statystyki
314862 Odsłon
Online: 1
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

INTRUZI :

    Zapadła noc. Chłopcy skończyli wreszcie pływać w jeziorze i wyszli na brzeg. Ash złapał niestety tylko dwie ryby, ponieważ jego starsi braciszkowie przeszkodzili mu w połowie.

    Nicolai, Roger i Ash nie byli prawdziwym rodzeństwem, chociaż traktowali się jak bracia. Rodzina Ash'a zginęła podczas Wielkiej Wojny, oddając wcześniej dwuletniego syna w ręce przyjaciela - komandora Jacka. Jack wraz z żoną zaopiekował się chłopcem jak własnym dzieckiem, a najważniejsze, że jego dwaj synowie zaakceptowali go w rodzinie. I od tamtej pory cała trójka wychowywała się razem. Roger i Nico byli dosyć wysocy i szczupli, z blond włosami długimi do ramion i zielonymi oczami, Ash natomiast miał bardziej muskularną budowę, niebieskie oczy, był nieco niższy od nich, o kasztanowych długich włosach, które zwykle wiązał z tyłu. Jack powiadał, że jest urodzonym żołnierzem i kiedyś powstanie przeciwko Liandri.
    Trezor nie należał do wiosek, w których wszystko jest zrobione z metalu i tytanu. Wręcz przeciwnie, wioska ta przypominała starodawne miasteczko. Wszystkie domy były wykonane z drewna lub kamienia, do wszystkich prac wykorzystywano ogień, nie było elektryczności. Nie ma się czemu dziwić, skoro prawie wszystkie fabryki i duże miasta zostały zniszczone, a ludność rozproszona. Mieszkańcy Trezoru handlowali z sąsiednimi miasteczkami i wymieniali towary. Bronie i amunicja krążyły niczym wody w rzece. Jedną z najgroźniejszych była shock rifle, potrafiła jednym strzałem rozwalić duży samochód. Technikę wyrobu tej broni mieszkańcy Ziemi przejęli od Skaarjów, produkowano ją w ukrytych pod ziemią laboratoriach. Było takie prawo, że każdy chłopak, który kończył 23 lata otrzymywał tą broń i stawał się Obrońcą. Jedynie osoby kalekie albo słabe fizycznie nie miały tego zaszczytu. One z kolei wyruszały w głąb kraju, aby szkolić się w dziedzinie nauki lub kosmologii, ponieważ istniały szkoły nieobjęte panowaniem korporacji Liandri, gdzie można było spokojnie się uczyć. Nico i Roger byli już w posiadaniu tych broni, Ash otrzyma SR dopiero w tym roku.

    Zapadła zupełna noc. Cała trójka opuściła zadrzewiane tereny położone nad jeziorem i ruszyła w kierunku miasteczka. Zostało im do pokonania jeszcze tylko piaszczyste pustkowie z ruinami jakiś budowli. Panowała niezwykła cisza, niebo było całkowicie bezchmurne i chociaż zapadła noc, wysoka temperatura dalej dokuczała. Roger zapalił niewielką flarę aby oświetlić drogę. Nicola jednak coś niepokoiło, rozglądał się co chwilę na boki i patrzył w niebo. Zaobserwował na nim dwie dziwnie wyglądające gwiazdy, nie było by w nich nic dziwnego, gdyby one się tu nie zbliżały.
- Ash, Roger nie wydaje się wam to dziwne, te gwiazdy... chyba stają się coraz większe.
- Pokaż, gdzie? Te tam? - Roger poszedł wzrokiem za palcem Nicola
- Tak, dziwne to trochę, nie pamiętam aby w tej części nieba były tak jasne i duże gwiazdy..
- Wydaje mi się, że to jakieś komety i to jest całkiem naturalne, że się zbliżają.
    Bracia przykucnęli przy jakieś kamiennej zburzonej ścianie i obserwowali zjawisko. Po paru chwilach pierwszy odezwał się Roger.
- To wcale nie są gwiazdy ani komety.... to patrole Vortex'u !
    Roger natychmiast zgasił flarę i wraz z Nico wyciągnęli na wszelki wypadek shocki. Wszyscy przypłaszczyli się do piasku jak tylko to było możliwe, obok ochraniała ich kamienna ściana i metalowe szczątki jakiegoś wojennego robota. Statki Vortex'u były niewielkimi lataczami, pracującymi dla Liandri, które szukały po świecie nowych więźniów potrzebnych na Alphę do wykopu surowców, w tym kryształów tarydium. Ale co one robiły w tym miejscu i na dodatek na takim pustkowiu? Dwie maszyny przeleciały nad głowami skulonych obserwatorów i zawisły w powietrzu, jakieś pięćdziesiąt metrów przed nimi, rozpraszając przy tym piasek pustyni. Po paru minutach wylądowały i wyszło z nich kilka ciemnych postaci. W świetle księżyca, który był tuż przed nimi, dawali czarne zarysy sylwetek. Ale zdarzyło się jeszcze coś dziwnego. Z za ruiny wyszedł niewielki robot patrolujący, mała kopia modelu Tiger. Roger od razu go rozpoznał, po dwóch świecących na czerwono laserach i wąskich metalowych kończynach. Roboty te były nieszkodliwe, służyły tylko do patrolu okolic. Czerwone lampki pozwalały im obserwować kamerą również w nocy, na podczerwień. Jedna z osób podniosła robota z ziemi, a on z kolei podkulił pod siebie kończyny i przybrał kształt schowanego do skorupki żółwia. Intruz schował robota do jakieś skrzynki, odwrócił się do towarzyszy i zaczął coś do nich mówić, wskazując palcem w okolice jeziora. Nico wyłapał z rozmowy tylko kilka słów, między innymi "w liściach" i "więźniowie". Mimo panującej ciszy, intruzi mówili szeptem, że niewiele z tego można było usłyszeć.
    Po chwili wyszły ze statku jeszcze dwie osoby, jedna z nich miała ręce skierowane ku tyłowi i nieco przygarbioną sylwetkę. Druga postać szła tuż za tą pierwszą i miała w dłoniach coś błyszczącego. To był łańcuch! Roger od razu się domyślił o co tutaj chodzi, zresztą nie było w tym żadnej filozofii. To na pewno byli ludzie korporacji Liandri, które wysłały robota patrolującego na zbadanie okolicy i jednocześnie chciały się pozbyć jakiegoś szpiega. Po chwili więzień został rzucony na piasek, a grupka ludzi wymierzyła w jego stronę jakieś bronie energetyczne. Jeden z nich, najprawdopodobniej dowódca pozostałych, podszedł do więźnia i zadał mu parę silnych kopnięć w brzuch. Chłopak, pomimo bólu, nie wydał z siebie nawet najdrobniejszego jęku, nie chciał widocznie dać satysfakcji swoim oprawcom. Roger spojrzał na braci, Nico dobrze wiedział co teraz planuje zrobić i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Roger jedynie zmarszczył brwi i spojrzał w kierunku Ash'a, szukając u niego wsparcia. Ale on nawet nie zwrócił na niego uwagi i udawał, że obserwuje dalszy bieg wypadków, chociaż w nim samym wszystko wrzało ze złości. Po chwili pierwszy odezwał się Roger.
- Nicolas, musimy pomóc temu chłopakowi, Ash nie miał szkolenia, ale myślę że da sobie radę z bronią, daj mu jedną.
- Nie chcesz chyba pozabijać tych ludzi, Roger ??!!
- To nie są ludzie, to androidy.
- Hę, a skąd o tym wiesz - zdziwił się Ash.
- Po pierwsze, ich oczy. Wszystkich po za wyjątkiem więźnia i dowódcy są czerwone, co dowodzi, że tylko oni z nich wszystkich są ludźmi. Dwa, sztucznie się poruszają. Trzy, latacze mają numer rejestracyjny zaczynający się na XM, takimi pojazdami latają wyłącznie androidy. No i po czwarte, mój czujnik informuje mnie tylko o pięciu jednostkach żywych.
- Czyli, że chodzi tu o nas, dowódcę i tego więźnia?
- Dokładnie Ash.
    Nagle rozmowy urwały się, dwóch androidów ruszyło w kierunku ściany, za którą skrywali się bracia. Nie było wątpliwości, że wykryły rozmówców.
- Pamiętajcie, nie wychylamy się, jak oni podejdą to musimy oddać strzał pierwsi.
- Obyś się nie mylił Roger, że to są androidy a nie ludzie....
    Roger wiedział jak postępuje się z androidami korporacji Liandri, najpierw się strzela a potem zastanawia co dalej. Chyba, że woli zostać zabity za szpiegostwo, albo dostać się do niewoli. Odległość robotów od nich malała z każdą sekundą. Roger ścisnął shocka i był gotowy do strzału. Nagle ściana, za którą się skrywali rozleciała się na kawałki. Android roztrzaskał ją zaledwie jednym strzałem z prądnicy. Drugi android wystrzelił miotacz płomieni w kierunku Rogera, ale ten na szczęście wykonał salto w tył i uniknął spalenia. Ash i Nico odskoczyli na boki. Roger, wyszkolony w postępowaniu w takich sytuacjach, w momencie kiedy opadał na ziemię po wykonaniu salta, strzelił shockiem w głowę przeciwnika i rozszczepił ją na dwie połowy. Nie mylił się, to były androidy. Z rozwalonej głowy zaczęły wylatywać iskierki z przerwanych przewodów oraz masa dymu. Ciało niczym porażone prądem zaczęło dygotać i bezgłowy robot wymachiwał rękoma na wszystkie strony. Cały system zaczął wysiadać i maszyna upadła na piasek. Drugi android wystrzelił serię płomieni z miotacza ognia, ale zasięg nie dotarł do Obrońców. Po chwili i ten robot dołączył do swojego popsutego kolegi. Ash i Nico wykonali jednoczesny strzał w jego kierunku. Te zamieszanie spowodowało, że pozostałe androidy zwróciły się w tamtą stronę i przestały torturować więźnia. Chłopak opadł bezwładnie na ziemię.
- Wszyscy razem !
    Na komendę Rogera, pozostała dwójka rzuciła się do ataku. Obie strony zaczęły wymieniać między sobą ogień. Roger z resztą stali za kamiennymi płytami, sterczącymi z piasku pustyni co dawało im pewną ochronę. Androidy o wiele lepiej widziały w ciemnościach, ale pełnia księżyca dawała silny blask, wzmacniany jeszcze dodatkowo odbiciem od piasku i światłem gwiazd. Roger okazał się z nich najlepszym strzelcem, powalił sam trzy kolejne androidy. Gdyby nie blok kamienny, na pewno przegrali by to starcie. Ale na szczęście był on bardziej odporny niż poprzednia ściana i nie rozleciał się w pył od strzałów.
- Kryjcie mnie !
- Co chcesz zro......?
    Ale było za późno. Chłopak wystartował w kierunku więźnia, ponieważ dowódca odwracał się znowu w jego kierunku. Dwa pozostałe przy "życiu" roboty wymieniały ogień z Nicolem i Ash'em. Tym razem szczęście im nie dopisało. Nico został trafiony w bark i upadł na piasek, zostawiając z boku swoją kryjówkę. Roger zawahał się, był gotów wrócić w kierunku brata, ale sam by wtedy zginął. Posuwając się naprzód, pomiędzy ruinami dotarł do więźnia, jednak android stojący przy dowódcy zauważył go i wystrzelił z broni. Roger dostał w dłoń, jednak to tylko wytrąciło mu broń z ręki. Kolejny strzał przeciął powietrze, Roger wyskoczył wysoko do góry i wykonał salto w tył, lądując androidowi za jego plecami. Zamachnął się z całej siły i przewrócił robota na piasek, wykopując mu jednocześnie broń z ręki. Jednak ten wstał błyskawicznie i zaczął się bić z Rogerem. Chłopak był niezwykle sprawny i wytrzymały, unikał każdy atak maszyny, robił salta, wyskoki, skłony i nie dał się uderzyć metalowemu człowiekowi. Walka nie trwała długo, Roger wyskoczył do góry i kopnął z całej siły przeciwnika w pierś. Maszyna rozłożyła się jak długa. Ani Ash, ani Nico nie chcieli strzelać podczas tego pojedynku, ponieważ mogli by postrzelić a nawet zabić brata. Jednemu tylko dowódcy udało się uciec, temu, co schował robota i kopał więźnia. W momencie kiedy startował statkiem, reszta zorientowała się, że ucieka, ale było już za późno. Strzałoodporna nawierzchnia statku, była jednym z najtwardszych materiałów na Ziemi, wyprodukowanym z samych kryształów tarydium sprowadzonych z Alphy.
- Nico nic ci nie jest !? - Roger rzucił się w kierunku rannego.
    Na szczęście był tylko lekko ranny w ramię, ale strzał energii przeszedł biedaka na wylot.
- Heh, to nic, wyjdę z tego - Wyjąkał ranny Nico.
- Twardziel z ciebie, ale uważaj następnym razem, życie to nie zabawa.
- Dobrze Roger, będę ostrożny.
    Nico uśmiechnął się i podpierając się o Ash'a wstał na nogi. Tymczasem Roger podszedł do więźnia. Był to młody mężczyzna, gdzieś w wieku trzydziestu lat, wysoki, z długimi blond włosami i przepaską na głowie. Jednak był niezwykle chudy i odwodniony. Widać było, że przeszedł ciężkie chwile. Roger jednym strzałem z shocka uwolnił go z łańcuchów.
- Kim jesteś? Możesz mówić?
- Tak.... dziękuję wam za ratunek..... zabili by mnie gdyby nie wasza pomoc. Mam na imię Xaos i jestem uciekinierem z Vortex Rikers'a. A dokładniej uciekłem tuż przed wyruszeniem na Alphę - mówiąc to nadal rozglądał się na boki, jakby spodziewał się jeszcze jakiegoś ataku.
- To znaczy, że uciekłeś z rąk korporacji Liandri?
- Tak,........?
- Roger, mam na imię Roger, a to moi bracia, Ash i Nico. - cała trójka zebrała się wokół Xaos'a, który zaczął już powoli dochodzić do siebie.
- Tak, od dwóch lat byłem ścigany, jestem dla nich cenny, bo znam miejsca największych złóż tarydium. Ale nie odważyłem się im tego powiedzieć, bo....
-    Dobra nic nie mów, zabierzemy cię do domu, opowiesz wszystko jak dojdziesz zupełnie do siebie.    Jesteś ranny i w dużym szoku. Hmmm, Nico czy jesteś w stanie prowadzić ten pojazd?
- Eeeee, niestety, przykro mi, nie miałem na nim szkolenia, ale mogę spróbować.
- Pojazd androidów, heh, ja też nie umiem. - dodał Ash.
- Ale ja potrafię !
- O nie Xaos, nie pozwolimy ci pilotować w takim stanie, ale zaraz.. Ash z nas jest najlepszym pilotem, dasz radę mówić mu co ma po kolei robić?
- Eeee, ja? Pilotem? - Ash zrobił minę jak niemowlę po gorzkiej kaszce.
- Myślę, że tak - potwierdził uciekinier.
- W porządku, polecimy do domu statkiem, a potem zastanowimy się co zrobić z tym drugim. Na razie najważniejsze to postawić Xaos'a na nogi i wyleczyć Nicolasa.

    Po chwili byli już w pojeździe. Roger ułożył Xaos'a na podłodze, tak aby widział on całą sterownię. Nico usiadł po prawej stronie, natomiast Ash za sterami. Statek wykonany był z przetopionych kryształów tarydium wraz z miedzią, dlatego też był praktycznie niezniszczalny przez żadną ziemską broń. Surowce te nie występują na Ziemi. Trzeba pokonać wielkie odległości aby je zdobyć. Dlatego też są one tak niezwykle cenne. Statek wydawał bardzo dziwny dźwięk przy startowaniu, jakieś silne ultra dźwięki, co wprawiały go w wibrację. Ale dla ludzi praktycznie były nie słyszalne, za to wyczuwało się lekkie drgania. Xaos oparł się o jakąś skrzynkę i spokojnie dawał polecenia Ash'owi, jak kierować pojazdem. Roger badał całe pomieszczenie, natomiast Nico trzymał się za bark i spoglądał w oddalającą się od nich pustynię. Ash po krótkim locie wiedział już co ma robić, dlatego komendy Xaos'a stały się zbędne. Cała czwórka zaczęła lecieć w milczeniu. Wewnątrz było miejsce gdzieś dla dziesięciu ludzi i każdy pasażer mógł swobodnie się poruszać. Roger wlepił wzrok z boczne okienko i przyglądał się nocnemu niebu, ale nic na nim nie zobaczył, ani patroli, ani pościgu, ani nawet najmniejszego obiektu. Wszystko stało się strasznie ciche i spokojne.

    Pustynia ustąpiła miejsce rzadkiej trawie, a ta z kolei przeszła w ogrody. Pod nimi widać już było pierwsze domy Trezoru. Nareszcie dolecieli do domu.




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej >>







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności