statystyki
314875 Odsłon
Online: 3
Rekord: 36




Google
 
Web unrealservice.net

WIELKI PROM :

    Roger otworzył oczy. W pierwszej chwili zapomniał zupełnie co się stało przed tym, nim stracił przytomność, teraz nawet nie był pewny czy żyje, czy może obudził się w zaświatach. Jednak odrzucił tą myśl, ponieważ poczuł ból, a tylko żywi mogą odczuwać ból. Strasznie szumiało mu w głowie i miał wrażenie, że ciśnienie zaraz mu ją rozsadzi. Lewa ręka jakby skamieniała, prawej to już w ogóle nie czuł. Zresztą całe ciało miał obolałe, każdą jego najmniejszą część.
    Kiedy otworzył oczy zobaczył nad sobą metalowy sufit, leżał na czymś twardym i zimnym, najprawdopodobniej też na jakiejś metalowej podłodze.    Nie wiedział zupełnie gdzie jest i co się z nim stało. Zaczął zbierać myśli i odtwarzać wszystko co się wydarzyło. Przypomniało mu się, że odciągał statki androidów od swoich najbliższych, aby mogli bezpiecznie uciec. Potem ukazał mu się obraz w umyśle, kiedy był ścigany przez zniszczone miasto i strącony na ziemię. Dalej wiedział, że wyszedł i otoczył go krąg wrogów. Co się stało potem już nie pamiętał. Nagle przypomniało mu się, że miał przyczepiony do spodni nadajnik. Z wielkim trudem podniósł rękę i zaczął przeszukiwać ubranie. Jednak komunikatora nigdzie nie było i nie mógł dowiedzieć się co się stało z pozostałymi.
    Kiedy dotknął tył głowy poczuł straszny ból, aż zacisnął zęby i wyczuł pod palcami sporą śliwę.
- No świetnie - dopiero teraz zrozumiał, że został uderzony w głowę i zaniesiony do jakiegoś dziwnego miejsca, w jakim teraz się znajdował.
- Ej ty tam, mówiłeś coś? - odezwał się jakiś głos.
    Rogerowi raptownie zrobiło się gorąco i obrócił głowę w stronę głosu, przekręcając się jednocześnie na lewy bok. To co zobaczył przed sobą wprawiło go w przerażenie. Kilkanaście centymetrów od jego twarzy znajdowały się drzwi plazmowe, mieniące się zielono-błękitnym kolorem. Za nimi była niewielka przestrzeń, a dalej kolejne drzwi plazmowe. Siedział tam jakiś człowiek i patrzył w jego stronę.
- Tak, do ciebie mówię - Człowiek wstał na nogi i podszedł do drzwi plazmowych najbliżej jak to tylko było możliwe. Był mniej więcej wzrostu Rogera, ale chyba z dwa razy potężniejszy. Miał zgoloną na łyso głowę i tatuaż na prawym ramieniu. Ubrany był w spodnie i koszulę bez rękawów, a po jego minie można było wywnioskować, że nie jest za bardzo zadowolony.
    Roger usiadł i zaczął rozmasowywać rękę. Obejrzał się dookoła i zrozumiał gdzie się znajduje. Siedział w niewielkim pomieszczeniu, tak jak ten człowiek z naprzeciwka. Obok niego było zawieszone na ścianie żelazne łoże na łańcuchach, obok stała toaleta i jakiś regał. Znajdował się w celi, chronionej przez drzwi plazmowe.
- Ogłuchłeś, czy jak? Nic ci nie jest? - człowiek dalej zadawał mu pytania.
- Nie, nic. Kim jesteś, albo może najpierw powiedz, gdzie ja jestem - odezwał się w końcu prosząco Roger.
- Na imię mam Chunk. Witaj na Vortex Riker, więziennym statku między galaktycznym. - odpowiedział żartobliwie więzień.
    Rogera aż zatkało. Wstał pomimo bólu i podszedł do drzwi plazmowych aby zobaczyć pomieszczenie. Obok Chunka znajdowała się następna cela, a za nią pięć kolejnych, u góry również były cele, stykające się z samym sufitem. W sumie zobaczył na przeciwko czternaście identycznych drobnych pomieszczeń, odgrodzonych od głównego zasłoną plazmową. Do sufitu przyczepione były długie neonówki, dające nikłe białe światło, na samym końcu tuż przy ścianie Roger zobaczył windę, prowadzącą na drugi poziom, gdzie można było przejść po kładce, do tych cel, co są położone wyżej. W pomieszczeniu nie zauważył żadnych okien, nie mógł więc określić czy teraz jest dzień czy noc. Wszystko wykonane było z metalu, a z sufitu sterczały dodatkowo jakieś rury i przewody elektryczne.
    W każdej celi znajdował się jeden więzień. Chunk zajmował celę najbardziej po lewej stronie, tuż obok drugiej windy prowadzącej gdzieś na dół. W sąsiedniej celi siedziała jakaś młoda dziewczyna. Oparła się plecami o ścianę i ze spuszczoną głową patrzała nieobecnym wzrokiem w jakiś punkt. Miała średniej długości, ciemne włosy, związane z tyłu głowy, drobną budowę ciała i ciemne oczy. Ubrana była w długie spodnie i jakąś bluzę, bardziej po męsku niż po damsku. Na ramieniu również miała tatuaż, podobnie jak Chunk. Za dziewczyną w kolejnej celi znajdował się, a dokładnie leżał na pryczy wysoki mężczyzna, w ubraniu przypominającym strój hydraulika z dziwaczną czapką na głowie. W kolejnej żelaznej komórce następny więzień chodził nerwowo po pomieszczeniu i co chwilę kopał w ścianę, albo krzyczał jakieś przekleństwa. Dalej Roger nie zauważył nikogo, ponieważ widok zasłaniały ściany od pomieszczeń. Natomiast na górze można było zobaczyć podobny widok co na dole, czyli silnie zbudowanych kolesi, znowu kogoś śpiącego, oraz mężczyzn krzyczących coś do więźniów, znajdujących się w tych celach, co ustawione są po stronie Rogera.
- Już ci jest lepiej? Leżałeś tak nieprzytomny od momentu startu, chyba z dwanaście godzin - jedynie Chunk się do niego odzywał, reszta osób zajęta była swoimi rozmyślaniami, waleniem w żelazne ściany, gapieniem się w sufit albo i jeszcze czymś innym. Nikt nawet nie zwracał na Rogera uwagi.
- Od startu? Czyli my teraz lecimy? - kolejna informacja zaskoczyła Rogera jeszcze bardziej. Aż cofnął się do tyłu i usiadł na zimnym metalu, co w celach nazywali pryczą.
- Z Księżyca się urwałeś czy jak? A w ogóle to jak cię zwą? - kontynuował rozmowę Chunk.
- Roger, mam na imię Roger. Czy możesz mi powiedzieć jak się tu znalazłem?
- A skąd ja mam wiedzieć jak cię złapali, to ty powinieneś wiedzieć. Jedyne co widziałem to to, że rzuciły cię tutaj dwa roboty niczym worek ziemniaków. Ciężko dyszałeś, ale później jakoś uspokoił ci się oddech, myślałem że wykorkujesz. Ale jakoś teraz wróciłeś do żywych. Skąd jesteś?
- Pochodzę z Trezoru, nie wiem czy słyszałeś o tym miejscu, to taka wioska na pustyni, niedaleko jest jezioro, do najbliższego miasta - Mazaery - mamy ze sto kilometrów.
- Aaaa, wiem gdzie to jest, krążyły plotki, że nieźle daliście w kość korporacji i ledwo co was pokonali.
- Nie pokonali nas wcale - powiedział chłodno Roger - sami się poddaliśmy, aby oszczędzić ofiar, ale odzyskamy wolność.
- Jasne, też tak myślałem i zobacz co mi i im zrobili - Chunk machnął ręką w stronę pozostałych.
- A kim ty z kolei jesteś? - spytał z zaciekawieniem Roger.
- Jestem rebeliantem i trzymałem z naszymi szpiegami z korporacji, brałem udział wcześniej w wielu bitwach ze Skaarjami, a potem szlak trafił wszystko. Kiedy ci głupcy dorwali się siłą do władzy, chcieli nas wykorzystać na króliki doświadczalne do swoich eksperymentów. Fajne podziękowanie za bronienie planety, dawali nam sterydy i inne paskudztwa, abyśmy byli superżołnierzami. Jak się zbuntowaliśmy to powtrącali nas do więzień i zaczęli produkować te idiotyczne androidy.
Siedziałem dwa lata w więzieniu, a teraz to potrzebowali ludzi na Alphę i przeszedłem z jednego pudła do drugiego! - Chunk zdenerwował się wspomnieniami, aż uderzył pięścią w ścianę.
- Miej na wstrzymaniu trochę Chunk, przestraszyłeś mnie - odezwała się dziewczyna z sąsiedniej celi.
- Przepraszam Kiro, już nie będę - odpowiedział słodkawo do niej.
- Daj mi spokój - dziewczyna znów spuściła głowę i zaczęła przypatrywać się ścianie naprzeciwko.
- Czyli ja też wpadłem, nie udało mi się.... - rzekł sam do siebie Roger.
- Mówiłeś coś do mnie?
- Nie Chunk, tak sobie tylko coś tam mruczę. Ale powiedz mi jeszcze jedno, co ze strażnikami?
- Czy widzisz te zielone przed sobą? - więzień wskazał ironicznie na drzwi plazmowe - powstrzymają nawet słonia. A jeśli chodzi o psy to wchodzi tu co jakiś czas ktoś i sprawdza czy wszystko w porządku.
- Ale mi się uda! - Roger zawahał się, ale postanowił spróbować. Rzucił się w kierunku osłony i naparł na nią całym ciałem. Wtedy poczuł silny ból głowy i miał wrażenie, że oberwał pociskiem redeemera. Energia rzuciła go jak piłką na przeciwległą ścianę celi. Silny ból przeszedł go nawet do najdrobniejszej kości, ale te ciśnienie w głowie nie mógł w stanie znieść. Po chwili osunął się osłabiony na ziemię.
- Gratuluję pomysłowości mistrzu. Jedyne co możesz zrobić to nie dotykać tego. Są podłączone do sterowni i tylko tam je wyłączysz. Chyba, że na skutek jakieś awarii wyłączy się prąd.
    Trezorańczyk doszedł już do siebie, żałował, że zachował się tak głupio, ale to był nagły impuls i chęć odzyskania wolności. Wiedział zawsze, że takie zachowanie odbiera człowiekowi rozsądek i wygasza logikę oraz zmysły.
- Chunk czy możesz mi coś powiedzieć? - odezwał się znowu po chwili -    czy po mojej stronie jest ktoś z Trezoru, bo nie widzę co się dzieje za ścianą.
- Nie ma, wszyscy ludzie oprócz ciebie są tutaj poprzenoszeni z więzień. Szukają taniej siły roboczej, a my oczywiście się do tego najlepiej nadajemy, jak zawsze... - ostatnie słowa powiedział z podniesionym tonem. I miał rację. Bo w ludzkim społeczeństwie zawsze tak było. Że do najgorszych rzeczy brało się albo więźniów, albo osoby z najniższych warstw społecznych, jak by to byli podludzie.
- A widziałeś może co się stało z ludźmi z Trezoru? Czy wszyscy stąd są wcześniejszymi więźniami?
- Podobno dużo rebeliantów i powstańców z ostatniej bitwy przenieśli na drugie skrzydło statku, tutaj są tylko już byli więźniowie, a o ile wiem to wrzucili tu ciebie, bo tam już zabrakło cel i dostałeś się na statek jako jeden z ostatnich. No cóż, zdarza się.....
    Roger już dalej nie słuchał, co Chunk do niego mówił. Oparł się o zimną jak lód ścianę i pomyślał o rodzeństwie. Zastanawiał się, czy Nico wraz z Ash'em i resztą uciekli przed pościgiem, czy jego ojcu nic nie grozi, czy Ardona wraz z matką są bezpieczne. Tak bardzo chciał ich teraz widzieć i powiedzieć im jak bardzo chciałby cofnąć czas i tamte wydarzenia. Był wściekły na myśl o korporacji. Ale wiedział, że długo ona nie porządzi. Ciągle wybuchały bunty, nie mieli żadnych sprzymierzeńców, cała ludzkość się od nich odwróciła, bo kto chciałby trzymać z tyranem? Chyba jedynie ci co mają do wyboru albo zginąć albo być posłusznymi i udawać, że wszystko jest w porządku. Albo fałszerzy, co chodzą tam, gdzie znajdą dla siebie korzyści i nie obchodzi ich los ludzki. Taka niestety jest bolesna prawda. Ludzie to najgorsze potwory z wszystkich gatunków na Ziemi. Powinni się rodzić tylko tacy jak Mercy, Ardona, Xaos i im podobni, co wiedzą czym jest przyjaźń, miłość poświęcenie i dobroć. Ale mimo, że minęło tyle stuleci, to nadal ludzie się nie pozmieniali. Daleko jeszcze im do wzajemnego poszanowania i myślenia o tym, że wszyscy są równi.
   

    Przez kolejne dni nie zdarzyło się nic ciekawego, Roger siedział w swojej celi, wychodził tylko raz dziennie do innego pomieszczenia aby się umyć i coś zjeść, oczywiście pod strażą uzbrojonych po zęby żołnierzy. Potem wracał, siadał w kąt, albo spał, albo rozmawiał z Chunkiem lub innymi więźniami, albo gapił się na Kirę, albo po prostu jak już miał wszystkiego dość, to rzucał się na podłogę i patrzał w sufit.
    Do łazienek szło się    przez długi, słabo oświetlony korytarz. Po bokach z obu stron były okna z widokiem na kosmos. Ziemia znalazła się już miliony kilometrów z tyłu, ponieważ minęli Czarną Dziurę, co była swego rodzaju przejściem międzygalaktycznym. Kiedy przechodzili przez tą Dziurę, zaczęło bardzo rzucać statkiem a głowy zaczęły wszystkich boleć na skutek wielkiego ciśnienia i potężnej grawitacji. Jednak setki lat badań nad tymi przejściami sprawiły, że podróże stały się możliwe. To coś podobnego jak wejście w wir na morzu, najgorsze jest przejście przez "lejek", potem wszystko wraca do równowagi i jest się w zupełnie innym miejscu.
    Pewnego dnia Roger kiedy tak szedł na poranne mycie do łazienki, spojrzał przez okno na tą stronę galaktyki. Nie widział nigdy nic równie niezwykłego. W oddali jaśniały słońca odległych planet, gwiazd było tysiące razy więcej, niż tych, co widział na Ziemi. Statek sunął po przestrzeni, jakby płynął po spokojnym morzu nocą. Ogarnęło go uczucie spokoju, ale i jednoczesnej pustki. Mógłby tak dryfować całe wieki, chociaż wiedział, że lot się skończy jak tylko dotrze na Alphę. I nie wiedział, czy już kiedykolwiek uda mu się wrócić na Ziemię.


    Komandor Nigel aż pienił się ze wściekłości, jednak jego funkcja nie pozwalała mu na takie zachowanie przy ludziach.
- Jak on mógł, no jak on mógł mi takie coś zrobić! - krzyczał. - Wszystko przez tego przeklętego Desslos'a, zniknął gdzieś bez wieści.
- Uspokój się proszę, podobno przez twoją nieuwagę straciliśmy sporą część robotów, bo nie poinformowałeś o wszystkim dowództwa i sam chciałeś prowadzić bitwę. - odpowiedział stojący nieopodal strażnik.
- Ale ja jestem żołnierzem jak ty, a nie jakimś pajacem od raportów!
- Generał pewnie chciał cię jakoś ukarać, nie martw się, zawieziesz ludzi, opiszesz przebieg podróży i wrócisz z powrotem na Ziemię.
- Obyś miał rację .... - Nigel opuścił żołnierza, służącego jak on w Metalowej Górze i poszedł na zewnątrz pomieszczenia, w którym przebywał, aby spisać kolejny raport. Kiedy przeszedł przez korytarz, znalazł się w obszernym centrum obserwacyjnym i wyjął elektroniczny kalendarz. Z każdej strony znajdowały się potężne kilkumetrowej grubości okna, jednak przejrzyste jak woda z oceanu, tak że można było obserwować co się dzieje w przestrzeni. Włączy komputery i po chwili zaczął spisywać znienawidzony raport:

                                                                            Sobota, 17 sierpnia 2898 roku

Położenie 15374    X 8563    N
                    832673 X 93        S
                    98467    X 0494    E
                    484809 X 394    W

Czternasty dzień podróży
strefa lotu : wolna
stan urządzeń : bardzo dobry
zapas paliwa : całkowity
awarie : wylew wody na Decku1, spalenie żarówek w sterowni
żywność : 60% początkowej
przeciążenie : słabe
wycieki paliwa : nie stwierdzono

    Potem notował kolejne linijki, w sumie nic takiego się na razie nie wydarzyło. Aż do tego czasu, do tego najgorszego dnia w życiu całej załogi i być może ostatecznego dnia. Nigel właśnie patrzał w przestrzeń i sprawdzał prędkość lotu, kiedy jego uwagę przyciągnęło coś dziwnego. Zobaczył malutkie punkciki i jakąś czarną chmurę, co przysłaniała widok w oddali. Na początku myślał, że to jest ogon komety, albo jakaś odległa Czarna Dziura. Jednak te świecące punkciki były bardzo ruchliwe i leciały zbyt szybko, kierując się prosto na nich.
- Proszę z Siódmym Obserwatorium - Nigel podniósł komunikator, aby połączyć się z ekspertem od obiektów kosmicznych. - Na północy mamy chyba deszcz meteorytów, sprawdźcie to. Odbiór.
- Tu dowództwo SO, już się tym zajmujemy - odpowiedział cienki głos - namierzyliśmy obiekty 15 kilometrów przed nami, jednak lecą z niesamowitą szybkością w naszym kierunku. To nie są komety, ani żadne materiały skalne.
- Wyślijcie patrole i to natychmiast! - Nigel wydał rozkaz. Po kilkunastu sekundach z hangarów Vortex Rikers wyleciały patrole i skierowały się w stronę dziwnych obiektów i czarnej chmury gazu.
    Po chwili już zaczęły się zbliżać do celu, jednak zostały pochłonięte przez tą dziwną ciemność. Potem wszystko wydarzyło się błyskawicznie, u dołu ciemności ukazały się dymiące i spadające w nicość maszyny Vortex'u. Nigel już wiedział co się stało, był śmiertelnie przerażony. Włączył alarmy na całym pokładzie i zaczął krzyczeć w mikrofon. Po chwili jego głos słychać było na każdym korytarzu.
- Alarm pierwszego stopnia, zostaliśmy zaatakowani przez nieznane obiekty!
    Tajemnicza chmura zbliżała się coraz bardziej, z Vortex Rikers'a wyleciały jednostki bojowe, jednak zbyt wiele nie zdziałały. Po chwili ciemność ogarnęła cały statek, nic nie było widać, komputery zwariowały i nie pokazywały już współrzędnych. Cały wielki prom wpadł w turbulencje i Nigel przewrócił się na podłogę, potem jak piłka przeturlał się po pomieszczeniu. W pewnym momencie jeden z komputerów znów zaczął odbierać jakieś sygnały, jednak nie były to dane dotyczące raportu. Nigel z wielkim wysiłkiem podniósł się na rękach, ale nie mógł wstać na nogi. Zakłócenia przeszły w końcu w jedna linię fal na monitorze, jakby był to była jakaś informacja. Komandor przystawił translator do komputera i próbował odgadnąć o co tam chodzi. Kiedy przeczytał znaczenie tego, co chciał przekazać komputer aż włosy zjeżyły mu się na głowie. Przypomniało mu się, że niedawno też stracili statek ISV-Kran w podobnych okolicznościach, jednak nikt nie spodziewał się, że to znowu się powtórzy, a wyszkolone jednostki ochronne okazały się niczym przy tak potężnej sile, co teraz zapanowała nad statkiem.
" Nasza rasa została pomszczona, jesteście ostatni!" - tajemniczy nadawca nie był na pewno człowiekiem. Nigel dopiero teraz zrozumiał, że zostali zaatakowani przez obcych.
- Skaarj.... - rzekł cicho, po czym opadł na podłogę. Cały statek    wypadł z toru lotu i znalazł się poza zasięgiem jakichkolwiek kursów i map, znanych od stuleci Ziemianom.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ




<< Wstecz    Spis Treści     Dalej







Dodaj
Usuń



Copyright © 2000 - 2006 By Micro. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Przeczytaj deklarację o Ochronie Twojej Prywatności