statystyki
314904 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Kolejne odcinki drogi przebył bez problemu. Czasem tylko był zmuszony do zatrzymania się nad wyłomem w podłodze, aby przeczekać marsz jakiegoś wędrującego poniżej po korytarzu Skaarja. W końcu dotarł do swego celu - stanął przed pomieszczeniem z biegnącą przez sam środek pomieszczenia platformą, na którą musiał zeskoczyć. Na samym dole kłębiła się zielona maź, to ona była źródłem tego paskudnego dymu i oparów. Obok Rogera znajdowała się wczepiona w ścianę tablica:

        "WENTYLACYJNE DUKTY MEZZANINOWE : Dostęp tylko dla personelu.                        Ostrzeżenie! Możliwy wyciek chłodziwa mezzaninowego"

- To dlatego tak jechało w wentylacji - mruknął pod nosem chłopak, po czym napiął mięśnie, aby przygotować się do skoku w dół. Jego zamiar zakłócił głośny strzał, który dobiegł z dolnej części statku, z miejsca, w którym zostawił Keriga.

    Człowiek wiedział, że zbliża się jego koniec, widział jak krata podniosła się do góry, a do szybu weszła bestia z ostrymi pazurami i błyszczącymi żółcią ślepiami. Nie miał dokąd uciekać, a ściślej, nie miał sił, aby uciekać. Trzymał w dłoni pistolet krótkodystansowy z jednym tylko pociskiem. Wiedział, dla kogo jest przeznaczony. Nie chciał się oddać żywcem w łapy tych potworów. Skaarj zbliżał się coraz bardziej, poruszając przy tym dolną szczęką. Krawędzie zębów rysowały o siebie, co dawało w efekcie przerażający zgrzyt. Z pyska kapała ślina. Człowiek przystawił pistolet do swojej głowy, bał się straszliwie, że spudłuje i wystawi na jeszcze większe męki. Skaarj był głodny, teraz nie łatwo na statku o żywy posiłek. Dzieliły ich zaledwie metry, trujący odór wyciekającego mazidła mieszał się z oddechem gada, że nie wiadomo było, co jest bardziej toksyczne. Człowiek zacisnął palce na spuście, błagał w myślach o przebaczenie jego najdroższych przyjaciół, których poznał podczas pracy w laboratorium - Yuriego i Onsova. Obiecał im, że z tego wyjdzie. Ale wciąż miał szansę! Chciał żyć! Trzymał w dłoni pistolet krótkodystansowy z tylko jednym pociskiem. Wiedział, dla kogo jest przeznaczony. Wymierzył spust w sam środek czoła bestii, kiedy tylko otworzyła paszczę, aby zatopić zęby w tego ciele. Jeden wystarczał, aby wysłać go do świata cieni. Najczulszy punkt - wgłębienie między kośćmi czołowymi, gdzie skupiała się najważniejsza część tkanki mózgowej. Achillesowa pięta. Wystrzelił. Skaarj spojrzał mu w oczy i osunął się po ściance, ochlapując go przy tym śliną przemieszaną ze śluzem i krwią. Wystarczył czuły punkt, aby powalić giganta. Człowiek go dobrze znał, ponieważ pokonał już wiele bestii na tym statku. Był ranny, ale pojawiły się w nim nowe siły, zrodzone, jak sądził, z wiary i nadziei. Otworzył drugą kratę, którą miał za plecami, przeszedł nad ciałem i wypchnął je przez otwór do sektora z chłodziwem mezzaninowym.
- Popływaj teraz sobie - rzekł. - Popływaj w cieczy, która jest tutaj z waszego powodu. Nie dostaniecie mnie żywego.
    Ciało zsunęło się po metalu, niczym po taśmie i wpadło do kwasu, przybierając czarną jak noc barwę. Nastąpiła reakcja.
    Człowiek posuwał się wzdłuż szybu. W końcu dotarł do wyjścia. Odór mezzaninu nie był tutaj tak piekący. Wszedł chwiejnym krokiem do pomieszczenia, gdzie padli jego dawni towarzysze, broniący statku. Odnalazł ich. Niestety nie mogli być więcej i walczyć u jego boku. Rozpaczał po nich, rozpaczał wewnątrz swojej duszy, chociaż nie uronił nawet jednej łzy. Dotknął ich piersi. Pobłogosławił, chociaż i tak był niewierzący. Teraz sam był swoim bogiem i sam musiał siebie prowadzić. Wiedział, że gdzieś niedaleko jest ktoś, kto mu może pomóc. Dzielny wojownik, z którym powinien trzymać od samego początku, jednak dopiero teraz jego świadomość doszła do tego.
- Muszę odnaleźć Rogera - wyszeptał Kerig.
    Człowiek skierował się w kierunku windy, nie miał teraz broni. Stingery towarzyszy gdzieś znikły, na pewno bestie starannie je poukrywały. Jego wzrok padł na potężną siekierę przeciwpożarową. Podszedł do żelaznej szafki. Podniósł odłamek metalu i zbił szybkę, wyjmując przedmiot.
    Kerig ruszył w ślad za rozbitkiem, aby udzielić mu wsparcia, którego na pewno potrzebował.

    Roger postanowił wrócić tą samą drogą, którą tutaj przybył, czyli przez wentylację. Wystarczał jeden skok wzwyż i już uczepił się odstającej krawędzi szybu. Podczas przeprawy w kierunku pomieszczenia z mazidłem, odkrył przejście, wylatujące prosto na korytarz, położony poniżej tunelu. Skierował się więc prosto w jego stronę.
    Kiedy znalazł się już na miejscu wyjrzał ostrożnie przez otwór i rozejrzał    po korytarzu. Był pusty i spokojny. Jedynie syki lamp neonowych oraz neonidowych zakłócały panującą wszędzie ciszę. Roger zeskoczył na posadzkę. Uderzenie butami o metal spowodowało, że przez najbliższe pomieszczenia statku przeszło przyprawiające o dreszcze echo. Chłopak zamarł. Zaczął wsłuchiwać się w nowe dźwięki i spodziewał się, że zaraz przybiegnie cała chmara Skaarjów. Nic się nie wydarzyło, żaden hałas nie przywędrował w odwecie.
    Roger zeskoczył nieopodal hologramu, sterującego przejściem z wentylatorem. Drzwi prowadzące do doków zostały otwarte. Przypomniał sobie od początku wszystkie wskazówki, jakie otrzymał od Keriga. Potem pomyślał o samym żołnierzu, który popełnił samobójstwo, aby nie dostać się w ręce obcych.
- Ehh... - westchnął chłopak. Czuł się odpowiedzialny za jego śmierć. Nie powinien go tak zostawiać, nawet pomimo tego, że sam podjął taką decyzję.
    Doki, które zawdzięczały swoją nazwę budowie podobnej do terminalu morskiego, okazały się przejściem prowadzącym do wielkiego magazynu skrzyń. Żelazne pudła stały dosłownie wszędzie. Ustawiono je równiutko jedne nad drugimi, tak, aby pomiędzy nimi dało się swobodnie przejść. Niektóre z nich ozdobione zostały krwią Skaarjów oraz bezładnie leżącymi nań ciałami załogi.
    Roger wyciągnął razorjacka. Chciał wykorzystać tą zabójczą broń przeciwko jego stwórcom, chociaż najlepiej by było, jakby Skaarjowie wycofali się poza teren promu i nikt więcej nie musiał by już ginąc.
    Pomieszczenie jasno oświetlały lampy neonidowe, błyszczące białym światłem, dlatego też nie było problemu z obserwacją całego obiektu. Roger wolnym krokiem posuwał się wzdłuż skrzyń, okręcając głowę we wszystkich kierunkach. Za każdym zakrętem najpierw wysuwał razorjacka, na wypadek pojawienia się wroga. Kiedy był już pewny, że magazyn jest czysty, dostrzegł na posadce leżącego Skaarja- wojownika. Znieruchomiał. Na początku pomyślał, że jest to kolejna ofiara walk, do jakich doszło pomiędzy załogą a najeźdźcami. Jednak gad oddychał, najprawdopodobniej odpoczywał po jakimś obrzydliwym posiłku, albo zasnął na warcie. Roger wolnym krokiem zbliżał się w jego stronę, chcąc przyjrzeć się bestii z bliska. Nie był okrutnikiem, mógł go zabić we śnie jednak nie uczynił tego. Miał nadzieję, że uda mu się go wyminąć.
    Przez korytarz przeszedł wielki hałas, spowodowany wstrząsem całego statku. ISV-Kran przesunął się w masywie skalnym. Rury zaczęły dzwonić, skrzynie uległy przesunięciu, niektóre lampy zgasły, Skaarj został przebudzony, natomiast Roger stracił równowagę i musiał podeprzeć się o najbliższy filar. Gad rozejrzał się z prędkością łowcy po pomieszczeniu i od razu zauważył intruza.
- Ups.. - chłopak zrobił głupią minę. Próba wyminięcia bestii nie wyszła. Skaarj od razu rzucił się do ataku, warcząc dziko i wymachując w powietrzu ostrzami. Do akcji wkroczył razorjack. Pierwsze ostrze przecięło przestrzeń, wirując wokół własnej osi niczym latające nóż. Metal wbił się w tkankę gada, z rany trysnęła krew. Kolejne ostrza położyły bestię na ziemię. Roger przyjrzał się broni z przerażeniem. W przeciwieństwie do ludzi, którzy uwielbiali strzelać pociskami laserowymi i rakietami, Skaarjowie woleli wszystko, co wyrzucało metal. Razorjack oraz działko przeciwlotnicze, zwane potocznie flakiem, należały właśnie do takich broni, wymyślonych pierwotnie przez te bestie. A sam flak przyjął się nawet jako narzędzie zagłady, stosowane przez Ziemian.
    Magazyn miał boczne wyjście, zablokowane przez gigantyczne rygle.
- Kolejne zabezpieczenie antyintruzowe - zdenerwował się Roger, ponieważ znów będzie musiał szukać wyłącznika, aby utorować sobie drogę. Rozejrzał się po wszystkich ścianach, nie znalazł niczego. Za to usłyszał dość nietypowe dźwięki, dochodzące z przedsionka po drugiej stronie pomieszczenia. Przez umysł przebiegła mu myśl, że znów będzie miał do czynienia z kolejnym najeźdźcą. Ruszył w kierunku jęków, z ostrzem przygotowanym do strzału. Przedsionek był krótkim, ślepo zakończonym korytarzykiem, w rogu którego znajdowała się oparta o ścianę sylwetka, z głową pochyloną w kierunku podłogi.
- Evard! - Roger rozpoznał dawnego towarzysza. Rzucił razorjacka na ziemię i uklęknął przy żołnierzu. Na szczęście nie był ciężko ranny. Miał jedynie lekką ranę na lewym boku, zadaną skaarjowskimi nożami. Mimo to stracił dość sporo krwi, o czym świadczyła czerwona kałuża tuż obok. - Kerig mówił prawdę, że dołączyłeś do obrony statku. Jak z tobą?
    Evard otworzył oczy, zamiast źrenic widać w nich było białe gałki, dopiero po chwili źrenice wróciły na swoje miejsce, jednak nadal spoglądał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- To ja Roger, nie poznajesz mnie? - kontynuował chłopak, trzymając go za rękawy podartej i zakrwawionej bluzy. - Poczekaj tu, zaraz wracam.
    Polecenie okazało się zbędne. Uciekinier poszedł do magazynu ze skrzyniami i po chwili wrócił wraz z sporym kawałkiem materiału. Przewiązał starannie bok rannego.
- Znalazłem to w magazynie. Zawiązałem tak, aby zatrzymało krwawienie.
- Roger? - Evard zaczął odzyskiwać świadomość. - Czy to niebo?
- Nie, niestety to piekło - odparł z uśmiechem przybysz.
- Czyli byłem złym człowiekiem..., pozwoliłem ci umrzeć, a chciałem zawrócić....
- Nie chcę cię rozczarować, ale nie umarłem, podobnie jak ty. Jesteś na statku ISV-Kran u licha!
    Dopiero te słowa przemówiły do Evarda, spojrzał bystrym wzrokiem na Rogera i zaczął wstawać na nogi.
- Nie wstawaj tak gwałtownie. Możesz opowiedzieć co się tutaj dzieje i jak się tu dostaliście? - Roger zawahał się przez moment. - A gdzie jest Malakai?
- Malakai nie żyje, Sirion też. Jeden zginął w świątyni, drugi na statku. Udało mi się uciec przed bestiami i ukryłem się tutaj, jednak do magazynu wszedł strażnik. Błagałem wszystkich bogów, aby nie zajrzał do przedsionka - młodzieniec przypomniał sobie o hałasie i strzałach w pomieszczeniu, chciał się upewnić czy to miało miejsce na prawdę, czy jedynie w jego wyczerpanym umyśle.
- Skaarj znowu poszedł spać - Roger jakby czytał jego myśli i udzielił odpowiedzi, nim tamten w ogóle zadał pytanie. - Musimy się stąd zmywać. Dasz radę trzymać broń i strzelać?
- Tak - przytaknął Evard. Rog podał mu flaka.
- Tylko ostrożnie z odłamkami metalu, teraz musimy jakość przejść do dalszej części statku. Widziałem zasuwy tytanowe na bocznym przejściu, ale nie mogę znaleźć żadnego otwieracza.   
- Zanim wszedł strażnik, znalazłem przełącznik. Rygle bezpieczeństwa otwierane są z kładki w górnej ładowni, dostać się tam można jedynie windą. Czekaj muszę ci coś pokazać. - Ev podszedł do krawędzi oddzielającej przedsionek od magazynu. Wychylił się lekko i wskazał Rogerowi wysoko położony balkon, zamknięty przez kuloodporną szybę.
- Widzisz tego gościa tam? - kontynuował Ev, wskazując w stronę Skaarja, stojącego wysoko w górze. - Te czerwone przy czym stoi, to sterownik do kładki, może opuszczać ją do pionu i poziomu. Potem jak się już ją opuści, należy wejść po pochylni i w niewielkim pomieszczeniu odblokować zabezpieczenie. To spowoduje rozsunięcie rygli.
- A niech mnie... - Roger spojrzał w kierunku gada, majsterkującego przy urządzeniach. - Przecież on nas może zauważyć, jak mogłem wcześniej go nie spostrzec?
- Nie bój się, nie zobaczy, nie widzi tego, co się dzieje w magazynie, bo oślepiają go górne lampy.
    Rog zerknął na towarzysza i domyślił się po co on mu to wszystko tak szczegółowo tłumaczy. Położył mu rękę na ramieniu i nie spuszczając wzroku z gada ruszył w kierunku windy, znajdującej się w samym kącie magazynu za stertą skrzyń.
- Jakby co, to strzelaj z działka, ja się rozprawie z tym na górze - rzekł.
    Kładka biegła wzdłuż magazynu, tuż przy samym suficie. Roger bez problemu odnalazł windę i wjechał nią do pomieszczenia oddzielonego szybą. Evard miał rację, kiedy spoglądał w dół nic prawie nie widział, poza czarnymi zarysami skrzyń. Skaarj warczał coś sam do siebie i cały czas ruszał łapą przy tablicy hologramowej, jakby pisał program komputerowy. Nie usłyszał wjeżdżającej windy. Dźwięk zakłócał pracujący głośno prąd w pomieszczeniu. Roger zaszedł go od tyłu. Gad instynktownie obrócił się, jednak było już za późno. Ostrza razorjacka przebiły mu ciało i rozłożyły potężną bestię na posadce. Rog przeskoczył nad ciałem i uruchomił mechanizm.
    Evard czekał w magazynie, spoglądał jak pochylnia opada w dół, aż w końcu metal gruchnął głośno o skrzynie. Wejście do sterowni stanęło otworem.
- Wejdę tam - Evard nie zauważył nawet, kiedy Roger znalazł się u jego boku. Chłopak pewnym i zwinnym krokiem zaczął wspinać się po metalu, dzierżąc razorjacka w prawej dłoni.
- Uważaj, oni są wszędzie..... - ostrzegł go Ev, chociaż ta uwaga i tak okazała się zbędna.
    Chłopak znalazł się w końcu w niewielkiej sterowni, nie miał problemu ze znalezieniem blokera do rygli, ponieważ był on jedynym źródłem światła w tym mrocznym miejscu. Znajdował się tuż za skrzyniami, ustawionymi jedna na drugiej.
    Podszedł ostrożnie do przełącznika. Cichy i zarazem szybki sygnał świadczyły o tym, że mechanizm działa.
- Poszło - ucieszył się Roger, kiedy zauważył, że prądnice oświetliły ciemność żółtym blaskiem. Energia powędrowała w kierunku rygli.
    Chłopak odwrócił się do tyłu, chcąc wrócić do magazynu, gdzie czekał na niego Evard. Jego ciało zetknęło się z umięśnionym ciałem bestii, która wyskoczyła niespodziewanie z szybu wentylacyjnego, biegnącego nad sufitem. Roger zamarł ze strachu, był zbyt blisko, aby użyć razorjacka, a przestrzeń z tyłu okazała się zbyt mała, na wykonanie jakiegokolwiek zwrotu. Gad stał nieruchomo, niczym filar, wlepiając w niego swe koszmarne ślepia, pełne śmierci i agresji. Otworzył pysk, pokazując dwa rzędy ostrych zębów. Zawarczał. Rogerowi nic nie przychodziło do głowy.
    Bestia uniosła łapę i wysunęła dwa ostre noże. Roger patrzał tylko zrezygnowanymi oczyma, jak blask prądnicy odbija się w wygładzonym metalu. W tej samej chwili za plecami bestii rozległ się straszliwy krzyk, pełen nienawiści i rozpaczy. Gad odwrócił łeb.
- Kerig, uważaj! - wrzasnął Rog do przybysza. Kerig zamachnął się siekierą z całej siły i walnął w czaszkę przeciwnika. Na skrzynie trysnęła krew, ochlapując przy tym Rogera i kaprala, a także najbliżej położone miejsca. Gad osunął się na posadzkę. Chłopak spojrzał zdziwionym i jednocześnie zaskoczonym wzrokiem w stronę kaprala, który dyszał niczym chart po wyścigu i trzymał oburącz siekierę przeciwpożarową. Ten cios okazał się bardzo wyczerpujący, dla rannego żołnierza.
- Skąd?.. - zaczął Roger, jednak nie dane mu było już skończyć pytania.
- Potem wyjaśnię, wiejmy stąd! - odparł Kerig, ciągnąc towarzysza za ramię. - Zaraz będą następni, oni przemieszczają się w tych szybach. Na
trzeci pokład, prędko!
    Roger nie potrzebował zachęty do ucieczki. Zaczęli zbiegać po pochylni i obydwaj rzucili się w stronę rozsuniętych na boki rygli. Evard czekał już przy wejściu na następny poziom. Z szybów powyskakiwali Skaarjowie i ruszyli w pościg za trzema ruchomymi celami. Uciekinierzy przebyli żelazne wrota i wpadli do sporego pomieszczenia, oświetlonego słabym, czerwonym światłem. Kerig odwrócił się błyskawicznie w stronę przebytych drzwi i uniósł siekierę do góry, walnął z całej siły w przełącznik, kontrolujący wrota. Iskry posypały się na wszystkie strony. Skaarjowie zbliżali się, rycząc przy tym jak wygłodzone stado drapieżników.

                                        "AWARIA SYSTEMU ZAWIASOWEGO"

    Głos komputera powtórzył się, po czym wysiadło zasilanie przełącznika, dokładnie w momencie, w którym Skaarjowie zaczęli napierać na drzwi. Wrota zatrzasnęły się z hukiem, echo rozniosło po całym poziomie falę metalicznego dźwięku, aż Evard dostał gęsiej skórki.
- Nie dostaną się tutaj, drzwi są zbyt grube - Kerig starł pokaleczoną dłonią pot z czoła, po czym upadł na kolana.
- Dobrze się czujesz? - Roger podbiegł do towarzysza i pomógł mu wstać na nogi. Jego ramię krwawiło. Wzdłuż całej kończyny biegła rana, zadana skaarjowskim ostrzem. Evard zbliżył się do rozmówców.
- Myślałem, że już ze mną koniec - Kerig zaczął opowiadać, dając się oprzeć Rogerowi o najbliższą skrzynię. - Niewielu by przeżyło te rany, a już w ogóle mało kto dałby radę w tym stanie walczyć. Chciałem się najpierw otruć jakimś nieznanym owocem, jednak to nie poskutkowało. Kiedy w szybie pojawił się Skaarj miałem ten jeden nabój, o którym wspominałem. Przystawiłem go do głowy i nie wiadomo dlaczego, nagle poczułem się silniejszy. Tak bardzo zachciało mi się żyć.
- Opisz mi tą roślinę, którą chciałeś się zatruć - przerwał mu Rog.
- Nie muszę opisywać, pokażę wam. - Kerig wyciągnął z kieszeni pomarańczowy owoc, przypominający kiwi. Roger buchnął śmiechem.
- No co? - zdziwił się kapral i popatrzył na niego z nadąsaną miną.
- Czy ty wiesz co zrobiłeś? To jest owoc życia Nalich, nawet nie wiesz jakie cuda potrafi robić. Leczy rany, przywraca do życia konających. Szkoda, że nie znamy jego składu chemicznego - Roger opowiedział w skrócie o cudownej roślinie. - Te małe coś, już kilka razy uratowało mi życie. Skąd ten pomysł, że to trucizna?
    Evard wraz z Kerigiem spojrzeli z szacunkiem na owoc.
- Masz ich więcej? - kontynuował Roger, unosząc przy tym brew. Kapral wyciągnął z kieszeni jeszcze cztery takie owoce i podał wysłańcowi.
- To wszystkie. Raz udało mi się opuścić statek. Szukałem wody i znalazłem je w kotlinie, myślałem, że są trujące.
- To więc źle myślałeś - uśmiechnął się Ev.
- Masz, zjedz to - Rog podał Evardowi owoc. - Mi na szczęście nic nie jest. Te trzy musimy pilnować jak oka w głowie. Traktujcie je, jak drugie życie. A tak w ogóle Kerig, to jak nas znalazłeś?
- Kiedy wygrzebałem się z szybu, chwyciłem siekierę i poszedłem cię szukać. Napotkałem po drodze na szczęście tylko jednego Skaarja, któremu rozwaliłem łeb. Otwarte doki świadczyły o tym, że udało się ci przedostać. W magazynie spotkałem Evadra i on powiedział mi, że jesteś na górze - Kerig uśmiechnął się lekko. - Wygląda na to, że przybyłem w samą porę.
- Dzięki za pomoc - Roger odwzajemnił uśmiech i położył dłoń na ramieniu towarzysza.
- Chyba znasz ten statek? - zmienił po chwili temat, rozglądając się przy tym po ścianach.
    Cała trójka utkwiła w dość sporym pomieszczeniu z kilkoma skrzyniami. Nad ich głowami znajdowało się dodatkowe piętro z prześwitującą, zbudowaną z nitów posadzką, dzięki czemu można było dostrzec przy ścianach fosforyzujące przełączniki. Po obu stronach pięterka były dodatkowe drzwi, bardzo małych rozmiarów. Natomiast całą jedną, główną ścianę zajmowały potężne wrota i to właśnie one zwróciły uwagę Rogera.
- Co tam jest? - zapytał po chwili.
- Same kontrolery. Między innymi do paneli zasilających drzwi przedziału, zabezpieczenia drzwi śluzy, sterowniki przedziałów inżynieryjnych drugiego i pierwszego pokładu - Roger wraz z Evardem spojrzeli na niego wyczekująco. Kerig błyskawicznie zrozumiał o co im chodzi.
- Już wyjaśniam - kontynuował z lekkim zakłopotaniem. - Znajdujemy się teraz na trzecim pokładzie. Czwarty to ten, który przed chwilą zapieczętowałem. Drugi zajmują same kontrolery energii, silniki, ciecze, słowem wszystko, co utrzymywało statek przy prawidłowym funkcjonowaniu. Pierwszy pokład obejmuje laboratoria, pomieszczenia dla załogi, jak i całą rufę promu. Na końcu jest sterownia, a pod nią ukryty teleport. To jedyna droga ucieczki. Nie wiem co się dzieje w tamtych przedziałach, po lądowaniu nastąpiło tu istne piekło. Teleport aktywowany jest w momencie, kiedy się na nim stanie i przenosi pasażera pięć kilometrów poza obszar statku ISV-Kran. Oficerowie wybrali za cel jakąś prymitywną wioskę w skalistej dolinie. Skanowanie nie wykryło tam Skaarjów, ale nie wiem jak się to ma w chwili obecnej. Ostatnie wiadomości z tamtej strefy otrzymałem z tydzień temu. Przez cały ten czas broniłem drzwi śluzy na czwartym pokładzie.... wraz z Yurim i Onsovem.
    Kerigowi zamarł głos, spuścił głowę i spojrzał na posadzkę.
- Nie martw się, przynajmniej tobie udało się przeżyć. - Roger ukucnął i spojrzał mu prosto w oczy. - Zobaczycie, przedostaniemy się do teleportu.
    Trójka towarzyszy spojrzała po sobie. Wszyscy myśleli dokładnie o tym samym.
- A dokąd prowadzą te drzwi po obu stronach? - spytał się Rog.
- To wejścia do poziomu z całą tą stertą energetyczną. Nie mam pojęcia czy są otwarte czy nie - wyjaśnił Kerig.
- Sprawdzę - Rog wdrapał się na skrzynie i miał nadzieje, że uda mu się doskoczyć na pięterko. Niestety, wysokość okazała się zbyt wielka.
- Nie ma tam innej drogi? - dodał po chwili.
    Kerig wskazał mu boczne drzwiczki, które w tak nikłym świetle były zupełnie niewidoczne.   
- Za nimi jest winda, idziemy razem - rzekł do niego.
- Nie - sprzeciwił się chłopak. - Ktoś musi pilnować tych drzwi, nie wiadomo, czy są zamknięte czy nie. Idę to sprawdzić. Tu jest dość sporo przestrzeni. Ker, weź rakietnicę. - Roger zdjął z pleców broń i wręczył ją kapralowi. Młodzieniec przyjął ją dość niechętnie.
- Poradził bym sobie z tym - odparł wskazując na siekierę. - Z rakietnicy mogę też zranić i siebie, a Skaarjowie uwielbiają podchodzić bardzo blisko.
- To może wymieńmy się, dam ci działko, a oddasz giwerę - zaproponował Evard. Kapral przystał na takie rozwiązanie, miał już do czynienia z flakiem.
    Roger w tym czasie przeszedł przez drzwi, prowadzące do windy, aby wrócić po chwili z pośpiechem.
- Strażnik..... siedzi przy wyjściu od dźwigu. Nie słyszał mnie na szczęście - rzekł szeptem. - Mam pomysł, zmuszę go do pogoni, a wy go zaskoczycie. Powinno się udać.
    Towarzysze potaknęli na potwierdzenie głowami, po czym Roger ponownie zniknął za drzwiami. Dodatkowe wskazówki stały się zbędne. Od strony windy dobiegły odgłosy szamotaniny i ryku gada. Roger wyleciał przez drzwi, ciągnąc za sobą bestię. Stwór miał na widoku tylko jeden punkt - jego. Nie zauważył dwóch ludzi, stojących po bokach pomieszczenia. Kerig i Evard jednocześnie pociągnęli za spusty. Rakieta wraz z odłamkami metalu opanowały najeźdźcę. Plan się powiódł. Roger zatrzymał swój bieg, gdyż przeciwległa ściana uniemożliwiła mu dalszą ucieczkę. Gad padł u jego stóp.
- Dobra robota - pochwalił towarzyszy.

    Boczne drzwi okazały się zaryglowane, jedynym sposobem przedostania się na kolejny poziom była aktywacja kontrolerów.
- Ten wielki przełącznik otwiera wrota. Przyciśnij go - instruował Kerig Rogera. Kapral stał na dole i doprowadzał swoją zbroję do porządku.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności