i staraj się tak nie wrzeszczeć, bo ściągniesz strażników z całej świątyni. - Kira nic nie odpowiedziała, tylko przytaknęła głową. Zaczęli po woli schodzić schodami w dół. Na ostatnim schodku leżał zmasakrowany człowiek. Przednia część jego ciała została dosłownie objedzona, było widać żebra i czaszkę.
- O nie... - Kira odwróciła ze smutkiem głowę. Rog podniósł leżący obok człowieka dziennik i zaczął czytać.

" Zapis prowadzony przez komandora Mac'a Harisona: Ci lokalni tubylcy mają sześciolufową rakietnicę na ołtarzu,    ale jest niestety pilnie strzeżona przez salamandrowate istoty. "Laska sześciu ogni" jest powołaniem dla czterorękich, mają ja przechowywać dla tajemniczego wojownika. Dziś wieczorem spróbuję ją wykraść"

- Laska sześciu ogni! Rakietnica! Teraz już rozumiem przesłanie!
- Jakie przesłanie? - zdziwiła się Kira. Rog zwrócił się z triumfem w jej stronę.
- W innej części świątyni jest przejście do tak zwanych "Hali ceremonialnych Chizry", czyli boga czterorękich Nalich. Pisało tam, że przejść może jedynie wojownik z "laską sześciu ogni". Rozumiesz? Tam chodziło o rakietnicę.   
- Paskudne to miejsce, boję się!
- Spokojnie, jak będziemy trzymać się razem, na pewno przejdziemy, obiecuję. - uspokoił ją Rog.
- Tak! Jasne! Mac też obiecywał i zobacz co oni... - Kira wskazała ręką w kierunku ciała - mu zrobili...
- Nie bój się, damy jakoś radę. Trzeba znaleźć tą rakietnicę. - Rog położył rękę na jej ramieniu. Dziewczyna nadal wystraszona, pokiwała potakująco głową.        Chłopak zaczął iść przed siebie, Kira trzymała się tuż obok, ściskając panicznie oburącz dyspersa. Na końcu schodów pojawił się korytarz, z sadzawką pośrodku, woda była w niej strasznie głęboka, poniżej lustra czystej wody, widniały zatopione mury. W centrum sadzawki znajdował się ociosany kamień, na którym stał pojemnik ze znanym już Rogerowi płynem.
- Zobacz na to. - Rog zdjął flaszkę i pokazał dziewczynie. - W kopalni zostałem ciężko ranny, Nali mnie tym wyleczył. Masz napij się, to przywraca siły.
- Nie dziękuję, nie chcę. - Odmówiła grzecznie Kira. Jednak Rog nalegał i w końcu dziewczyna posuchała. Faktycznie, poczuła się dużo lepiej, zażartowała nawet, że czuje się jak nowo narodzona.
- Co to jest? - zapytała.
- Nie mam pojęcia, ale działa - uśmiechnął się Rog.
    Rozmowę przerwał tentacle, który wyrósł nagle nad ich głowami i zaczął wymachiwać mackami.
- Odsuń się! - krzyknął Trezorańczyk.
- Czekaj! Ja się tym zajmę! - Kira podniosła dyspersa i wystrzeliła skumulowany strumień energii na stwora. Tentacle odczepił się od sufitu i wirując jak nasionko klonu, spadł na ziemię.
- Wow, gdzie się tego nauczyłaś? - zdziwił się chłopak.
- Miałam już z takim do czynienia - rzekła, spoglądając na laser. - Ale przepadł podczas ucieczki. Muszę również się bronić sama, nie mogę polegać przecież tylko na tobie.
    Roger uśmiechnął się jeszcze bardziej. Z korytarza wybiegło kilku slithów. Rog pociągnął Kirę za ramię i pobiegli w przeciwną stronę, potem skręcili za róg i wpadli do wielkiego pomieszczenia wypełnionego wodą, w którym znajdowało się pełno kładek pod różnymi kątami. Główna kładka biegła od przejścia ku dołowi.
- Leć przodem! - krzyknął Rog. - Jest ich zbyt wielu!
    Kira nawet nie musiała czekać na komendę, zaczęła zbiegać w dół po kładce niczym maratończyk. Chłopak podążył tuż za nią. Strzelali po drodze do atakujących ważek, które chciały ich użądlić. Slithowie nie mięli tylnych łap, tylko pełźli po powierzchni, co zwalniało ich gonitwę. Uciekinierzy dzięki temu, zyskali przewagę.
- Musimy ich zgubić, tędy! - dobiegli do ciemnego pomieszczenia położonego na końcu jednej z dróg. Przyczepiona do ściany kładka zaczęła opadać w dół, niczym korkociąg. W końcu nie dało się już niżej zbiec, znaleźli się w ślepym zaułku, na dnie zamurowanego pomieszczenia. Stał tam jedynie szklany słup wypełniony wodą z odstającą dźwignią. Rog pociągnął za rączkę, jednak nic się nie stało, nie otworzyły żadne drzwi. Slithowie już po woli zaczęli schodzić po kładkach, dodatkowo nadleciało pełno ważek. Jedna z nich zaatakowała Rogera, chłopak wystrzelił pocisk tarydium, jednak nie trafił, pocisk poleciał na ścianę.   
- Patrz! - Kira wskazała palcem na pojawiającą się szparę ze światłem. Otwór coraz bardziej powiększał się.
- Do środka! - krzyknął Rog po czym popchnął dziewczynę i oboje wywalili się na ziemi za otwartym przejściem. Slithowie dotarli już na sam dół. Ściana na powrót zaczęła się zamykać, niczym drzwi obrotowe. Węże i ważki pozostały w przedsionku.
- Jak to zrobiłeś? - zapytała.
- Nie wiem, to chyba tarydium. Mieliśmy szczęście - odparł, podnosząc się z ziemi.
- O rany, zobacz! - dziewczyna zwróciła głowę w stronę oświetlonej pochodnią ściany. Na powierzchni znajdowały się wyryte, złote litery, a dokładniej znaki runiczne. Cały napis otoczony był zielonkawą ramą, przypominającą łodyżkę jakiejś drobnej rośliny. - Szkoda, że nie wiemy, co jest tutaj napisane.....
- Zaraz to odczytam, patrz. - Rog podszedł do napisu i wyjął z kieszeni translator. Runy ułożyły się w czytelne litery.

    "Spójrz sobie w oczy. Jeżeli twoja odwaga okaże się wystarczająca, ostatni krok do nagrody będzie podparty przez twoją wiarę"

- Rozumiesz język obcych? - zdziwiła się Kira.
- W pewnym sensie. Spotkałem po drodze takiego jednego i... pobłogosławił mój translator.
- Co? - Kira wytrzeszczyła oczy niczym sowa. Po czym odchrząknęła i zmieniła temat. - Rozumiesz, o co chodzi z tą wiarą?
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że się dowiem. Musimy się stąd jakoś wydostać. - Rog rozejrzał się po pomieszczeniu. Po prawej stronie znajdowała się hala z dziwną budowlą po środku. Cały ten obiekt otaczały pale, które nie stykały się obiektem w żadnym miejscu. Na ścianach paliły się pochodnie, które dawały piękne światło i odbijały swój blask w ciekawych wzorach, wyrytych na ścianach. Chłopak podszedł do krawędzi i omal nie zakręciło mu się w głowie, spojrzał w dół, w olbrzymią, ciemną przepaść, pomiędzy skałami. Otwór wydawał się nie mieć końca, na samym krańcu wyglądał jak przeraźliwa, czarna dziura. Rog zdjął plecak i rzucił stinger na ziemię.
- Zaczekaj tutaj, zaraz wracam.
- Zwariowałeś?! Przecież spadniesz! - powiedziała ostrzejszym tonem dziewczyna, domyślając się zamiaru towarzysza.
- Sprawdzę co tam jest, po drugiej stronie. - Rog wskoczył na pale, które okazały się pewnego rodzaju przejściem. Skok na cienki mostek spowodował, że stracił na chwilę równowagę. Kira zatkała buzię. Chłopak wyciągnął ręce na boki. Na początku się bardzo bał, chociaż ukrył to przed dziewczyną. Wiedział, że jeśli się załamie i zrezygnuje, to spadnie, że nie wolno mu się zawahać i stchórzyć. Przeszedł w końcu połowę kwadratu i zbliżył się do trzeciej części. Stracił Kirę z oczu. Po drugiej stronie budowli zauważył, że wewnątrz niej znajduje się kolejne pomieszczenie. Dotarł do połowy trzeciego pala. Spojrzał przed siebie, okazało się, że widzi tam własne odbicie, to nie było drugie pomieszczenie, tylko jakieś lustro!
    Między nim, a lustrem leżał pas ochronny, ten sam, który uratował mu życie w kopalni przed rakietą bruta. Jednak nie było tam żadnej kładki, zupełnie nic. Pas wisiał sobie w powietrzu, a pod nim znajdowała się przepaść, najprawdopodobniej do samego piekła.
- Spójrz sobie w oczy. Jeżeli twoja odwaga okaże się wystarczająca, ostatni krok do nagrody będzie podparty przez twoją wiarę - Rog powtórzył zapis. - Spójrz sobie w oczy.....
    Roger spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
- Wspomóż mnie Chizro - dał krok do przodu, sam nawet nie wiedział dlaczego to robi. Postawił stopę na czymś twardym, chociaż wydawało by się, że stoi w powietrzu. Nie spadł. Doszedł do paska. Artefakt objął całe jego ciało, nadając mu złoty kolor. Rog powoli wrócił do pali i zaczął wracać w kierunku wyjścia, cały czas posuwając się wąskim przejściem nad przepaścią. Doszedł w końcu do pomieszczenia, w którym została Kira i skoczył na kamienne płytki. Kira otworzyła usta z wrażenia, kiedy zobaczyła go z powrotem w złotej otoczce. Nie wydobyła z siebie ani słowa.
- W nagrodę za odwagę i wiarę mam to - odparł do niej żartobliwie, niby nic się nie stało. Po czym podniósł swoje rzeczy z ziemi i ruszył w kierunku rozsuwanych drzwi. Dziewczyna nadal stała w miejscu jak osłupiała, kiwając głową ze zdziwienia. W końcu podążyła za nim.

- Tam nie ma przejścia, jedyna droga, to ta, którą tu weszliśmy. Jest ich dużo, ale nie wejdą wszyscy na raz, tylko pojedynczo. Wtedy będziemy strzelać do jednego za drugim. Gotowa?
- Tak - odparła Kira, trzymając już wycelowanego stingera. Roger również przygotował swojego ASMD. Dziewczyna strzeliła w ścianę, właz    rozsunął się jak wtedy, gdy tutaj wpadli. Oboje przygotowali się, że będzie chciała tu wejść cała chmara potworów. Jednak na zewnątrz nie było niczego, nawet najmniejszej ważki. Wyszli powoli do pomieszczenia ze szklanym słupem, wypełnionym wodą. Stwory znikły bez śladu.
- To chyba się popsuło - rzekł po chwili Rog i nacisnął od niechcenia na rączkę od dźwigni, która odstawała przy słupie. Dźwignia drgnęła, jednak nic nadzwyczajnego się nie stało.
- Słyszysz? - zapytała po chwili Kira.
- A co mam słyszeć?
- Dźwięk, jakby poruszającego się pociągu.
- Aha, teraz tak. To stamtąd. - Obydwoje spojrzeli na wyjście położone wysoko ponad ich głowami. Zaczęli się wspinać po kładkach, trzymając jednocześnie blisko ściany. Na górze również nie było żadnego przeciwnika. Kiedy dotarli do ogromnego pomieszczenia, w którym ścigali ich slithowie, zauważyli zbliżającą się do nich po żelaznej szynie niewielką windę. To ona dawała dźwięk podobny do jadącego pociągu. Winda stanęła tuż obok krawędzi mostku, na którym stali. Szyna, po której się poruszała znajdowała się pod samym sufitem, a potem spadała ostro w dół do kolejnego mostku, zakończonego drzwiami. Rozbitkowie spojrzeli po sobie.
- Czemu nie? - spytała się Kira, jakby czytała myśli Rogera. Obydwoje stanęli na drewnianej podłodze i winda jak na zawołanie zaczęła wracać tą samą drogą, którą tutaj przybyła, posuwając się wysoko ponad powierzchnią wody. W krystalicznej toni można było dostrzec drapieżne ryby, pływające pomiędzy kamiennymi przeszkodami.
    Po chwili stali już na mostku. Jedynym wyjściem z tego miejsca okazały się złote drzwi, ponieważ cały obszar dookoła, odcięty został przez wodę. Jednak drzwi ani drgnęły. Na domiar złego winda również się zablokowała i nie chciała z powrotem jechać na górę. Chłopak stanął na rogu mostku i spojrzał w toń.
- Chyba trzeba będzie płynąć przez wodę, tam widzę wejście w podwodny korytarz. - rzekł, wskazując jednocześnie ręką w kierunku miejsca, o którym mówił.
- Chyba się nie uda, wszędzie pływają rekiny, zresztą nie wiadomo dokąd prowadzi ten tunel.
- To nie są rekiny, ale duże, drapieżne ryby. Łatwo je pokonać ze stingera. Posłuchaj teraz. Przez te drzwi nikt nie przejdzie, więc nie masz się czego bać. Ryby tu nie doskoczą, a slithowie boją się ASMD. Popłynę pierwszy i zbadam teren i przy okazji oczyszczę wodę. Potem wrócę i będę wiedzieć, którą drogą najlepiej przepłynąć. Zabiorę ze sobą stingera i na wszelki wypadek automaga. Położę tu resztę broni. Zostań i poczekaj na mnie. - Kira spojrzała nieufnie na wodę.
- Ale...
- Bez sprzeciwu. Obiecuję, że wrócę tu po ciebie. - Rog wziął broń do ręki, a automaga przyczepił do paska, po czym zdjął pancerz, aby nie utrudniał mu pływania. Zresztą i tak otaczała go powłoka, którą otrzymał w "sali wiary".
- Mój brat Mac też powiedział, że wróci...
- A więc to był twój brat? - zapytał zdziwiony chłopak.
- Tak - odparła ze smutkiem.
- Ale ja cię nie zostawię - powiedział poważnie i położył rękę na ramieniu dziewczyny, aby dodać jej otuchy, po czym zeskoczył z mostku.
    Woda okazała się dość chłodna, jednak bardzo odprężała, Rog od razu poczuł się lepiej. Podpłynął do wydrążonego w podłodze tunelu zalanej świątyni i na powitanie wypłynęła z niego ryba, chcąc dobrać się do miękkiego ciała człowieka. Wystarczyło kilka strzał ze stingera, aby pozbyć się napastnika.
Nabrał do płuc tyle powietrza ile tylko zdołał i zanurzył się w wodzie.
    Tunel prowadził pionowo w dół, po czym skręcał ku centralnym, podwodnym pomieszczeniu, do którego również prowadziły podobne, bliźniacze tunele. Na środku wznosiła się ku górze kolumna, dookoła której pływało kilka ryb. Zanim Roger uporał się z nimi wszystkimi, został zaatakowany parę razy i jego pancerz ochronny znacznie zmalał.
    Z jednego z tuneli wypłynął slith. W wodzie poruszał się niezwykle sprawnie i pływał trzy razy szybciej od człowieka. Zaatakował przeciwnika żrącą śliną, wystrzeloną z wielką szybkością, nawet jak na podwodne warunki. W ostatniej chwili chłopakowi udało się zrobić unik, opór wody bardzo utrudniał jego ruchy. Slith zaatakował ponownie, umykał przed strzałami tarydium i za wszelką cenę chciał dopaść swoją ofiarę od tyłu. Rog wziął do drugiej ręki automaga i wystrzelił z obu broni jednocześnie. Slith został trafiony. Zaczął się wycofywać. Za nim podążała smużka czerwonej krwi, która ściągnęła z okolicy drapieżne ryby. Rog pozbył się w jednym momencie z pola widzenia wszystkich przeciwników. Zaczęło mu po woli brakować powietrza. Przyczepił na powrót automaga do paska, przełożył stingera przez ramię i zaczął szybko wypływać wzdłuż kolumny ku górze.
    Kiedy dotarł do powierzchni, głośno złapał oddech, walka zajęła mu dobre dwie minuty. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Okazało się, że wypłynął tam, gdzie spotkał po raz pierwszy Kirę. Nabrał ponownie powietrza i zanurkował w wodzie. Dopłynął do podstawy kolumny i skręcił w boczny korytarz.
    Dotarł do wielkiego, wypełnionego wodą basenu. Jego ściany biegły stromo ku górze, że nie sposób było z niego wyjść. Dookoła zbiornika krążyło kilka slithów, Rog przywarł do ściany i zanurzył głowę, wystawiając jedynie nos i oczy ponad powierzchnię. Rozejrzał się dokładniej, dopiero teraz zauważył, co znajdowało się na środku sali. Wysoko ponad wodą sterczała wąska kolumna, a na jej szczycie wirowała sześciolufowa wyrzutnia rakiet.
- To jest ta laska sześciu ogni! - wyrwało się Rogerowi mimowolnie. Kilka slithów zwróciło łby w jego stronę.
- Ups - chłopak na powrót zanurkował w toni wodnej i zdjął z piersi stingera. Dwóch slithów wpełzło do basenu, jednak znajdowali się daleko od przybyłego intruza, aby zaatakować śliną. Rog zawrócił do tunelu i ponownie wypłyną tam, gdzie wynurzył się za pierwszym razem. Wyszedł z wody i przygotował broń. Tak jak się spodziewał, po chwili nad powierzchnią ukazały się wężowate głowy i zaczęły od razu pluć w niego śliną. Jedna z kul trafiła w Rogera i zdjęła całkowicie niedawno nabyty pancerz. Chłopak dobił przeciwników stingerem, po czym pobiegł w boczny korytarz - przeciwny do tego, przez który uciekał z Kirą.
    Dotarł do komnaty z licznymi blokami skalnymi, ułożonymi na kształt schodów, że można było się swobodnie po nich wspinać. Podłoże pokrywała cienka warstwa wody, podobnie jak większość innych miejsc tej świątyni. Rosło tu nawet kilka palm.
    Roger zaczął wspinaczkę, nie miał problemów z wejściem na górę. Znalazł tam nawet kilka kryształów tarydium, którymi dopełnił magazynek. Po pary chwilach był już na szczycie. Niespodziewanie wyrosła przed nim wysoka, ciemna sylwetka Nalijczyka. Czteroręki nawet nie dał mu odetchnąć i nakazał iść za sobą, po czym popędził w ciemną, zalaną wodą komnatę, pędząc po kładkach. Komnata zadziwiająco przypominała tą, w której czekała na niego Kira, z tym że tutaj panował półmrok i nie było żadnych wind. Na jednej z kładek stała spora pochodnia, jej magiczny ogień płonął na kamieniu i dawał blade światło. Rog spojrzał w stronę pochodni, w mroku ukryła się potężnie zbudowana postać.
- Kapłanie stój! -    krzyknął, choć wiedział, że i tak pędzący Nalijczyk go nie zrozumie. W mroku przyczaił się Skaarj i czekał tylko, aż jego przyszła ofiara podejdzie zbyt blisko. Roger popędził za Nalim, Skaarj szykował się już do skoku, chłopak strzelił do gada, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Pierwsza seria nic nie pomogła, olbrzym zaatakował zaskoczonego kapłana. Nali cofnął się w kąt ściany i zasłonił głowę rękoma, błagając o litość. Skaarj ponownie zamachnął nożami, jednak oberwał w odwecie ze stingera. Dopiero wtedy zostawił Naliego w spokoju i rzucił się na nową ofiarę. Był szybszy, niż uciekinier przypuszczał. Zanim Roger wystrzelił ponownie, ranny gad wytrącił mu ostrzem broń z ręki. Stinger poleciał na krawędź kładki i zahaczył się o odstającą drzazgę.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności