statystyki
314891 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Noc była czarna, czarniejsza niż poprzednie, jakie miał już okazję podziwiać Roger na Na Pali. Tysiące gwiazd tworzyło podniebne drogi, niczym promienie słońca nad oceanem. W powietrzu roiło się od muszek i drobnych nocnych owadów, które na szczęście nie dokuczały dwóm rozbitkom, w wędrówce przez dolinę. Wysokie skały otaczały przestrzeń i tworzyły bramy, oddzielające okolicę od innych części świata.
    Roger szedł na przodzie, za nim wlokła się Kira, nieufnie spoglądając na wszystkie strony. Po krótkim marszu napotkali na swej drodze coś niewiarygodnego. Przed nimi wyrósł niewielki mur, otaczający małą wioskę. Kira zauważyła go pierwsza.
- Patrz, to nie możliwe!- krzyknęła.
- Dziwne, chyba że.... lepiej bądźmy ostrożni. Chodź pod mur.
    Obydwoje podeszli pod ścianę i przez pewien czas posuwali się wzdłuż kamieni. W końcu natrafili na przerwę, która pełniła rolę bramy do wioski.
    Osada była na prawdę niewielka, znajdowało się tam jedynie kilka drewnianych domków ze studnią po środku, za domkami pagórek, a na jego szczycie opactwo z czymś, co przypomina klasztor.
- Jak myślisz kto tu mieszka? Może jakieś zielone ludki z bronią laserową? - spytała pół żartem, pół serio dziewczyna.
- Raczej zielone ludki wolą domki z metalu niż z drewna, to mi przypomina prymitywną, plemienną wioskę, zupełnie jak w dawnych czasach na Ziemi. Zobacz, nawet nie ma tu prądu, tylko kilka pochodni wetkniętych w grunt.
- I co robimy? Wchodzimy tam?
- Uważam, że tak, trzeba to zbadać. Zaczekaj tutaj przy murze. - Kira obejrzała się za siebie, w kierunku, z którego przyszli. Nie było tam nic widać poza ciemnością.
- O nie, idę z tobą - zaprotestowała.
- Kira, nie masz broni, a jeśli jest tam coś wyjątkowo okropnego? Od kiedy boisz się ciemności? - Rog chciał użyć podstępu.
- Nie boję się ciemności, tylko lepiej trzymać się razem. Zresztą ty też nie masz broni. - Dziewczyna nie dawała za wygraną. Rog wiedział, że jej nie przekona, aby została.
- Dobrze, chodźmy.
   
    W osadzie panował spokój. Jedynymi przeciwnikami okazały się gigantyczne ważki, które nie dawały im spokoju i co chwilę spadały na głowę. Kira wyrwała z ziemi kawałek łodygi z wielkim liściem i uderzała w owady, niczym łapką na muchy. Rog trzymał w ręku pustą rakietnicę, dla samego pozoru, w przypadku gdyby pojawił się wróg. Obeszli wszystkie domki i nie natrafili na żadne inne stworzenie poza ważkami.
- Trzeba obejrzeć domostwa - powiedział chłopak.
    Kira została tym razem na zewnątrz, Rog wszedł do pierwszego domku. W środku nie było okien. Przy ścianie pokoju żarzyły się węgle w kominku, co było dowodem na to, że wioska nie jest opuszczona, albo był ktoś tutaj przed paroma godzinami. Wyposażenie stanowił jedynie stół, kilka delikatnych garnków ustawionych w rogu, oraz drabina, prowadząca na wyższe pięterko. Na górze nie było dosłownie nic, poza paroma rozwścieczonymi ważkami. Rog wyszedł z domku po chwili i skierował do następnego.
- I co? - spytała dziewczyna.
- Zupełnie nic, normalna chata. Ale był tu ktoś, bo palenisko jest rozgrzane. Zobaczę, co jest w innych.
    Drugi domek był podobny, tak samo trzeci. Chłopak w końcu poszedł do ostatniego domku, największego z wszystkich i uchylił drewniane drzwi, po czym wszedł do środka.
- Aaaaaaaaaaa! - nagle rozległ się przeraźliwy i pełen strachu wrzask. Kirze serce zaczęło walić jak oszalałe. W pierwszej chwili nie mogła się ruszyć ze swego miejsca.
- Co się stało! - krzyknęła piskliwym głosem i podbiegła z łodygą w kierunku wejścia. Wpadła do środka. Drzwi zatrzasnęły się, otoczyła ją kompletna ciemność.
- Roger? - szepnęła płaczliwym głosem, była śmiertelnie przerażona. Nagle czyjeś ręce złapały ją od tyły za ramiona.
- Aaaaaaaa! - dziewczyna zaczęła piszczeć. Po chwili w ciemności rozległ się śmiech.
- A niech cię! Co za głupiec! Mam dostać zawału?! - pisk dziewczyny przemienił się z gniewny krzyk.
- Ale się nabrałaś! - powiedział Rog, nie przestawając się śmiać. Kira odepchnęła go i wyszła z domku na zewnątrz. Chłopak wyszedł za nią.
- To wcale nie było śmieszne, ja już tu umierałam ze strachu! - po chwili złość jej minęła i na twarzy ukazał się lekki uśmiech. - Nie rób tego więcej.
- Nikogo tu nie ma, a nawet jeśli byli to się wynieśli, chyba, że się ukrywają.
- Kto?
- Naliowie. Przy statku Vortex Rikers był identyczny domek. Tam poznałem właśnie pierwszy raz te dziwne istoty, a dokładniej jakiegoś kapłana, co znał ludzką mowę. Aha, zobacz co znalazłem. - Rog uniósł dłoń do góry. Trzymał w niej niewielką flarę.
- Myślisz, że to robota tych Nalich?
- Nie wiem, tam jest zupełnie ciemno, wejdę jeszcze raz i zapalę to. - Rog podszedł do muru i porysował kilka razy flarą o kamienie, po chwili ukazały się iskry, które zapaliły knot, po czym wraz z Kirą weszli ponownie do domku.
    Domek nie różnił się zbytnio od innych, ale w przeciwieństwie do tamtych, wewnątrz walało się dużo ciekawych przedmiotów : flary, kamienie, świece, jakieś książki zapisane w języku obcych, nawet latarka.
- Skąd to się tu wzięło?! - Kira podniosła ją do góry, reaktorek był prawie nowy i po chwili w pomieszczeniu znalazło się jeszcze więcej jasnego światła. - Na statku takie były, ale co to tu robi?
- Nie wiem, może tędy przechodziła już grupka uciekinierów i zostawili? Schowaj, przyda się. - Dziewczyna włożyła latarkę do kieszeni od spodni. Roger podszedł do stołu i zauważył coś jeszcze dziwniejszego. Znajdował się tam jakiś nalijski pamiętnik, chłopak wyjął translator i zaczął tłumaczyć runy wymalowane na kartce.

"Smutek wypełnił mą duszę. Demony z gwiazd przybyły i zabrały wielu z nas do pracy w kopalniach. Jeśli nie okażemy posłuszeństwa, zabiją nas. Na szczęście nie wiedzą o naszym sekrecie w opactwie. Nie mam zamiaru tu zostać ani chwili dłużej. Wraz z kolejnym przejściem dwóch słońc, spróbuję dojść do Wielkiej Wieży. Tam będę ocalony."

    Dalszej informacji nie dało rady odczytać, ponieważ litery okazały się zbyt zamazane, jakby autor pisał to w wyjątkowym pośpiechu.
- Miałeś rację, odeszli. Ciekawe co to jest ta Wielka Wieża?
- Nie rozumiem, może się czegoś dowiemy w tym opactwie na wzgórzu? Chodźmy tam, tutaj nic więcej nie ma - odparł.
- Zaczekaj, nie możemy chodzić z gołymi rękoma, trzeba się w coś uzbroić. - Zauważyła Kira. Rog spojrzał na łodygę zakończoną liściem, którą trzymała w dłoni.
- Chcesz walczyć badylami? A właśnie, co się stało z twoim ASMD?
- Zabrali mi go i siłą powlekli do tej klatki. Ty miałeś o wiele lepiej niż ja, bo straciłeś przytomność. Ja musiałam oglądać te koszmarności, jakie oni robili z Naliami... - dziewczyna zrobiła grymas, jakby zaraz miała zacząć płakać.
- Nie wiem co się działo, ale obudziłem się na arenie. Chcieli mnie zabić przy pomocy swojego potwora. Ale nie przewidzieli takiego wyniku walki.
- Co? Walczyłeś z kimś?
- Tak, wypuścili na arenę jakiegoś tyranozaura. Zostawili mi jedynie rakietnicę do obrony. Kiedy ledwo co go pokonałem, zaczęli mnie ścigać.
Biegłem przez mroczne korytarze i dzięki temu, że krzyczałaś, odnalazłem cię. - Kiedy Roger skończył, dziewczyna zamilkła na chwilę, dopiero po chwili odpowiedziała.
- A tak w ogóle....., to dziękuję za ratunek.
- Nie ma sprawy, to nic wielkiego - odrzekł z zadowoleniem.
- Nic wielkiego?! Przecież mnie omal co nie zabili! - powiedziała głośniejszym tonem.
- Eee, może poszukamy tej broni czy czegoś tam, czym da się obronić?
- Zgoda - dziewczyna złagodniała. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

    Jedynymi broniami, które udało im się znaleźć, były kije od drabiny i wyłamane, ostro zakończone nogi krzeseł, jeśli to w ogóle można było nazwać broniami. Rog wyłamał szczeble od niewielkiej drabiny i zdobył drąg do walki wręcz, Kirze natomiast dał ostry kołek, wyłamany z krzesła.
    Opactwo znajdowało się na wzgórzu, położonym w niezbyt wielkiej odległości od wioski. Otoczono go dodatkowym murem, dużo niższym od tego przy domkach. Na środku stał kościółek, przynajmniej wyglądał na dom modlitwy. Architekturą bardzo przypominał średniowieczną, wiejską budowlę. Na murach natomiast wyrzeźbiono bardzo dziwne krzyże, które zamiast dwóch, miały cztery ramiona, ustawione pod kątem ostrym do siebie.
    Uciekinierzy obeszli kościół dookoła. Nie mieli zielonego pojęcia, że z dachu patrzy się na nich para żółtych ślepi. Kiedy doszli do ostatniej ściany, ustawionej przy samych skałach, osłupieli ze zdziwienia. Po prawej stronie kościoła był cmentarzyk, oświetlony światłami z pochodni. Na ziemi poustawiano kamienne nagrobki, każdy z nich miał tabliczkę.
- O boże, nie możliwe.... - zaczęła Kira.
- A niech to! Ta planeta jest coraz bardziej mnie zadziwia. Zawsze wyobrażałem sobie, że na innych ciałach niebieskich są jakieś zaawansowane techniki, niesamowite budowle i w ogóle coś niezwykłego. A tu zobacz, religia podobna do naszej, a raczej Ziemia w porównaniu do Na Pali jest niezwykle rozwinięta i.... jednocześnie zniszczona.
- Tak, cywilizacja zawsze musi zapłacić cenę za swoje istnienie. Może to i lepiej, że tu tak jest. Ale coś mi nie gra, przecież kopalnia miała bardzo zaawansowaną technologię - wyszeptała Kira.
- To proste, kopalnię zrobili Skaarjowie.
- Skąd ta pewność? - zdziwiła się.
- Podświadomość mi tak mówi. A teraz cichutko. Chodźmy obejrzeć te nagrobki. Chociaż czekaj, czuję coś dziwnego.... - Kira spojrzała wystraszona przed siebie.
- Ja tam nie idę, boję się - odrzekła.
- Lepiej trzymaj się blisko mnie, nie zostawaj z tyłu, coś mi nie gra, nie chcę cię straszyć, ale wyczuwam zagrożenie... - Dziewczyna rozejrzała się dookoła i wsłuchała w odgłosy nocy.
- Ja nic nie czuję. - Rog nie odpowiedział, tylko gestem ręki powiedział, że ma iść za nim.
    Zatrzymali się dopiero po chwili, przy pierwszym nagrobku. Na tabliczce wyryto runami jakiś napis. Rog przetarł kamień z kurzu i piasku. W świetle palącego się nieopodal ognia przeczytał napis:

"Minister Nali, przebywa obecnie tam gdzie jego miejsce, pośród bogów,                                po 296 latach istnienia na ziemi".

- Tak jak myślałem, to nagrobek Nalich - odparł. Kira spojrzała na niego zdziwiona.
- Roger...... - wyszeptała. Chłopak zwrócił się twarzą w jej stronę.
- Czy coś się stało?
- Ty rozumiesz napis? Bez translatora?
    Rog dopiero teraz zwrócił na to uwagę. Rzeczywiście, wiedział co jest tam napisane, nie miał pojęcia jakim cudem dał radę odczytać te runy.
- Co się ze mną dzieje? Serio, wiem co tu jest napisane... Hmm, w końcu jestem    Qupada - zażartował. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nagle znieruchomiał i zaczął się wsłuchiwać w coś, o czym Kira nawet nie miała pojęcia.
- A może.....
- Ciii - Roger nakazał jej przerwać szept. Zrobił niesamowicie surową minę i wpatrzył się w punkt, położony gdzieś z przodu. Chwycił mocniej drąg i ruszył nieco pochylony przed siebie. Gestem ręki nakazał dziewczynie pozostać tam, gdzie jest. Po chwili znikł za nagrobkami. Kira dostrzegała jedynie posuwające się po ziemi cienie.
    Przypuszczenia były słuszne. Przy ostatnim grobie kucał Skaarj i ostrzył o płytę noże. Robił to tak precyzyjnie i cicho, że nic dziwnego, że dziewczyna tego nie słyszała. Rog natomiast zauważył w sobie pewne zmiany. Jego wzrok i słuch stały się bardziej wyostrzone i na dodatek potrafił odczytywać nieznane mu nigdy przedtem pismo.
    Gad na szczęście nie usłyszał intruza. Chłopak wycofał się tyłem w kierunku dziewczyny.
- Idziemy - szepnął.
- Co tam jest?
- Skaarj...
    Oboje zaczęli iść ku tyłowi kościoła. Wszystko by poszło dobrze, gdyby Kira niechcący nie przewróciła żelaznej podstawki z pochodnią. Metal uderzył w mur kościoła i hałas zaczął echem odbijać się po całej okolicy. Skaarj warknął, unosząc przy tym głowę, po czym zaczął biec w ich kierunku.
- Pięknie......, szybko, w kierunku bramy kościoła! - krzyknął Roger, chociaż Kira wcale nie potrzebowała zachęty do biegu. Oboje pędzili wzdłuż muru, nie oglądając się za siebie. Przystanęli dopiero przy wejściu. Kira już miała wchodzić do środka, kiedy Rog złapał ją za ramię.
- Zaczekaj nie wiadomo co tam jest.
- Więc co robimy? - w momencie, kiedy dziewczyna zadawała pytanie, gad wybiegł zza muru i przyjął pozycję gotową do ataku. Jednocześnie na dachu kościoła pokazał się drugi Skaarj i zeskoczył na ziemię, lądując tuż przy swoim towarzyszu.
- Właź! - Roger popchnął dziewczynę w kierunku wejścia, a sam przyjął postawę obronną, wymachując swoją nowo nabytą, ręczną bronią i tym samym prezentując siłę. Skaarjowie zawahali się na moment. Jeden z nich był nieuzbrojony, drugi miał noże, przyczepione do ramion. Na szczęście nie posiadali broni strzelających, ponieważ wtedy Rog pozostał by bez najmniejszych szans.
    Jeden z gadów wykonał skok na intruza. Rog odbiegł od bram kościoła na otwartą przestrzeń i zrzucił z pleców rakietnicę, aby nie przeszkadzała mu w czasie walki. Skaarj z nożami dołączył do towarzysza i zaczęła się gonitwa po opactwie. Roger biegał po całym terenie, robił gwałtowne skręty, chcąc zmęczyć przeciwników. Skaarjowie biegali dużo wolniej od niego, jednak wcale nie widać było po nich, że są stają cię coraz bardziej zmęczeni. Chłopak w końcu zatrzymał się, podobnie jak ścigający i zaczęli sobie patrzeć w oczy.
    Rog uniósł kij do góry, był mistrzem walki wręcz. Gad z nożami zaatakował pierwszy, chłopak bez problemów wyskoczył w powietrze i wylądował za plecami przeciwnika, nim on nawet się zorientował, następnie jednym, silnym zamachem podciął mu łapy i przewrócił stwora na ziemię. Drugi Skaarj zawarczał i skoczył na przeciwnika, Rog przewrócił się na bok, unikając schwytania w ostre szpony.

    Kira weszła do świątyni. Kościół praktycznie niczym się nie różnił od tych, jakie znaa z rodzimej planety. Całe wnętrze oświetlono pochodniami, na środku były trzy długie ławki. Z przodu, w miejscu, gdzie znajdował się ołtarz, stał dużych rozmiarów posąg, przedstawiający Naliego.
    Dziewczyna poszła w kierunku ołtarza i zauważyła pomiędzy ławkami kilku zabitych Nalijczyków. Mimowolnie zakryła usta dłonią. Pomiędzy leżącymi walały się książki z powyrywanymi kartkami. Jej uwagę zwrócił szelest, wydobywający się z kierunku ołtarza.
- Kto tam jest? - zapytała, chociaż i tak ktokolwiek by tam był, na pewno nie zrozumie pytania. Zza pomnika wyszedł wystraszony Nali, chyba jedyny, który uniknął śmierci. Dziewczyna zlękła się na początku i dała krok do tyłu, jednak Nali zdawał się być o wiele bardziej przestraszony niż ona, ponieważ zaczął coś do niej wykrzykiwać i zasłaniać się przy tym rękoma.
- Nie bój się - dziewczyna powoli zaczęła iść w jego kierunku. - Wiem, że mnie nie rozumiesz, ale nie mam zamiaru cię skrzywdzić, zobacz, nawet nie mam broni.
    Uniosła obie ręce do góry, chcąc go przekonać, że jest nieuzbrojona. Czteroręki chyba niezbyt dobrze ją rozumiał, nadal siedział skulony w kącie i coś mamrotał.
- Nie mam broni, serio, zobacz, nawet nie mam strzelającego kija - Kira wyprostowała i złączyła ręce, potem zaczęła naśladować odgłosy strzałów, udając karabin maszynowy. Nali przestał się kręcić i zwrócił na nią swój wzrok. - Słuchaj, na dworze jest pewien człowiek i ma kłopoty, atakują go Skaarjowie.....
    Nali stanął na nogi, postąpił kilka kroków i zaczął jej się bacznie przyglądać, jednak chyba nic nie rozumiał, z tego co mówiła. Kira zaczęła udawać Skaarja, syczała i wymachiwała rękoma, jakby miała na nich noże. Czteroręki wpadł w panikę i uciekł z powrotem pod ścianę.
- Nie no, nie o to mi chodziło! Nie bój się, tu nie ma Skaarjów, przynajmniej na razie, musisz mi pomóc, to znaczy człowiekowi, co jest na zewnątrz, on broni kościoła przed tymi potworami, no wiesz..... demonami z gwiazd. - Dziewczyna starała się pokazać mu wszystko o czym mówi, aby bardziej to rozjaśnić. Złączyła dłonie i zaczęła je obniżać z góry na dół, udając lądowanie statku. W końcu już nie wytrzymała.
- Nie rozumiesz?! Roger ma kłopoty, wymyśl coś, musimy mu pomóc! O właśnie.... na niego jakoś mówiliście, zaraz jak to było...Qadadada, Quntara, nie inaczej..... - Kira zaczęła szukać w pamięci tego dziwnego słowa i w końcu udało jej się je przypomnieć. - O mam! Qupada!
- Qupada... - powtórzył po niej Nali i to dopiero do niego dotarło. Podszedł do dziewczyny, i padł przed nią na kolana. - Qupada.
- Nie! Ja nie jestem Qupada, tylko Roger! On walczy na zewnątrz, zrób coś bo nie ma broni! - Czteroręki zdawał się rozumieć o co jej chodzi, wstał ponownie na nogi i zaczął biec w kierunku jednej ze ścian na tyłach kościoła.
- Bataitho! - przywołał ją gestem dłoni. Nagle stanął przed ścianą świątyni i uniósł wszystkie cztery dłonie do góry. Mur odsłonił swoją tajemnicę, w ścianie ukazało się przejście. Dziewczyna podbiegła do odkrytego sekretu.
- Mam tam iść? Co tam jest? - Nali nie odpowiedział, tylko machał ręką w stronę przejścia. - Chyba rozumiem.
    Dziewczyna weszła do przedsionka i spojrzała w górę. Nad głową znajdował się labirynt desek, które pięły się w górę. Zaczęła się po nich wspinać, aż weszła na mały balkonik, z którego było widać całe wnętrze kościoła. Z boku balkoniku znajdowało się kolejne wejście, jednak tam zamiast kładek była drewniana winda. Kira stanęła na drewnianej desce, mechanizm automatycznie uniósł się w górę i zatrzymał dopiero na szczycie jednej z wieżyczek, skąd było widać całą okolicę.
    Na poddaszu uwagę Kiry przykuł dziwny przedmiot. Był on wykonany z twardego żelaza, na jednym końcu miał spust, a na drugim dość duży otwór. Z dołu sterczał spory magazynek. Teraz wiadomo, czemu Nali pokazał jej ten sekret... na szczycie wieży spoczywało starannie ukryte przed gadami działko przeciwlotnicze.

    Rogerowi nic się nie stało, poza jednym małym zadrapaniem na twarzy od noża. Skaarj bez ostrzy miał złamany nadgarstek i ranę na środku głowy. Drugi natomiast nie miał najmniejszego uszczerbku. Kiedy jego kolega się osłabił, zaatakował człowieka swoimi ostrzami. Rog nie odpoczął jeszcze po walce z tytanem i coraz bardziej opadał z sił. Gad wykonał skok, chłopak wykonał salto w tył, ale niestety potknął się z wyczerpania i upadł na ziemię.
- Roger, łap! - nagle z kościoła wybiegła Kira i rzuciła przed nos chłopaka swoje znalezisko. Rog spojrzał zdziwiony na działko. Chwycił je bez namysłu.
    Skaarj zupełnie zapomniał wcześniej o ukrytej w kościele dziewczynie, zainteresował się więc nową ofiarą, zostawił Rogera na chwilę samego i rzucił się w kierunku bramy. Kira spojrzała przerażona, nie mogąc się kompletnie ruszyć z miejsca. Gad wyciągnął ostrza do góry, jednak nie udało mu się doskoczyć do celu, ponieważ padł niespodziewanie na ziemię. Obrócił łeb na Rogera. Poleciały na niego kolejne odłamki metalu, wystrzelone z wielką prędkością. Stwór zaczął rzucać się chwilę po ziemi, poczym znieruchomiał.
    Skaarj ze złamanym nadgarstkiem zawahał się, powoli zaczął wycofywać, nie spuszczając Rogera i jego broni z oczu. Potem obrócił się raptownie i zaczął biec w kierunku wyjścia z wioski.
- Strzelaj, on ucieka! - krzyknęła Kira.
- Nie, do uciekających się nie strzela. To stara zasada prawdziwych wojowników. Ten Skaarj jest już zresztą niegroźny. - odparł wykończony walką chłopak.
- A jeśli on pobiegł po jakieś wsparcie?
- Nie sądzę, jesteśmy na zupełnym pustkowi, zresztą nim on gdziekolwiek dotrze, my już sobie pójdziemy - odparł Roger.
- Pustkowiu? Jest zupełnie ciemno, jak szliśmy w kierunku wioski to nie widzieliśmy, co jest po drugiej stronie doliny - Kira dawała wciąż nowe argumenty.
- Sądzę, że on nie wróci tak prędko. A tak w ogóle.... skąd to masz? - Rog uniósł działko do góry, aż metal zabłysnął w świetle gwiazd.
- Nie uwierzysz, w kościele jest Nali i dał mi to jak tylko powiedziałam mu, że jesteś Qupada i walczysz z demonami. To znaczy sama to wzięłam z wieży - odparła zadowolona z siebie Kira, że w końcu się do czegoś przydała. Rog posłał jej sympatyczny uśmiech i klepnął w ramię.
- Dobra robota, teraz nie będziemy już walczyć kijami.

    Nali nie miał więcej broni. Kiedy Roger wszedł do kościoła i spytał o coś, czym mogli by się bronić, zanim doczekał jakieś reakcji, musiało minąć sporo czasu, w którym czteroręki modlił się do niego, jak do boga. Wraz z Kirą zaczęli dokładnie penetrować kościółek, oraz ukrytą jaskinię z jeziorkiem, położoną pod opactwem, którą wskazał im kapłan.
        Niestety nic przydatnego nie znaleźli, poza kartką na ziemi, w pobliżu ławek. Roger odczytał jej treść bez problemu, translator okazał się zbędny. Sam nie rozumiał tego jak mógł opanować język z Na Pali, chociaż zetknął się z nim dopiero po rozbiciu statku. Znajomość pisma przyszła nagle.
    Napis wyjaśniał tajemnicę Wieży Słońca, albo inaczej Wielkiej Wieży.
Było to sanktuarium Nalijczyków, teraz przemienione w schronienie. Mieszkańcy wioski, chcąc uniknąć mąk i niewolnictwa udali się do tego miejsca, ponieważ uważali, że tam będą bezpieczni. Dodatkowo wieża była przystanią do niebios. Roger nie za bardzo rozumiał, o co w tym chodzi.
- Ani słowa o statku ISV-Kran, szkoda... - powiedział.
- Dobrze, że te bezbronne istoty mają się gdzie schować. Ale czegoś nie rozumiem, skoro ukrywają oni bronie, to czemu sami ich nie używają? - spytała Kira.
- Nie wiem, może nie potrafią się nimi posługiwać, albo religia im zabrania? Dobrze, starczy zabawy na dzisiaj, jestem potwornie zmęczony, który domek sobie wybierasz? - Rog nagle zmienił temat. Kira spojrzała na niego zdziwiona.
- Jak to domek? - zapytała.
- Masz aż kilka do wyboru, trzeba skorzystać z okazji i wyspać się porządnie, być może już nigdy potem nie dane nam będzie odpoczywać. - Roger ponownie zaczął żartować, nie opuszczał go dobry humor nawet w niezbyt korzystnych sytuacjach. Kira zastanawiała się, jak może być tak wyluzowany, podczas gdy ona bez przerwy się czymś martwi.
- Wybieram ten, gdzie była latarka - odparła po chwili.   

    Kira poszła spać pierwsza, a Roger w tym czasie stał na straży niedaleko wejścia, na wypadek powrotu Skaarja, albo ich większej liczby. Dogadali się, że wymienią wartę za cztery godziny.
    Noc była niezwykle spokojna, od czasu do czasu przez wioskę przeleciała jakaś ważka, albo nocna manta, która nie zwracały uwagi na człowieka. Światła pochodni zdawały się wcale nie wypalać, tajemniczy ogień wciąż płonął jasnym płomieniem. Rog przykucnął pod ścianą domku i spojrzał w niebo, nie mając nic innego do roboty zaczął przyglądać się dokładniej gwiazdą. Ojciec go kiedyś uczył nawigacji na podstawie konstelacji ciał niebieskich w wypadkach, kiedy zawodzi technika. Jednak tutaj nie mógł rozpoznać żadnego gwiazdozbioru, wszystko było dziwnie obce, chociaż planeta zdawała się być bardzo zbliżona do Ziemi.
    W pewnym momencie na środku placu pomiędzy domkami pojawił się Nali z kościoła. Podchodził kolejno do pochodni i gestami dłoni coś przy nich robił. Ogień wtedy zdawał się odradzać, a płomienie strzelały jeszcze wyżej.
- Teraz rozumiem, to wy podtrzymujecie ten ogień, aby nie zgasł - rzekł spokojnie do Naliego. Kapłan spojrzał na niego przez chwilę, poczym kontynuował swoje zajęcie. Kiedy obszedł już wszystkie pochodnie, podszedł do studni, złożył dłonie i stopy i zalewitował nad ziemią. Po pary chwilach takiego zawieszenia zniknął.
- Ciekawe jak oni to robią? - mruknął do siebie chłopak. - Skoro potrafią znikać, to czemu nie uciekają tak przed Skaarjami?
    Rog wyjął z kieszeni translator. Według niego już minęły cztery godziny i czas na zmianę warty, chociaż nie wiadomo było, czy mechanizm pracuje nadal w trybie ziemskim, czy jego częstotliwości nie zostały zakłócone przez energie z Na Pali.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności