statystyki
314887 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

Gad przewrócił Rogera na plecy i skoczył na niego, chcąc wbić nóż w ciało. Chłopak okręcił się na bok i ostrze uderzyło w drewno, tuż obok jego twarzy. Gad otworzył pysk, chcąc zatopić kły w piersi chłopaka. Szerokość szczęk miał tak wielką, że swobodnie mógł przegryźć go na pół. Roger złapał oburącz za szyję potwora, aby uniemożliwić mu zbliżenie paszczy do głowy. Napiął wszystkie mięśnie najmocniej jak potrafił, chcąc zrzucić przeciwnika z siebie, jednak i tak był o wiele słabszy od kilkusetkilogramowej bestii. Obrzydliwa ślina kapała z pyska gada prosto na jego twarz. Skaarj już prawie dosiągł do szyi ofiary, chcąc zatopić w niej zęby, kiedy dostał czymś twardym w grzbiet. Odwrócił się gwałtownie. Z tyłu stał Nali, który rzucił w bestię porcelanowym garnkiem.
- Qupada bahaitimo! - krzyknął do Rogera. Chłopak wykorzystał nieuwagę gada. Spojrzał na kieszeń. Wystawał z niej spory i ostry jak sztylet kawałek tarydium, który zabrał podczas wspinaczki po blokach skalnych.
- Nie dam się pożreć żywcem! - wrzasnął na Skaarja, po czym błyskawicznie wyjął jedną ręką ostrze z kieszeni. Gad znów zwrócił łeb w jego stronę. Rog złapał ostrze oburącz i wbił je z całej siły w pierś potwora. Skaarj ryknął z bólu tak głośno, że eho rozniosło się po całej świątyni. Zamknął pysk i popatrzał żółtymi, straszliwymi ślepiami na twarz człowieka, warknął i w tym samym momencie upadł bezwładnie na chłopaka.
    Roger, przygnieciony jego ciężarem, próbował jakoś wypełznąć spod ogromnego cielska. Kiedy szarpał się za wszystkie strony zauważył, że tuż przed nim stoi Nali i podaje mu rękę.
- Dzięki stary za pomoc, fajny miałeś ten pomysł z tym garnkiem, gdyby nie to już pewnie byłbym zjedzony. Eh, szkoda, że nie rozumiesz co ja do ciebie mówię. - Nali uśmiechnął się, jakby to do niego dotarło. Rog chwycił oburącz za jego dłoń. Po chwili chłopak był wolny, za to Nali przewrócił się na podłogę.
- Ha, ha, ha - zaśmiał się uciekinier i tym razem on pomógł wstać Naliemu. Kapłan na powrót spoważniał.
- Qupada - rzekł do Rogera, po czym klęknął na podłogę i zaczął mu oddawać pokłony.
- Gdybym wiedział, co znaczy te słowo "Qupada" - Nali wstał z ziemi, popatrzał Rogerowi w oczy i spojrzał na pokryte gwiazdami niebo, którego kawałek widać było przez wyrwę w suficie. Wskazał palcem na gwiazdy i potem na jego pierś.
- Qupada - powtórzył ponownie.
- Chcesz mi powiedzieć, że "Qupada" znaczy wysłannik z gwiazd? Jakiś mesjasz, zbawiciel? - zapytał. Nali przytaknął, uśmiechając się przy tym.
- Wow, szczerze mówiąc, zawsze marzyłem, aby być kimś wyjątkowym. To dla mnie wielki zaszczyt. A teraz pomóż mi zdobyć rakietnicę, muszę wrócić do Kiry.
    Kapłan pobiegł po kładkach. Dotarł do pochodni, u podnóża której stał wielki kamień. Zrobił coś przy nim, czego Rog nie zauważył z tej odległości, po czym pobiegł do następnego kamienia. Uciekinier podniósł w tym czasie stingera i obejrzał swoje ciało. Na szczęście miał tylko cztery niegroźne rysy po nożach na piersi, które zagoją się w ciągu kilku dni. Kapłan wrócić z powrotem. Tuż przed nim otworzyły się drzwi, kryjące żelazny przełącznik. Pociągnął za rączkę. Za Rogerem znajdowały się złote drzwi, które dopiero teraz zauważył, ponieważ półmrok pochłaniał większość szczegółów tej komnaty.

    Nalijczyk stał się przewodnikiem Rogera po świątyni. Po wyjściu z komnaty wody przez złote drzwi, wyszli prosto do pomieszczenia z rakietnicą. Strzegło ją kilku slithów, którzy nie sprawili większego problemu. Kilka strzałów i sala została oczyszczona. Na lądzie Trezorańczyk miał znaczną przewagę.
    Rakietnica znajdowała się wysoko w górze, na kolumnie wystającej ponad taflą wody. Rog dowiedział się z zapisków runicznych na ścianach, że aby zdobyć "laskę sześciu ogni" musi otrzymać moc od Chizry, oczyścić się z grzechów w basenie błyskawic i pokonać gwiezdnego potwora. Jak się można domyślić, chłopak nic z tego nie zrozumiał. Dopiero Nalijczyk pomógł mu to wszystko pojąć. Zaprowadził go najpierw do pomieszczenia z kamienną piramidą, umieszczoną na wodzie. Budowla miała ścięty czubek, że można było swobodnie na niej stanąć, u góry znajdował się otwór w suficie, wpuszczający światło gwiazd. Kapłan kazał stanąć wojownikowi na piramidzie, po czym spadł na niego dosłownie grom z jasnego nieba. Roger został otoczony przez błękitny płomień, który grzmotnął w piramidę. Nic mu się nie stało, ale ten błysk był podobno darem od samego Chizry.
    Uderzenie spowodowało osunięcie się ściany i otworzenie tajnego przejścia do sali tortur, w której znajdował się Skaarj, znęcający nad przywiązanymi do krzyży Nalijczykami. Roger zmierzył się z potworem, pokonał go i uwolnił przywiązanych niewolników, którzy uciekli z przerażeniem. Bardziej się chyba przestraszyli swojego zbawiciela, niż kata. Ale tak na prawdę pobiegli oni do komnaty błyskawic i poinformowali innych Nalich, o tym co się wydarzyło. Kiedy kapłan doprowadził Rogera do sali z obeliskiem chmur, poprzedzającym komnatę błyskawic, lewitowało tam mnóstwo czterorękich. Chłopak ostrożnie przeszedł przez pomieszczenie, zgromadzeni Nalijczycy ruszyli za nim, idąc wtedy, kiedy on kroczył i przystając w tym samym czasie co prowadzący.
    Komnata błyskawic była ogromna, być może największa w całej świątyni. Na środku znajdował się spory basen, wypełniony błękitną wodą, z góry wpadał do pomieszczenia blask dalekich planet i gwiazd. Całą konstrukcję podtrzymywały kolumny z wyrzeźbionymi starożytnymi wzorami. Na ścianach wykuto runiczne teksty. Roger dowiedział się z nich, że Naliowie uważali Skaarjów za demony, które przybyły stalowymi rydwanami z niebios, aby ukarać grzeszników. A demony może pokonać jedynie wysłaniec, który potrafi władać laską sześciu ogni i otrzyma od Chizry zbawienie, po wykąpaniu w świętym miejscu.
    Roger tak jak nakazywała "instrukcja" otrzymania rakietnicy, wszedł do basenu. Świątynia zatrzęsła się w filarach. Gdyby stał na ziemi, na pewno stracił by równowagę i upadł. Rzeczywiście poczuł się jak jakiś mesjasz, chociaż nadal nie traktował tych wierzeń tubylców na serio.
- No to umyłem się z grzechów - zażartował, kiedy wychodził z wody. Miał już zamiar wychodzić z komnaty, kiedy na drodze pojawił się Skaarj. Był to największy osobnik, jakiego spotkał do tej pory, jego wzrost przekraczał ponad dwa metry. Zamiast noży, miał przyczepione do ramion wyrzutnie laserowe. Roger stanął twardo na ziemi i przygotował stingera.
- No zbliż się... - mruknął pod nosem wojownik. Stwór zawarczał i pokazał cały rząd ostrych zębów. Wystrzelił pocisk laserowy, chłopak z łatwością go wyminął. Następna kula energii również nie trafiła w cel. Pociski poruszały się tak wolno, że nawet żółw z łatwością mógłby zrobić unik. Skaarj uniósł łeb do góry i ryknął tak potężnie, aż zadrżały kolumny. Ruszył do ataku. Z drugiej strony biegł mu na przeciw Roger, krzycząc najgłośniej jak tylko mógł, chcąc zagłuszyć ryk bestii. Przeciwnicy zbliżali się do siebie. Naliowie pouciekali w kąty. Człowiek był o wiele szybszy. Wyskoczył w powietrze, chcąc zadać cios z rozbiegu. Gad złapał go za nogę i przewrócił na ziemię. Złożył łapę w pięść, chcąc zmiażdżyć głowę Rogera. Chłopak uniknął ciosu. Przeturlał się po posadce i podstawił mu haka. Skaarj również upadł. Rog podniósł się pierwszy i zaczął biec w kierunku basenu. Gigant zawarczał, wykonał skok i ruszył za przeciwnikiem. Dopadł go tuż przy krawędzi. Obaj wpadli do wody. Chłopak był bardziej narażony na ciosy, ponieważ stracił całą osłonę, a pancerz zostawił wraz z całym zaopatrzeniem przy Kirze. Miał na sobie jedynie spodnie i buty.
    Gad za wszelką cenę chciał dosięgnąć go pazurami, jednak ten zwinnie unikał każdego ciosu. Walka przeniosła się z powrotem na powierzchnię. Roger przemykał pomiędzy kolumnami, gad próbował go złapać. Kiedy był ścigany przez bestię, raptownie wykonał w powietrzu salto w tył i znalazł się za przeciwnikiem. Wymierzył mu porządnego kopa w bok. Skaarj zawarczał. Chłopak dobiegł do źródła, z którego spływała woda do basenu. Nie zauważył obglonionej podłogi w rynience, pośliznął się i upadł do wody. Przeciwnik błyskawicznie znalazł się nad nim. Roger zamachnął się obunóż i kopnął gada z całej siły w głowę, jednak na wiele to się nie zdało. Gigant podniósł z ziemi kilkusetkilogramowy blok skalny i uniósł go w górę.
- Umo imo, umo imo, umo imo - nagle po komnacie rozniósł się głos pieśni Nalich. Wszyscy kapłani zaczęli patrzeć się w niebo i składać ręce do modlitwy. Skaarj i Roger zaprzestali na moment walki, jednocześnie odwrócili głowy. Z otworu w suficie wystrzelił błękitny grom i trafił w przygotowany przez bestię kamień do zgładzenia przeciwnika. Blok rozsypał się w drobny mak. Roger poczuł w sobie nagły przypływ energii, wykorzystał ten cenny moment i podniósł się na nogi. Kopnął w Skaarja z nieziemską siłą, ten aż cofnął się o kilka metrów. Naliowie nadal nucili swoją pieśń. Roger wziął rozbieg i wyskoczył w powietrze, po czym uderzył gada w pysk, aż było słychać dźwięk przesuwanych chrząstek. Skaarj cofnął się do samej wody i ku zaskoczeniu człowieka zaczął uciekać. Nie zwracał nawet uwagi na grupkę modlących się kapłanów. Grom ponownie nawiedził komnatę, tym razem trafił w biegnącego stwora. Skaarj znieruchomiał, jakby poraził go prąd i zaczął chwiać się na boki. Odwrócił głowę i spojrzał Rogerowi w oczy. Chłopak patrzał na niego wzrokiem pełnym współczucia i zaskoczenia. Potwór w końcu stracił równowagę i wpadł do wody. Było po wszystkim.
    Naliowie przerwali pieśń, w tym samym momencie wojownika opuściły siły. Upadł na czworaka i pochylił głowę nad basenem. Kapłani otoczyli go ze wszystkich stron i zaczęli lewitować nad ziemią. Wtedy Rog zauważył coś, czego nigdy jeszcze wcześniej nie widział. Nali jeden po drugim zaczęli znikać. Po chwili pozostał sam w komnacie, jedynie ze swoim przewodnikiem. Wszystko ucichło.
    Wstał po woli na nogi. Kapłan nie dał czasu nawet na złapanie oddechu i nakazał mu iść za sobą. Roger wolno podążył za biegnącym czterorękim. Kiedy dotarli do centralnej komnaty, Nalijczyk również zniknął gdzieś niespodziewanie, podobnie jak poprzednicy. Chłopak uniósł wzrok. Na środku pomieszczenia znajdował się pomost prowadzący do upragnionej rakietnicy.


    Kira siedziała skulona w kącie przy złotych drzwiach. Minęło już sporo czasu od kiedy została sama. W głowie gromadziły się jej najgorsze myśli, że nowy towarzysz odszedł, albo co gorsze zginął gdzieś tam w zakątkach mrocznej świątyni. A może leży gdzieś konając w zaułku i tylko czeka, aby ona go odnalazła. Dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła się bać.
    Jej wizje przerwały drgające wrota. Kira wzięła ASMD do ręki i przygotowała się do strzału, złota maska zdobiąca drzwi zaczęła wchodzić w grunt. Serce dziewczyny waliło ze strachu jak oszalałe. W końcu wejście stanęło otworem, po drugiej stronie pojawił się potężny, wysoki człowiek, trzymający w rękach wyrzutnię rakiet.
- Roger?! - zapytała, a dokładniej wykrzyknęła.
- No chyba to ja.
- Już myślałam, że... no wiesz...
- No, ja też tak myślałem, no wiesz... - odparł. Dziewczyna poczuła wielką ulgę. Nie wiedziała, jak ma się zachować w tym momencie. Nie chciała przyznawać się do tego, że umierała ze strachu.
- Udało ci się, masz ją!
- Wiesz co ja przeszedłem, żeby zdobyć to żelastwo? Prawie nie zostałem pożarty przez Skaarja, drugi chciał mi zmiażdżyć głowę, aha i jeszcze te błyskawice. Ale jakoś się udało. Chodźmy, zabierajmy się stąd.
- Racja - przytaknęła Kira.
- I widzisz? A jednak cię nie zostawiłem. - Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko ruszyła w milczeniu, dotrzymując mu kroku.

    Nali zniknął bez śladu, podobnie jak wrogowie. Przez pewien czas uciekinierzy nie napotkali po drodze na żadną, żywą duszę.
    Roger zdobył w końcu klucz, do wkroczenia na sale ceremonialne boga Chizry. Droga powrotna nie okazała się wcale trudna. Tuż obok hali, w której strzeżono rakietnicę, znajdowało się ukryte przejście do teleportu, z oślepiającym, białym światłem.
- Ja tam nie wchodzę, a jeśli to pułapka? Skąd wiesz, że to nas zaprowadzi na miejsce?
- Mówię ci, że po prostu to wiem, a skąd to wiem to nie wiem... yyy chyba zrozumiałaś o co mi chodzi? Zaufaj mi. - Rog podał jej rękę. Dziewczyna wahała się przez moment, ale w końcu zrozumiała, że nie ma wyjścia.
- Niech będzie, z drugiej strony to nie mam zamiaru przechodzić znowu przez ten cyrk w świątyni - mówiąc to, podała dłoń wojownikowi.
- No dobra, na trzy wchodzimy.....raz.....dwa.....trzy!
    Tak jak przeczuwał Roger, wyszli dokładnie w miejsce, gdzie znajdowała się poprzednio magiczna bariera, z tym, że teraz już jej tam nie było. Przechodząc przez teleport, mieli wrażenie, że wchodzą z jednego pokoju do drugiego. Kolumny rozgraniczające hale ceremonialne od świątyni, tylko czekały, aby je przekroczyć.
    Kiedy przeszli przez granicę, tajemnicza, przezroczysta bariera znowu się pojawiła i to chyba w odpowiednim momencie, ponieważ po drugiej stronie było widać pędzącego na nich Skaarja. Stwór bezsilnie próbował pokonać magię, osłona była bardzo cienka, jednak niesłychanie potężna, być może kontrolował ją sam Chizra, jak to później żartował sobie Roger.

    Hale ceremonialne nie różniły się tak bardzo od świątyni. Złożone były głównie z połączonych krótkimi korytarzami kwadratowych pomieszczeń, w których znajdowały się baseny z wodą. Każdy basen prowadził do podwodnych tuneli, że pomieszczenia mieściły się zarówno na powierzchni, jak i w wodzie. Niestety i ta część świątyni została zbezczeszczona przez demony z gwiazd i wodne węże.

    "Tutaj znajdują się węże wodnego boga, aby pożreć mięso słabych istot. Tylko wojownik, co pływa jak wąż może uciec przed ich szponami"

- Ciekawe ostrzeżenie. - Rog wyłączył translator. Kira zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Spojrzała w dół, prosto na dno basenu.
- Slithowie....
- Widzę. Pilnują całego podwodnego kompleksu. Lepiej trzymajmy się blisko siebie.
    Rog ruszył pierwszy, dzierżąc w rękach nowo nabytą broń. Kiedy zabierał ją z ołtarza, dowiedział się z zapisków Chizry, że spadła ona z niebios wraz ze spadającą gwiazdą i trafiła do świątyni, aby zabrał czekać na wybranego. Tłumacząc to na język ludzki, chodziło o to, że rakieta pochodziła ze statku ISV-Kran, który tuż przed rozbiciem na bagnach, przelatywał nad świątynią i gubił różne, dziwne przedmioty. Naliowie musieli znaleźć rakietnicę i położyć ją na ołtarz, jako świętą relikwię.
- Auć, Uważaj! - Kira wpadła na Rogera w momencie, gdy zatrzymywał się przed wejściem do kolejnej hali. - Mówiłem, że masz być blisko mnie, ale to nie znaczy, że masz mi wchodzić na głowę.
    Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko stała do niego odwrócona plecami i obserwowała boczny korytarz, wskazując nieco drżącą ręką w pewne miejsce. Wojownik również spojrzał w tamtym kierunku. W ciemnym miejscu coś się poruszyło, jakby kawałek ogona. Potem było słychać ciężkie kroki i przeraźliwe warczenie.
- Do tamtej sali, szybko - szepnął Roger i wskazał w stronę najbliższych drzwi, znajdujących się na końcu drewnianej kładki, która biegła nad powierzchnią wody. Dziewczyna wraz z wojownikiem przebiegli przez złote drzwi. Kira omal nie wpadła do lawy. Tuż za progiem natrafili na niewielką przepaść, wypełnioną na dole gorącym, bulgoczącym płynem.
- Tylko spokojnie, nie patrz w dół, nie panikuj! - szepnął do towarzyszki.
    Miejsce, w jakim się znaleźli, przypominało pokój wiary, w którym Roger zdobył pas. Jednak na środku była tylko jedna kolumna, dookoła niej biegły oddalone na pewną odległość, wąskie pale, stanowiące znowu jakiś dziwaczny rodzaj chodnika. Kolumnę otaczała jakby dodatkowo konstrukcja, przypominająca ramę. Wejście na nią znajdowało się z przeciwnej strony, tak, że aby się tam dostać, trzeba było przejść przez tą dziwną drogę. A warto było to zrobić, na środku kolumny stały beczułki z amunicją do rakietnicy.
- Chyba Chizra nie lubi jak tchórze i słabeusze dostają się do cennych przedmiotów. Dziwi mnie tylko, skąd oni zebrali tutaj do niej amunicję? - Rog już wskoczył na pierwszą, poziomą palę i szedł w kierunku wejścia na kolumnę, nie spoglądając w lawę.
- Zwariowałeś? Co ty wyprawiasz?
- Chwilka, stój na progu. Sprawdzałem magazynek, mam tylko sześć rakiet, ta amunicja jest nam bardzo potrzebna. - Rog dotarł do otworu w ramie, chciał skakać na kolumnę, kiedy drzwi do sali otworzyły się i znalazła się w nich głowa Skaarja. Kira zapomniała o strachu i ruszyła w ślad za Rogerem. Gad zauważył intruzów i również wskoczył na pale. Uniósł jedno ramię, z umieszczonej na nim broni poleciała kula energii w kierunku dziewczyny. Kira chcąc uniknąć trafiena, schyliła się i tym samym straciła równowagę. Poślizła się i zawisła nad lawą, trzymając się oburącz barierki.
- Kira! - wrzasnął Roger i podbiegł do dziewczyny. - Złap mnie za rękę!
- Nie dam rady, spadnę! Pomóż mi! - Roger złapał ją za przedramię.
- Dobra, trzymam cię, teraz złap się drugą ręką. Śmiało, dasz radę! - Dziewczyna, choć ze strachem, wykonała polecenie, chłopak podciągnął ją do góry. Skaarj w tym samym czasie zbliżał się w ich kierunku. Roger przewiesił rakietnicę przez ramię i wyjął z za pasa stingera. Nie chciał strzelać rakietami w tak małym i niebezpiecznym pomieszczeniu.
- Kira, słuchaj, wiem że to głupie, ale muszę się go pozbyć. Wiesz jak wiszą misie koala na gałęziach!?
- Co?! - dziewczyna nie rozumiała zupełnie o co mu chodzi.
- Złap się belki, na której stoisz jak koala szybko! - Kira chciała już protestować, ale zmieniła zdanie, kiedy Skaarj szykował się do następnego strzału. Roger miał rację, stała ona pomiędzy nim a gadem, dokładnie na linii ognia. Złapała się belki i zawisła na powrót nad lawą. Roger wystrzelił strumień tarydium. Skaarj zaczął dosłownie jechać po barierce do tyłu, niczym pociąg po szynie, pod naporem wściekłych kryształków. Nie mógł nawet załadować broni. W końcu stracił równowagę i osunął się bezwładnie do lawy. Rozżarzony płyn dosłownie wystrzelił kłęby dymu w górę, gdy gad wpadł do cieczy.
- Już po wszystkim - rzekł wojownik i pomógł dziewczynie podciągnąć się na nogi. Kira była tak przerażona, jak do komnaty wszedł Skaarj, że bez strachu przeszła ten niebezpieczny i wąski odcinek drogi. Teraz natomiast miała kłopoty z powrotem. Roger wskoczył na kolumnę, umieszczoną w samym centrum i zabrał rozstawione tam magazynki.
- Nie bój się, dasz radę, tylko nie patrz w dół.
- To jest chore, nie, nie mogę!
- Możesz, idź i bądź cicho. Wyobrażaj sobie, że się nie boisz, bo widzę, że ciągle myślisz o upadku do lawy. - Kira rozłożyła ręce na bok, aby lepiej utrzymać równowagę i faktycznie udało jej się wrócić. Rog po chwili dołączył do niej i wyszli w końcu na zewnątrz.
    Korytarz z kładkami i wypełnione wodą pomieszczenia zdawały się być bezpieczne, przynajmniej na razie, a slithowie na szczęście nie wypływali ze swoich bajorek.
- Przepraszam, że sprawiam kłopoty - zaczęła Kira i spuściła głowę, tak że jej długie włosy zakryły całą twarz.
- Nic się nie stało, to nie twoja wina, że ten gad tu przyszedł, a mówiłem tak ostro dlatego, aby cię zmobilizować, zaufaj, znam się na tym, kiedyś szkoliłem mojego młodszego brata, ta metoda nie pozwala po prostu rozczulać się nad sobą.
- Twojego brata... - Kira posmutniała jeszcze bardziej.
- Przepraszam, nie chciałem.
- W porządku, jedynymi winnymi, są tutaj te potwory.

        Kompleks był zamknięty, rozbitkowie kręcili się w kółko. Dotarli do drzwi, prowadzących do innych pomieszczeń, ale niestety odgradzała ich ściana z drewnianych belek, która nie chciała się ani podnieść, ani przesunąć. Rozwalenie jej bronią też nie było za dobrym rozwiązaniem, ponieważ odbijała ona pociski niczym skorupa potężnego żółwia. Roger, gdyby się nie cofnął w bok, oberwał by od własnej amunicji.
- To bezsensu, bronią tego nie przełamiesz - zaczęła Kira.
- Widzę właśnie, musi istnieć jakiś klucz do tych drzwi, albo przełącznik - Rog przeszukiwał pobliskie ściany, ale nie znalazł niczego, co by mogło odsunąć te hamujące przejście belki.
- Może w wodzie? - zapytała dziewczyna.
- Ej, to jest myśl. Może masz rację, zaczekaj tutaj.
- Ja tylko żartowałam. Nie, nie wejdę do wody z tymi potworami.
- Nie musisz, ja pójdę, weź ASMD i czekaj tutaj, zbadam kompleksy podwodne.
    Chłopak zabrał stingera i automaga, resztę rzeczy zostawił na kładce, po czym wskoczył do wody. Mroczne światło pochodni dawało w salach blade światło, ale pod wodą nie było wcale ciemno, zdawała się ona bić własnym blaskiem. Faktycznie, tak jak myślała dziewczyna, na dnie pomieszczenia znajdował się drewniany przełącznik, Rog podpłynął do niego i przesunął w drugą stronę. W tym samym momencie w korytarzu ukazały się sylwetki trzech slithów, sunęli już w kierunku swojej ofiary. Człowiek podpłynął pod sam mur i zaatakował ich tarydium. Jeden z najmniejszych slithów uciekł skąd przypłynął, ale pozostała dwójka nie dawała za wygraną. Ten bliższy slith wyplunął kulę zielonkawej, żrącej śliny, która przykleiła się do ściany, ponieważ opór wody zwalniał jej tor ruchu i chłopak zdążył odpłynąć w bok. Siła wyrzutu stingera okazała się o wiele bardziej niebezpieczna. Pierwszy slith zaczął już unosić się bezwładnie plecami do góry w toni wodnej, drugi nadal atakował. Rogerowi zabrakło powietrza i wypłynął na powierzchnię w celu zaczerpnięcia oddechu, na brzegu pod ścianą stała zaskoczona Kira z ASMD w ręku.
- I co otworzyło się coś? - zapytał.
- Na razie nic.
- Poczekaj, zaraz skończy się zabawa i wracam z powrotem - chłopak ponownie zanurzył się. Dziewczyna zrobiła głupią minę.
    Slith pływał znacznie szybciej niż człowiek. Udało mu się okrążyć Rogera i podrapać w ramię. Z rany popłynął strumień krwi. Jednak dla węża zakończyło się to jeszcze gorzej, został nosicielem całego magazynka tarydium. Droga była wolna, trzeci slith najprawdopodobniej uciekł bezpowrotnie.
    Roger wpłynął w korytarz, wyłożony starannie symetrycznymi kamieniami, wynurzając się co chwilę, dla zaczerpnięcia powietrza. W końcu wpłynął w przestrzeń, otoczoną z każdej strony ścianami. Na samym końcu zobaczył kolejną dźwignię. Również i ona nie sprawiała problemu. Chociaż znajdowała się pod wodą, nie była ani zardzewiała, ani obrośnięta roślinami.
    Po krótkim czasie Roger wypłynął na powierzchnię, jednakże daleko od miejsca w którym czekała Kira. Kiedy wychodził z wody usłyszał pisk dziewczyny, warczenie i strzały z ASMD.
- A niech to! - ruszył biegiem przed siebie w kierunku hałasów. Po chwili dotarł na miejsce. Skaarj właśnie zamierzał zaatakować skuloną w kącie ofiarę ostrymi nożami.
- Zostaw! - wrzasnął chłopak. Skaarj miał przepaloną skórę na ramieniu od strzału z ASMD. Kirze nic się na szczęście nie stało, tylko przywarła przestraszona do muru. Gad odwrócił się za siebie. Roger odtworzył w umyśle budowę kompleksu. Wiedział, że nie przedrze się obok Skaarja i nie uda mu się zabrać rakietnicy, która leżała przy kładce. Postanowił więc okrążyć pomieszczenie i wyjść innym korytarzem. Strzelił w Skaarja kryształkiem, nie chciał mu nic zrobić, ale jedynie zaczepić i zmusić do gonitwy. Udało się. Kiedy chłopak zaczął uciekać, gad popędził za nim, zapominając o dziewczynie.
    Roger rzucił się w kierunku korytarza, potem wpadł do pomieszczenia, z którego wypłynął i ruszył w kolejny, chcąc dotrzeć do miejsca, gdzie znajdowały się drzwi z salą wypełnioną lawą. Duży i ciężki Skaarj, ciągle biegł za nim. Chłopak w końcu wybiegł innym przejściem.
- Kira, pod ścianę! - krzyknął. Dziewczyna bez sprzeciwu oddaliła się, nie chcąc mu przeszkadzać w tym, co ma zamiar zrobić. Roger zrobił przeskok nad wodą i wylądował dokładnie na kładce, gdzie zostawił broń. Chwycił rakietnicę, uklęknął na jedno kolano, kierując lufę w stronę korytarza.
- Teraz sprawdzimy jak to działa... - Skaarj zaatakował, nie dawał za wygraną. Gdyby zostawił ich w spokoju, chłopak również by do niego nie strzelał. Roger uruchomił ładowanie. Głowica z rakietami zaczęła się przekręcać w prawo i wsuwać pociski do magazynku. Kiedy dotarło do sześciu, z lufy wyleciała cała kula skupionych rakiet. Rogera aż odrzuciło do tyłu, omal nie stracił równowagi. Wielka, dymiąca kula leciała prosto na Skaarja, gad nawet nie zdążył jej wyminąć. Kiedy pociski zetknęły się ze swoją ofiarą, nastąpił wybuch. Stwór dosłownie został rozerwany na kawałki. Zarówno Roger, jak i Kira patrzeli na to zdarzenie w osłupieniu. Dziewczynie zrobiło się niedobrze.
- O mój boże - chłopak spojrzał na rakietnicę. Jeszcze nigdy nie miał w ręku tak potężnej broni. Jeśli ona na prawdę pochodziła z ISV-Kranu, to miał nadzieję, że załoga dała radę obronić się przed obcymi. - Kira nic ci nie jest?
- Nie, na szczęście przybyłeś w samą porę, ten ASMD jest za słaby. Gad wyszedł nagle z korytarza i nic nie mogłam zrobić.
- ASMD nie jest słaby, tylko chyba nie wiesz jak się z niego korzysta. Aby pokonać tym Skaarja, trzeba zrobić kombo, a ty strzelasz jedynie pojedyńczymi pociskami. - Roger zaczął dawać jej lekcję obsługi broni. Kira już po chwili pojęła o co chodzi. - Pamiętaj, najpierw strzał alternatywny, potem normalny i detonujesz wystrzeloną kulę energii. Pokaż.
    Kira skierowała broń na sąsiednią halę, następnie wykonała wszystkie polecenia. Faktycznie, udało jej się zrobić piękne kombo, a huk przypominał uderzenie pioruna.
- No właśnie, teraz już wiesz jak się tym posługiwać. - pochwalił nauczyciel ucznia.

    Podwodna dźwignia otworzyła drzwi. Droga biegła po kładkach, tuż nad powierzchnią wody, pochodnie dawały pomarańczowe światło. Poza kilkoma ważkami oraz niewielkim slithem, nikt im jak na razie nie stanął na drodze.
    W końcu dotarli do strefy pozbawionej wody. Grube, solidne mury przypominały zamczysko. Jednak wzory na kolumnach, ładnie poustawiane pochodnie i dochodzące z nie wiadomo skąd mistyczne modły przypominały im nadal, że znajdują się w świątyni.
    Zza zakrętu wyszedł Nali i zaczął ich nawoływać, aby wskazać właściwy kierunek. Kazał im wejść na biegnącą w górę kładkę i iść do końca drogi.
- Czy to nie pułapka? - zaniepokoiła się Kira.
- Nie, to Nalijczyk, rodowity mieszkaniec tej planety, a ja ich wysłaniec z gwiazd. - Roger znów zaczął żartować. Dziewczyna, nadal nie rozumiała tego wszystkiego, ale poszła za czterorękim w górę kładki. Roger ochraniał tyły.
- Pośpiesz się, bo się jeszcze zgubimy - zawołała z góry, kiedy dotarła na szczyt.
- Chwileczkę, coś mi się tu nie podoba, nie słyszysz tego? - oboje zamilkli, nawet Nali stanął w bezruchu. Na początku Kira niczego nie usłyszała, jednak Roger zdjął z pleców przewieszoną rakietnicę i szedł w kierunku dziwnie wyglądającego, nieoświetlonego miejsca.
- Nie schodźcie tu. - nakazał tamtej dwójce. Ostrożnie podszedł do ciemnej komnaty. Z jednego z trzech wejść wyskoczył Skaarj, jednak zamiast na chłopaka, pobiegł w górę kładki, chcąc dostać się do łatwiejszych przeciwników. Roger załadował trzy rakiety i wystrzelił we wroga. Tym razem strzał poszedł mu znacznie lepiej, stanął mocno na ziemi i dzięki temu zahamował odrzut w tył. Skaarj spadł z wysokości wielu metrów na dół, ginąc na miejscu.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności