statystyki
314897 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

    Znaleźli się w wąwozie otoczonym niezbyt wysokimi skałami. Na drodze przed nimi wyrosły potężne głazy, stanowiące niesamowitą kompozycję z otoczeniem. Niebo nabrało niezwykłych barw różu, żółci, czerwieni, granatu i oranżu. Wysoko w górze świeciły trzy blade słońca. Z oddali dobiegały piski dzikich królików i skrzeki unoszących się pośród skał, przypominających Archeopteryxy, ptaków. Nagle w powietrzu rozległ się tajemniczy, mistyczny śpiew, jakby melodia płynąca od samych, starodawnych bogów. Evard poczuł się bardzo dziwnie, w jego umyśle powstał dziwny niepokój.
- Co tak stoisz, choć już wreszcie - zawołał go Sirion, który wraz z Malakaiem oddalił się na znaczną odległość. Ev przez moment patrzał jeszcze z głową uniesioną do góry na ten dziwny przesmyk i próbował zlokalizować miejsce, z którego dochodziła pieśń.
- A właściwie dokąd w ogóle idziemy? - odparł cicho po chwili.
- Jak to dokąd, przed siebie. Chyba, że chcesz wracać do fabryki - rzekł Malakai.
- Dziwnie tu jakoś, nie podoba mi się to - dodał Ev.
- Ej patrzcie, co to jest? - Sirion przystanął i wlepił wzrok w wielki obiekt, który wyrósł nagle daleko przed nimi. Tamta dwójka również stanęła w zdumieniu.
- O rany.... - wyszeptał Malakai. Stali przed ogromną, mistyczną budowlą, która była szeroka na cały przesmyk, a u jej podnóża falowała woda.

    Prix i Roger nie musieli się już obawiać ataku od strony Terraniuxa.
Nikt ich nie napadł, co było niesłychanie dziwne. Zjechali windą i stanęli przed potężnymi, stalowymi drzwiami, oddzielającymi ich od przesmyku Noork.
- Co tam w ogóle jest na zewnątrz? - spytał się Rog.
- Nic szczególnego. Zejście, prowadzące kilkadziesiąt metrów w dół. Potem jakaś opuszczona wioska, a dokładniej tylko dwa domki. Dalej długi i szeroki przesmyk, ciągnący się pośród skał. Na samym końcu jest świątynia.
- Świątynia? Jaka świątynia? - zdziwił się chłopak.
- Tak naprawdę byłem tam tylko raz. Jest bardzo niezwykła i bardzo piękna. Wielu Skaarjów boi się tam nawet wchodzić. To miejsce poświęcone dla dziwnej bogini, tych czterorękich istot. Co dokładnie znajduje się w świątyni, to nie wiem, byłem jedynie na obrzeżach. Jednak straż z Terraniuxa nie ma prawa tam chodzić. Ich zadaniem jest strzec przesmyku i nic więcej. Ale z tego co słyszałem, została ona opanowana przez innych Skaarjów i ich sługi, w tym behemonty. To straszliwe bestie, zmutowani bruci.
- Ciekawe czy tamtym udało się uciec - Rog zmienił nagle temat.
- Mam nadzieje - odparł Prix.
- W porządku, idziemy..... na wszelki wypadek, bądź gotów na wszystko.

    Na zewnątrz kroczyli strażnicy. Było ich pięciu. Trzech na dole i dwóch na zejściu do przesmyku, ciągnącym się wzdłuż skały. Jeden z nich stał przy samym wyjściu z Terraniuxa, że o mały włos Rog wraz z Prixem nie wpadli mu na plecy. Skaarj na szczęście nie usłyszał otwieranych drzwi i dwójka uciekinierów po wyjściu na balkon, od razu przywarła do ściany. Rog przygotował rakietnicę do strzału i dał Prixowi znak gestem ręki, aby pozostał w miejscu. Z balkonu było widać całą dolinkę, dzięki czemu chłopakowi udało się dostrzec wszystkich strażników. Nagle Prix pociągnął go za ramię i wskazał na stojące w kącie beczki. Chłopak od razu zrozumiał o co chodzi, wiedział, że to są bomby toksycznych odpadów i kontakt z rakietą spowoduje wybuch. Dlatego też musiał pokonać strażnika, stojącego na pochylni, bez użycia tej broni.
- Prix.... - szepnął Rog najciszej jak potrafił. - Musimy go jakoś obezwładnić, ale tak, by ci z dołu tego nie zauważyli, bo jeszcze zaczną tu strzelać i zdetonują ładunki.
- Czyli jak?
- Nic się nie martw, tylko zawołaj go tutaj, spróbuję sprawdzoną już metodę.....

    Hej, oficer was wzywa do sektora B - powiedział cicho Prix zza ściany. Strażnik odwrócił się przodem do wejścia na balkon i ruszył zdziwiony przed siebie.
- Kto?... - dalej nie powiedział już nic, bo lufa od rakietnicy obezwładniła go na wiele godzin. Skaarj padł na posadzkę.
- Ale oni mają twardą głowę - skomentował Roger, mijając ubitego przeciwnika.
- Rog, patrz... - Prix spoglądał w dół.
- A niech to! - rzekł chłopak. Drugi strażnik, który stał prawie na samym dole pochylni, zaczął wchodzić po kładce w ich kierunku, wołając przy tym pozostałych. Roger spodziewał się, że otworzą ogień, jednak strażnicy zaczęli wbiegać pod górę. Rog spojrzał w kierunku beczek i wpadł na nowy pomysł.

- Na górze, chowają się na balkonie! Strzelajmy w beczki, rozsadzi ich! - krzyknął Skaarj, który był najwyżej z nich.
- I chcesz tym samym uszkodzić drzwi, tak? Dorwiemy ich na górze - dodał następny.
- Uwaga! - wrzasnął pierwszy Skaarj i zrobił skok do góry. Po pochylni turlała się beczka. Kolejny strażnik nie zauważył przeszkody, zderzył się z nią i spadł z kładki na dół, wraz z beczką. Skaarj na przedzie obserwował spadającego towarzysza i nie zwrócił uwagi na kolejną beczkę. Po chwili dołączył do leżącego na dole Skaarja.
Pozostała dwójka zeszła z pochylni, zaczęła strzelać do toczących się przeszkód. Kiedy ostatnia wyleciała w powietrze, włączyli pancerze i ruszyli ponownie do natarcia. Rog wyszedł z balkonu, stając na stalowej pochylni. Wypuścił rakietę. Jej detonacja nic nie zrobiła przeciwnikom.
- Poczekaj, aż wyłączą się ich pancerze, tak nic nie zrobisz, minie parę chwil, nim odzyskają energię! - powiedział Prix.
- I w międzyczasie wbiegną tutaj.. - skomentował chłopak, kierując słowa bardziej do siebie, niż do gada.
    Pancerze faktycznie zaczęły znikać, w momencie, kiedy gady miały do pokonania ostatni odcinek drogi. Obydwie strony otworzyły ogień. Rog schylił się w ostatnim momencie. Rakieta przeleciała mu nad głową. Prix przybrał postać kulki, łapiąc przy tym za głowę. Od zawsze bał się rakiet. Chłopak był w lepszym położeniu niż przeciwnicy, ponieważ strzelał z góry, dlatego też wszystkie jego ciosy trafiały do celu. Po chwili starcie zakończyło się jego zwycięstwem. Ostatnie echa detonowanych pocisków znikły w przesmyku. Po chwili zapanowała cisza.
- Do licha, skończyła się amunicja - powiedział Rog, przetrząsając przy tym magazynek.
- Weź to - Prix podrzucił mu flaka. - Nie lubię walczyć i z pewnością to mi się nie przyda.
    Chłopak zarzucił sobie pustą rakietnicę na plecy, w zamian wziął do ręki działko.
- Prix - rzekł po chwili, stojąc na pochylni prowadzącej w dół. - Udało się! Dzięki wielkie za przewodnictwo.
- A ja dziękuję za ochronę, gdyby nie twoje doświadczenie w walce, nigdy bym nie przeszedł.
    Obydwoje zeszli z pochylni i stanęli na ziemi. Przed nimi znajdowała się, złożona jedynie z dwóch domków, wioska. Wysoko w górze królowały ogromne ściany Terraniuxa, które bardziej przypominały fragment gigantycznego promu kosmicznego, aniżeli fabrykę. Niebo miało kolor ciemnoróżowy z domieszką granatu, przez powłokę delikatnych chmur przeświecały trzy blade, ale pokaźnych rozmiarów słońca.
- Ślicznie tu - skomentował Rog. - Świetnie wyglądają te słońca.
- Jakie słońca? - zdziwił się Prix. - Przecież to gwiazdy.
- U nas świeci jedna taka gwiazda, która jest dość blisko Ziemi, nazywamy ją słońcem.
    Prix rozejrzał się po okolicy i szukał na ziemi w zasięgu swojego wzroku leżących ciał ludzi.
- Tamtej trójce udało się uciec, nie widać nigdzie ich resztek. Może czekają gdzieś z przodu na ciebie?
- Nie sądzę.... pewnie myślą, że nie żyję. Zwijajmy się stąd lepiej, bo zaraz z Terraniuxa wyleci cała chmara żołnierzy.
    Uciekinierzy ruszyli przed siebie. Roger wskoczył jeszcze na moment w pośpiechu do domków, aby je spenetrować. Oprócz połamanych desek, kilku złośliwych ważek i jednej tentacle, nie znalazł nic ciekawego. Po chwili dołączył, do czekającego na zewnątrz i obserwującego fabrykę Prixa i ruszyli wzdłuż przesmyku Noork, byle jak najszybciej uciec od ogromnego kompleksu, produkującego biomasę.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności